O co chodzi w wojnie celnej Donalda Trumpa? „Chiny, głupcze!”

O co chodzi w wojnie celnej Donalda Trumpa? „Chiny, głupcze!”

Donald Trump w Gabinecie Owalnym
Donald Trump w Gabinecie Owalnym Źródło: PAP/EPA / Chris Kleponis
Huśtawka celna Trumpa pokazuje jasno, że celem USA nie jest wojna handlowa z całym światem, tylko uderzenie w Chiny. Miotane na prawo i lewo groźby mają zniechęcać do stawania po stronie Chin, tak, że w razie czego Pekinowi została już tylko Rosja. Pozycja Moskwy jest jednak coraz słabsza, bo rozchwiane przez Trumpa rynki reagują gwałtownymi spadkami cen ropy, z której żyje Putin. Pustki w skarbcu Kremla mogą zaś skłonić go do ustępstw w sprawie Ukrainy.

Trump wytrzymał ledwo tydzień i wycofał się z wojny celnej z całym światem. To pełne złośliwej satysfakcji stwierdzenie ma wskazywać na kolejne po próbie szybkiego dogadania się z Moskwą fiasko amerykańskiej administracji. A co, jeśli celem całej tej histerycznej operacji z podnoszeniem USA z kolan za pomocą podnoszenia ceł wcale nie była wojna handlowa z całym światem?

Wiele wskazuje na to, że chodziło wyłącznie o Chiny. Wszystko inne służyło sterroryzowaniu ewentualnego oporu wobec groźby odłączenia się amerykańskiej gospodarki od Chin. Krzyki zgrozy, że Trump demoluje fundamenty światowej gospodarki ustąpiły miejsca westchnieniom ulgi, gdy Biały Dom odłożył na bok taryfową siekierę, pozwalając zachować twarz przerażonej i wewnętrznie podzielonej w sprawie wojny celnej z USA Europie.

Jedyny kraj, który ulgi tej nie odczuł, to Chiny, którym Trump zarzucił na szyję jeszcze ciaśniejszą pętlę.

Zawieszając zaostrzone reżimy celne dla wszystkich państw, poza Chinami, Biały Dom wywindował stawki celne dla Państwa Środka do niebotycznych poziomów ponad 120 procent.

Stało się to przy minimalnym sprzeciwie apostołów wolnego handlu z UE. Bo też nie o Europę, która i tak nie ma alternatywy wobec relacji handlowych z USA, w całym tym zamieszaniu chodziło.

Tak jak wcześniej celem publicznego poniewierania prezydenta Ukrainy i umizgiwania się do Moskwy nie było sprzedanie Europy Putinowi, tylko zmuszenie UE do zajęcia się na poważnie własnym bezpieczeństwem, tak i psychodrama z cłami służyła spacyfikowaniu partnerów handlowych USA tak, żeby Waszyngton miał wolną rękę w starciu z Chinami.

Kruchy rynek chiński

Gdy Europa chłonęła szczegóły taryfowego dnia wyzwolenia, jak nazwał swoją celną krucjatę Donald Trump, hiszpański premier Pedro Sachez wezwał UE do pożegnania się z rynkiem USA i przestawienia się na Chiny. Producenci francuskich i włoskich win czy serów na pewno się żachnęli, bo dobrze wiedzą, że chińska konsumpcja nie dorasta do pięt amerykańskiej.

Na tym polega główna słabość Chin i główna przewaga USA, na której Trump i jego ludzie opierają swoją strategię: Chiny są największym producentem świata, ale rynek wewnętrzny ciągle mają mizerny. Kapitalizm budowany przez komunistyczny reżim dotujący eksport i kontrolujący wszystko – od kluczowych firm po kurs juana – nie może równać się z wolnym rynkiem z prawdziwego zdarzenia.

Artykuł został opublikowany w 15/2025 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.