Niezwykle ekstremalna atrakcja w Bałtyku. Uprawiają tu nurkowanie wrakowe
Czasem, gdy słyszymy o nurkowaniu we wrakach, myślimy, że mowa o czymś tajemniczym, nielegalnym czy trudno dostępnym. Ostatnio głośno o tego typu atrakcji było za sprawą długo planowanej wyprawy na pokład zatopionego Titanica. Osoby zainteresowane taką atrakcją zdecydowały się popłynąć łodzią podwodną Titan. Na pokładzie znaleźli się światowi bogacze i m.in.nurek i współzałożyciel OceanGate. Niestety wszyscy zginęli pod wodą.
Chociaż mowa o okropnym incydencie, nie powinien on kreować naszej opinii na temat nurkowania wrakowego. W przypadku Titana mowa była o bardzo trudnej i ryzykownej akcji. Pasażerowie mimo informacji o niebezpieczeństwie wzięli udział w wyzwaniu – postanowili zejść na głębokości ponad 3800 metrów w Oceanie Atlantyckim. Nurkowanie po Bałtyku niewiele ma z tym wspólnego.
Nurkowanie po wrakach w Bałtyku. Czy na pewno można?
Zacznijmy od tego, że gdyby nurkowanie we wrakach znajdujących się w Morzu Bałtyckim było zakazane, wiele firm związanych z branżą wodną, nie oferowałoby tego typu atrakcji w swojej ofercie. Są one regulowane specjalnymi przepisami, które można znaleźć m.in. na rządowych stronach odpowiednich Urzędów Morskich.
Przykładowo Urząd Morski w Szczecinie udostępnia szereg plików dotyczących tego typu rozrywki. „Osoby prawne lub fizyczne mogą nurkować na wraki, lub ich pozostałości na polskich obszarach morskich po uprzednim poinformowaniu Dyrektora Urzędu Morskiego w Szczecinie o zakresie i miejscu prowadzenia nurkowań, terminie ich rozpoczęcia oraz wskazania portu bazowania” – tak brzmi jedno z licznych zarządzeń wynikających z art.48 6 ustawy z 21 marca 1991 roku.
Powyższe informacje oznaczają, że na nurkowanie wrakowe nie można wybrać się samodzielnie bez wcześniejszego przygotowania i poinformowania odpowiednich służb. Wymagane jest stosowanie się do wielu przepisów związanych m.in. z zobowiązaniem się do nienaruszania części wrakowych bez uzyskania zgody.
Tak zanurkujesz we wrakach w Polsce
Nurkowanie we wrakach oferuje wiele firm prowadzącychm.in. kursy pływania podwodnego. Mowa tu o atrakcji dla odważnych i doświadczonych, tak więc jeśli marzycie o takiej przygodzie, powinniście zdobyć odpowiednie przygotowanie, wiedzę i umiejętności.
Taka rozrywka wbrew pozorom jest szeroko dostępna – można ją uprawiać m.in. w Zatoce Gdańskiej, Puckiej czy na Półwyspie Helskim. Mowa tutaj o prawdziwych cmentarzyskach różnego rodzaju okrętów, kutrów czy żaglowców.
Aby załapać się na atrakcję, warto zapoznać się z ofertami szkół nurkowania, które proponują takie wyzwania. Bywa, że niektóre skierowane są dla początkujących i nie wymagają dużego doświadczenia.
W Bałtyku czeka wiele wraków. Oto co można zobaczyć
Nurkowanie we wrakach to nie tylko elektryzujące i nietypowe zajęcie. To również bliskie spotkanie z historią obiektów i ludzi. To też pewnego rodzaju podróż w czasie, która mimo wszystko zawsze ma związek z jakąś tragedią.
Z informacji podawanych na stronach wielu szkół nurkowania wynika, że wyprawy organizowane są przeważnie od kwietnia do listopada m.in. z portu Zatoki Gdańskiej, Puckiej, Władysławowa oraz Łeby. W ofercie zwykle dostępne jest oglądanie konkretnie wybranych wraków.
Na dnie Bałtyku w Polsce znajdują się m.in. Svanhild, Terram, Arngast, Christa, Kuter Rybacki, Kanonierka, ORP Wicher, ORP Bryza, ORP Groźny, ORP Kujawiak, ORP Ślązak, ORP Delfin, Stara Torpedownia, SS Stuttgard czy Solen.
Jedne pływały dla Marynarki Wojennej RP już w 1965 roku, inne były wodowane w 1942 roku. Mowa zarówno o małych okrętach podwodnych, jak i statkach pasażerskich zbudowanych w 1923 roku.
Na co dzień turyści mogą oglądać 125 takich obiektów w Polsce. W mediach aż roi się od ich opisów i zdjęć, więc przed każdą wyprawą warto przygotować się z historii danego okrętu. Znajdziemy je zarówno w okolicach Kołobrzegu, jak i Darłowa czy Ustki. Do najpopularniejszych wraków należą Bryza, Graf Zeppelin, Abille, Groźny i Boelcke. Na wraki da się wypływać z 17 różnych jednostek pływających.
Tak to wygląda. Zdjęcia robią wrażenie
Relacje z nurkowania wrakowego można podziwiać między innymi na Instagramie. Zobaczymy tam m.in. zdjęcia nurka podpływającego pod obiekt Delfin wodowanego 10 października 1942 w stoczni w Nowym Jorku – został zatopiony na środku Zatoki Puckiej i stał się tarczą strzelniczą dla lotnictwa wojskowego.
Wrażenie robi też ORP Wicher II zbudowany w 1950 roku w stoczni w Leningradzie i przekazany Polsce w 1958 r.
Fan wypraw na wraki podzielił się doświadczeniem
O szczegółach związanych z wyprawą na wraki informował za pośrednictwem YouTube mężczyzna z Polski o pseudonimie Greg Adams. „Na nurkowanie wrakowe wybraliśmy się na statku, a raczej kutrze rybackim do połowu dorsza. Okazało się, że oferuje on też zabranie nurków, którzy chcą zobaczyć piękno wraków Bałtyku. Głównym celem było zobaczenie Heweliusza, który zatonął 14 stycznia 1993 roku” – zdradza w jednym z filmów. Wyjawił też, że nurkował w Bałtyku po raz pierwszy.
Udało nam się skontaktować z Gregiem. Specjalnie dla Wprost.pl zdradził, że nurkował w Bałtyku, jednak nie w Polsce, a w okolicach Bornholmu. –Trzy dni nurkowań w tym miejscu to była niesamowita przygoda. Wcześniej byłem na takiej wyprawie w Chorwacji, Egipcie i Peru, ale to Bałtyk zapadł mi w pamięć najbardziej. Myślę, że jest bardzo niedoceniany wśród nurków – wolimy lecieć na drugi koniec Europy, żeby zobaczyć wraki, a tak blisko mamy niesamowity akwen z ich ogromną ilością – mówił.
Pytany o kwestie organizacyjne zdradzał, że oczywiście nie obyło się bez wsparcia profesjonalistów i szkoły odpowiedzialnej za cały wypad. – Na pomysł wpadł mój instruktor nurkowania z Gliwic, grupa zebrała się m.in. na facebookowej stronie. Samą wyprawę zorganizowała załoga statku Doktor Lubecki z Kołobrzegu – co jakiś czas zabiera on nurków w okolice Bornholmu na nurkowanie wrakowe. W pierwszej chwili nie byłem jakoś super przekonany – Bałtyk kojarzył mi się raczej z nieprzyjemnym nurkowaniem – ciemno, słaba widoczność. Co tam można zobaczyć? – pytałem. Ale że lubię wyzwania, to stwierdziłem, że chociaż raz to sprawdzę – dodał Greg.
Nurek chętnie dzieli się odczuciami z wyprawy. – Największe wrażenie zrobiła na mnie dobra widoczność i niesamowity zielony butelkowy kolor wody. To zupełnie nietypowe doświadczenie, cały świat wygląda niczym z filmu, widzisz kawałek wraku, niesamowite światło latarek każdego nurka, gdzieś za tobą na linie zaczepiony jest błyskacz – sprawia to wrażenie, jakby się było na obcej planecie. Wraki mają już sporo lat, więc nie zawsze do końca wiesz, na co patrzysz, o ile na Janie Heweliuszu można spokojnie zobaczyć kształt wraku i przewrócony samochód czy jego opony, to na innych czasem trzeba spojrzeć z dwóch lub trzech stron, żeby zorientować się, o co chodzi. Należy też podkreślić, że my nie schodziliśmy poniżej 30 metrów – opisywał dla Wprost.pl.
Nurkowanie na wraki. Spotykane są zagrożenia
Rozrywka związana z nurkowaniem na wraki to oczywiście nie sama przyjemność. Mowa o czymś trudnym i nie zawsze bezpiecznym. Największe zagrożenie sprawiają sieci zarzucane przez rybaków, prądy morskie oraz zmienna pogoda i falowanie – często najgorzej jest w okresie zimowo-jesiennym. Za każdym razem trzeba zachować ostrożność i być przygotowanym na ewentualne komplikacje.
Należy też pamiętać o odpowiednio ciepłym skafandrze. Im głębiej nurkujesz, tym niższa jest temperatura wody – gdy zejdziemy głębiej, będzie ona drastycznie maleć, w skrajnych przypadkach spadnie nawet do 2-4 stopni Celsjusza. Greg zdradzał, że wyzwaniem jest samo wyjście z wody. – Jesteś tam i czujesz fale, wszyscy trzymają się liny jedną lub dwoma rękami, bo inaczej popłynęlibyśmy nie wiadomo gdzie. Gdy komputer mówi, że wszytko ok, jedna osoba daje znać reszcie i można zacząć się wynurzać. W ustach ma się cały czas automat, rzuca tobą na prawo i lewo, lina jest rozciągnięta. Jest też winda, ale przy sporych falach dostanie się do niej i ustawienie się w idealnym momencie jest problematyczne. Sprzęt, który masz na sobie, nie pomaga. Gdy podpływa się do windy, ciałem rzucają fale, a gdy próbujesz trzymać się rękami poręczy, często cały sprzęt nagle dociska się do windy. To chyba była dla mnie najtrudniejsza chwila, na szczęście załoga była bardzo doświadczona i pomagała. Wszyscy wyszliśmy cało i bezpiecznie – zdradzał mężczyzna.
A wy wzięlibyście udział w tego typu przygodzie?