Ewa pokazuje Meksyk Polakom. Ten kraj to nie tylko maniana i słońce

Dodano:
Ewa w Meksyku Źródło: Archiwum prywatne / Ewa Pankowska
Po 13 latach życia w deszczowym Londynie przeniosła się do zupełnie innego świata. Gorący, kolorowy Meksyk zauroczył Ewę na tyle, że osiedliła się tam na stałe i zaczęła organizować wycieczki dla turystów. W rozmowie z „Wprost” mówi o szczęściu i odkrywaniu miejscowego luzu.

Pierwsze zderzenie z Meksykiem nie było dla Polki łatwe. Czym innym okazało się korzystanie z walorów tego miejsca podczas urlopu, a czym innym codzienne życie. Najpierw, by się tam przeprowadzić, opuściła Londyn, później zostawiła Meksyk, by wrócić do Londynu. Ostatecznie słoneczny świat ponownie ją do siebie przyciągnął. Dzięki sporej dawce szczęścia, wysiłku i pozytywnej energii udało jej się odnaleźć w tym kraju na dobre.

Ewa mieszka dziś w stanie Quintana Roo w turystycznej miejscowości Playa del Carmen miedzy Cancun a Tulum na wybrzeżu Morza Karaibskiego. Organizowanie lokalnych wycieczek stało się jej sposobem na życie.

Paulina Kopeć, „Wprost”: Jak znalazłaś się w Meksyku? Dlaczego padło na to miejsce?

Ewa: Pierwszy raz w Meksyku znalazłam się w 2022 roku. Pojechałam tam na krótkie wakacje i zarezerwowałam sobie lokalne wycieczki. Bardzo mi się spodobało. Przy okazji nawiązałam kontakt z jednym z przedstawicieli takich punktów z wycieczkami. Później wróciłam do siebie do Londynu, bo już od 13 lat nie mieszkałam w Polsce. Któregoś dnia otrzymałam zdjęcia z Tulum od wspomnianego znajomego z Meksyku, wtedy natychmiast pomyślałam, że bardzo chciałabym tam wrócić – było słonecznie, kolorowo i zupełnie inaczej niż u mnie.

Przyznam, że w Londynie miewałam stany depresyjne, więc coraz poważniej myślałam o zmianie. Czułam, że tam, gdzie mieszkałam nie byłam już szczęśliwa. Poprzez znajomego zorientowałam się, czy miałabym możliwość podjęcia jakiejś pracy w Meksyku – w Anglii zajmowałam się nieruchomościami, więc wiedziałam, że mogłabym robić coś podobnego. Udało się.

W 2023 roku przeniosłam się i zaczęłam w pracę w Tulum w tej samej branży. Wiązało się to z wieloma wyzwaniami, bo rynek mieszkaniowy wygląda tam zupełnie inaczej niż w Londynie. Zderzyłam się dużą ilością resortów, hoteli i zaczęłam od szukania klientów na wynajem mieszkań, co okazało się trudnym zadaniem. Większość osób chciała czegoś na 2-3 miesiące np. nomadzi, a właściciele lokali woleli kogoś na minimum rok. Wkładałam w to dużo energii, a ostatecznie nie zarabiałam. Do tego zaczęła się przytłaczająca pora deszczowa, a w moim mieszkaniu zrobiła się powódź. Nie wychodziło mi, więc poddałam w wątpliwość, że to dobry wybór, że tam się znalazłam. Po 8 miesiącach spakowałam się i wróciłam do Londynu. Tam znów znalazłam pracę, ale szybko dotarło do mnie, że droga do centrum w godzinach porannych dawała mi więcej stresu niż sama praca i to było bardzo szybkie tempo życia. Natychmiast przypomniałam sobie, dlaczego całkiem niedawno się stamtąd wyniosłam. Postanowiłam, że jednak wracam do Meksyku zacząć jeszcze raz – może w innym mieście.

Udało się i zostałam w tym kraju do dziś.

Jak doszło do tego, że zostałaś tam organizatorką wycieczek?

To jest historia, która wynika trochę ze szczęścia lub zbiegu pozytywnych zdarzeń. Podczas szukania mieszkania dla siebie poznałam pewnego Meksykanina, który miał firmę turystyczną. Zainteresowało go to, że jestem Polką, gdy dowiedział się, że jeszcze nie mam pracy, zaczął proponować mi „wspólny biznes”. Początkowo byłam sceptyczna. Za jakiś czas odezwał się do mnie i umówiliśmy się na spotkanie. Okazało się, że ten facet miał dobre doświadczenia we współpracy m.in. z Czeszką, która przynosiła mu sporo turystów na lokalne wycieczki. Pomyślał, że mogłabym przyciągnąć do niego turystów z Polski. To dało mi do myślenia.

Zaczęłam działać na własną rękę, a następnie współpracować ze wspomnianym Meksykaninem. Zaczęło się od pojedynczych osób, które chciały, aby je oprowadzać po Playa del Carmen i były w stanie za to dobrze zapłacić. Dostrzegłam w tym duży potencjał i zauważyłam, że jest zapotrzebowanie.

Zaczęłam zamieszczać posty o propozycjach turystycznych na różnych grupach facebookowych i tak się rozkręciło. Polacy przylatujący na miejsce pytali mnie o Meksyk, wycieczki czy pomoc w organizacji. Musiałam się dużo nauczyć m.in. tego, jakie pytania ludzie zadają podczas wycieczek, wciąż się wiele dowiaduję.

Zaangażowałam się we współpracę z miejscowym, który ma doświadczoną firmę transportową – wynajmuje samochody na wycieczki czy oferuje ubezpieczenia. Dogadaliśmy się, że będę organizowała dla niego klientów. Z czasem było coraz lepiej, zaczęliśmy mieć zainteresowanych na wycieczki prywatne, a nie tylko grupowe. Warto też dodać, że popyt na tego typu usługi transportowe wśród turystów na miejscu jest bardzo duży, bo w rejonie, w którym mieszkam Meksykanie nie chcą pozwolić na wprowadzenie Ubera. Co prawda jest w mieście Cancún oddalonym o około 68 km, jednak tu gdzie przebywam, trzeba korzystać z innych opcji. Miejscowi podkreślają, że dużo pracowali na swoje licencje i musieli sporo w nie zainwestować, dlatego nie chcą pozwolić, by wjechały tam tańsze konkurencje dla taxi.

Aktualnie pracuję nad nowym projektem turystycznym, chciałabym bardziej rozwinąć i poszerzyć swoją działalność. Chodzi o to, by organizować nie tylko wycieczki lokalne czy transport, ale też pełne pakiety z noclegami czy przejazdami. Powoli zaczynam współpracować z biurami podróży w Polsce, ale wszystko jest jeszcze w fazie początkowej, więc nie chcę za dużo zdradzać.

Ewa w Meksyku

Możesz powiedzieć coś więcej o samych wycieczkach, które organizowałaś do tej pory?

Ogólnie są dwa typy – wycieczki prywatne i grupowe. O drugich mowa wtedy, kiedy zainteresowana osoba rusza z wszystkimi innymi zgłoszonymi ludźmi. Zwykle jest to busik, który zbiera zainteresowanych po hotelach i zabiera ich na oglądanie z góry ustalonych, konkretnych atrakcji. Jeśli chodzi o wycieczkę prywatną, turyści sami mogą decydować, gdzie chcą pojechać i wszystko tworzone jest na zamówienie klienta. Sami mogą zebrać się w grupę, która ustala, czego chce. Wtedy cena takiego zwiedzania jest o wiele wyższa niż w przypadku wycieczek grupowych. Na takich prywatnych czasem jest około 10 – 15 osób. Dla nich zamawia się większego vana. Zdarzają się też takie po 3-4 osoby, wtedy zabieramy ich klasycznym samochodem. Ostatnio miałam natomiast grupy nawet około 30 osób.

Podczas wycieczek prywatnych jest spora swoboda i liczy się bardziej indywidualne podejście, choć to nie jest tak, że nie ingerujemy w pomysły turystów. Staramy się doradzać, by zwiedzanie było optymalne czasowo i dobrze zorganizowane logistycznie, by np. nie wracać się dwa razy do punktu, w którym już byliśmy.

Ogólnie najczęstszymi turystami w Meksyku są Amerykanie, Kanadyjczycy i Francuzi jednak klientami z mojej strony są głównie Polacy z różnych stron świata. Niektórzy na co dzień mieszkają np. w Chicago czy Anglii. Są też osoby, które przylatują na miejsce bezpośrednio z Polski. Sezon na te wycieczki trwa od listopada do kwietnia, a później zaczyna się pora deszczowa.

Towarzyszysz zawsze danej grupie turystów podczas takiej wycieczki/zwiedzania?

To wszystko zależy od dnia i możliwości. Czasem wiele rzeczy dzieje się jednocześnie i niekoniecznie mogę jechać. Warto też podkreślić, że ja jestem przede wszystkim organizatorką. Nie jestem przewodnikiem i nie mam takiej licencji. Jeśli wyjeżdżam to głównie jako tłumacz, który z języka angielskiego tłumaczy Polakom na ojczysty język, to co mówi przewodnik.

Jak zachowują się polscy turyści w Meksyku? Masz z nimi dobre doświadczenia?

Źródło: WPROST.pl
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...