Zły wagon, rowery na siedzeniach i biegi. Taką podróż zafundowało mi PKP Intercity

Dodano:
Podróż w PKP Intercity Źródło: Archiwum prywatne / Paulina Kopeć
Podróżuję pociągami dość często. Tym razem było to wyjątkowo chaotyczne doświadczenie. Przekonałam się, że wykupienie miejsca dla roweru niczego nie gwarantuje. Zamiast cieszyć się wyjazdem, stresowałam się, że nie wsiądę i byłam przeganiana po stacji.

Rezerwujesz dla siebie konkretne miejsce w pociągu PKP Intercity i myślisz, że na pewno będzie na ciebie czekać? Możesz się przeliczyć – tak samo jak ja i wielu innych pasażerów. Czy system rezerwacji miejsc działa tylko wybiórczo i pozornie? Nie wiem. Przekonałam się już kilka razy, że na jednej z tras coś w tej kwestii kuleje. Kilka dni temu było wyjątkowo nieprzyjemnie. Wykupiłam miejsce w wagonie rowerowym, ale taki nie istniał. Później musiałam trochę pobiegać, a na koniec dowiedziałam się kilku ciekawych rzeczy od pani konduktor.

Z rowerem i stresem w PKP Intercity

Początek podróży – Warszawa Wschodnia. Właśnie na tamtejszym peronie ustawiłam się w oczekiwaniu na pociąg. Ten przyjechał planowo, ale planowo nie ruszył, a wszystko przez zamieszanie. Byłam tam razem z bagażami i rowerem – to początek lata, więc widok pasażerów podróżujących z jednośladem nikogo nie dziwi. Obok mnie stali inni rowerzyści, chcący wsiąść do tego pociągu co ja.

Mowa o pociągu PKP IC 110 Silesia zmierzającym w stronę czeskiego Bohumina. Nie planowałam wysiadać na ostatniej stacji, lecz w Rybniku, mimo to czekało mnie około 4 godzin jazdy, więc zarezerwowałam miejsce dla siebie miesiąc wcześniej, by podróż na pewno była komfortowa. Nie była, a już na pewno nie w pełni.

Mojego wagonu brak

Problem polegał na tym, że mój wagon o numerze 350 nie miał nawet jednego miejsca rowerowego, choć miał takie posiadać. Za takie płaci się dodatkowo. Zarezerwowałam je online w systemie PKP Intercity, który umożliwiał taki wybór miejsca. Wszystko byłoby do zniesienia, gdyby pracownicy pociągu byli przygotowani, na to, że taka sytuacja wystąpi – uprzedzili, przeprosili. Konduktorzy, którzy wyszli na peron, byli jednak zaskoczeni. Początkowo nie mieli pomysłu, na to, co powiedzieć i rozkładali ręce. Jeden z panów zaczął sprawdzać coś w systemie i stwierdził, że tutaj wagonu rowerowego nie ma, bo coś zostało pomylone. Następnie poszedł sprawdzić, ile jest miejsca w przedziałach – był to pociąg wyłącznie z przedziałami i wąskimi korytarzami. Stwierdził, że jakieś rowery mogą się tam zmieścić, dając do zrozumienia, że zamierza coś „wykombinować”.

– Może w takim razie miejsce na rowery jest w innym wagonie i pójdę do niego? – pytam. Pan konduktor poinformował mnie, że mogę i że miejsca takie są w wagonie pierwszym i ostatnim. Pobiegłam więc do ostatniego – zestresowana, że nie zdążę, bo poza pasażerami rowerowymi wszyscy już siedzieli w oczekiwaniu na odjazd. Okazało się, że to taki sam wąski wagon z przedziałami bez haków na rowery. Pobiegłam więc z ostatniego do pierwszego wagonu, mając nadzieję, że tam czeka mnie coś innego, ale znów się zawiodłam. Widziałam, że rowery pozostałych pasażerów pan konduktor po prostu włożył do przedziałów w wagonie 350, czyli tym, w którym miałam rezerwację. Ja zostałam już w pierwszym, by znów nie biegać. W końcu ten pierwszy i ostatni – zdaniem konduktora – miał być rowerowy!

Z rowerem w pociągu

Stałam w przejściu, a mój rower częściowo w toalecie. Nie mogłam nawet przepuścić innych osób, które chciały wsiąść. Na kolejnej stacji wielu osobom musiałam tłumaczyć, dlaczego tam stoję, co narażało mnie na dodatkowy dyskomfort. Nie mogłam usiąść, nie mogłam zostawić jednośladu, bo byłoby to niebezpieczne. Przejechałam jedną stację do Warszawy Centralnej, a tam kolejna niespodzianka. W pewnym momencie pan konduktor po mnie wrócił, prosząc, żebym przeniosła się do wagonu 350, bo jednak on jest tym „rowerowym”. Pracownik PKP był uprzejmy i pomógł zabrać rzeczy, ale czy nie mógł od razu mnie o tym poinformować?

Miałam już dość. Biegania, noszenia, tłumaczenia się i początku tej podróży. Na Dworcu Centralnym pojawili się kolejni pasażerowie z rowerami i łącznie zrobiła się nas spora grupka. Pracownik pociągu wniósł nasze rowery do wagonu i ustawiał w przedziale jeden obok drugiego – rowery były ustawiane na siedzeniach, tych, na których później siadają pasażerowie. Łącznie stały w czterech przedziałach. W jednym pasażerowie siedzieli z rowerem postawionym między sobą.

Rowery w przedziale
Rowery w PKP Intercity

Rodzi się wiele pytań

W sytuacji, w której się znalazłam, pojawiło się wiele pytań, ale też złość. Złość na to, jak funkcjonuje system PKP Intercity i jak bardzo brakowało tutaj dobrego logistycznie zaplanowania podróży. Logicznym wydaje się, że jeśli pasażerowie rezerwują miejsca rowerowe miesiąc wcześniej, pracownicy kolei mają czas na to, by przygotować pociąg zgodnie ze sprzedanymi miejscami. Dlaczego to się nie zgadza? Czy problem tkwi w systemie online, w którym błędnie wyświetlana jest dostępność miejsc rowerowych czy problemem jest doczepianie nieodpowiednich wagonów? Dlaczego załoga zaczynająca kurs nie jest z góry przygotowana na to, że taka sytuacja wystąpi, by móc zareagować sprawnie?

Wiele razy na tej samej trasie spotkałam się z sytuacją, że rezerwowałam miejsce w wagonie bez przedziałów, a otrzymywałam przedział. Nie do końca zgadzały się numery miejsc, a gdy pytałam, dlaczego tak jest, pani sprawdzająca bilety tłumaczyła, że podstawiono zły wagon i nic nie może zrobić. Pytanie, czy na pewno? Czy do PKP nie wpływają reklamacje w podobnych przypadkach? Co, gdyby chodziło o miejsca dla osób z niepełnosprawnością lub rodziny z wózkiem i dziećmi? Zastanawiałam się też, czy w PKP często występują podobne problemy z miejscami.

To spotkało nie tylko mnie

Na jednej z grup facebookowych „RowerempoPolsce.pl” znalazłam post pana Damiana, który kilka dni temu pytał internautów, co sądzą o obecnych hakach na rowery w PKP Intercity. Pod wpisem natychmiast pojawiło się mnóstwo komentarzy. Z jednego wynikało, że w składach często brakuje wagonów rowerowych. „Albo są, albo ich nie ma” – czytam. Na zdjęciu w komentarzach widać rowery poukładane na siedzeniach – tak samo jak w moim przypadku.

„To sam konduktor je tam poukładał. Miał być wagon rowerowy na 12 haków, a podstawili zwykły i to jeszcze z przedziałami. Jak to powiedział konduktor: firma obliczyła i przeznaczyła dwa przedziały na rowery. Normalnie jak wystawisz nogi w butach na siedzenie, to dostajesz mandat, a tutaj mógł stać rower z brudnymi kołami. Oczywiście tyle rowerów nie zmieściło się w tych dwóch przedziałach. 12 dziecięcych może by weszło. Elektryki znalazły swe zaszczytne miejsce w WC, spięte razem, żeby nikt nie wysiadł z nimi w nocy, podczas gdy śpisz w przedziale. Patologia” – czytam dalej. „A ile nerwów przy tym było” – dodawano.

Nawet gdy wagony rowerowe już się trafiają, haki w nich też nie są oceniane najlepiej. „Ktoś, kto je projektował, nie miał pojęcia o rowerach” – czytam w sekcji komentarzy.

Brak komunikacji w środku komunikacji

Na długich trasach zwykle jest tak, że załoga się zmienia. Tak też było tym razem. W pewnym momencie konduktor, który umieszczał mój rower w przedziale, wysiadł i pojawili się jego zmiennicy. Szybko zrozumiałam, że z komunikacją w zespole też coś nie zadziałało, za co mi się… oberwało.

– A to pani rower stał tak na tych siedzeniach?! Jak Pani tak jeszcze raz zostawi, to będzie Pani je czyścić – słyszę od konduktorki, ustawiając się do wyjścia tuż przed stacją Rybnik.

Znów musiałam się tłumaczyć – nie z mojej winy – i to za działania konduktora. Po tym, jak wyjaśniłam, że to nie ja ustawiłam tam rower, pani złagodniała, lecz była zaskoczona. Dała do zrozumienia, że to „nie do pojęcia”, bo później fotele zostają brudne i ktoś tam usiądzie.

To mogło się skończyć gorzej?

– Zgonie z procedurami, wszyscy państwo z rowerami moglibyście już w Warszawie dostać zaświadczenie od konduktora, że do pociągu – nie z winy załogi – przyczepiono zły wagon i nie powinni państwo jechać. Z zaświadczeniem mogliby Państwo reklamować się u PKP – usłyszałam od wspomnianej pani w trakcie krótkiej rozmowy.

Wyjaśniła mi, że takie sytuacje zdarzają wiele razy. – My nie chcemy robić problemów i zabieramy pasażerów z rowerami, choć nie mamy odpowiednich miejsc, ale potem nam się obrywa i też jest źle – dodawała pani konduktor.

Czy to oznacza, że gdy kolejnym razem w PKP Intercity będzie brakowało odpowiedniego wagonu, to mogę nie pojechać?

O to, czy faktycznie tak jest i dlaczego występują takie problemy, zapytałam rzecznika PKP Intercity, jednak do momentu publikacji nie otrzymałam odpowiedzi.

Podsumowując, perfekcyjnie byłoby gdyby każdy pociąg promowany jako „z miejscami na rower” faktycznie miał haki lub stojaki. Gdy jednak ich nie ma, a przewoźnik celowo wskazuje zwykłe przedziały do przewozu rowerów, to załoga mogłaby o tym wiedzieć, i uprzedzać o tym wsiadających, których sprawa dotyczy. Taki przedział w wagonie mógłby być wcześniej oznaczony, mieć naklejoną tymczasową etykietę informacyjną, a siedzenia mogłyby być zabezpieczone np. folią ochronną. Te rzeczy nie wydają się skomplikowane, a pozwoliłyby uniknąć zbędnych nieporozumień.

Źródło: WPROST
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...