Ibiza znana jest na całą Europę ze swojego imprezowego charakteru. Mekka klubowiczów ma jednak poważny problem, bo całonocne dyskoteki i koncerty zaczynają wymykać się spod kontroli. Turyści pod wpływem narkotyków i alkoholu nadwyrężają służby medyczne, które są wzywane do nich zdecydowanie zbyt często. Na wyspie zaczyna brakować ratowników, co grozi załamaniem całego systemu pogotowia.
Ratownicy na Ibizie są przeciążeni
Najbardziej imprezowa europejska wyspa stoi u progu poważnego kryzysu związanego z ryzykiem niedoboru ratowników medycznych. Wszystko przez narkotyki i alkohol, które są najczęstszą przyczyną interwencji, mających miejsce zazwyczaj w całonocnych klubach (największy z nich może pomieścić aż 10 tysięcy osób). Takie zgłoszenia to nawet jedna trzecia wszystkich wezwań. To sprawia, że system jest przeciążony, a ci, którzy z innych względów również potrzebują pomocy, mogą jej nie dostać. Lokalny związek zawodowy ratowników medycznych domaga się zmian i wzywa do działania właścicieli dyskotek.
Kluby powinny zatrudnić własnych ratowników
Problemem nie jest niedobór ratowników sam w sobie, ale brak zaangażowania ze strony właścicieli klubów nocnych. Zdaniem ratowników to właśnie oni powinni być odpowiedzialni za zatrudnienie prywatnych firm świadczących usługi medyczne na obszarze miejsca ich działalności. „Nie do pomyślenia jest, aby firmy osiągające dochody rzędu milionów euro rocznie nie były w stanie odciążyć służb ratunkowych” – uważa José Manuel Maroto, przewodniczący związku zawodowego w rozmowie z elDiario.es. Hiszpan zaznacza, że dziś największe koszty takiego niesprawiedliwego układu ponosi miejscowa ludność, która może nie doczekać się przybycia pomocy na czas.
Jak podaje The Guardian, obecnie tylko jeden duży klub na wyspie korzysta z takiego rozwiązania.
Czytaj też:
Panika na znanej wyspie. W hotelach muszą zatrudniać emerytówCzytaj też:
Panika na europejskiej wyspie. Turyści nie chcą już przyjeżdżać