Polak krytykuje drożyznę nad Zalewem Sulejowskim. „Nie, to nie są ceny znad morza”

Polak krytykuje drożyznę nad Zalewem Sulejowskim. „Nie, to nie są ceny znad morza”

Dodano: 
Zalew Sulejowski
Zalew Sulejowski Źródło: Shutterstock / X/@lucekteam
Ceny w wakacyjnych kurortach nie raz przyprawiały już turystów o zawrót głowy. Okazuje się, że drogo bywa nie tylko nad morzem czy w górach, ale także na popularnych kąpieliskach.

Na nieciekawą sytuację cenową zwrócił uwagę jeden z internautów prowadzących profil na platformie X. Na koncie o nazwie @lucekteam udostępnił post, w którym krytykuje to, ile kosztuje jedzenie i picie nad Zalewem Sulejowskim. Obwinia za to konkretną grupę osób i pisze o szaleństwie.

Szalone ceny nad Zalewem Sulejowskim?

Polak zdradził, że mieszka i żyje nad Zalewem Sulejowskim całe życie i nigdy nie było tam „takiego szaleństwa”. Dla niewtajemniczonych zdradzamy, że mowa o sztucznym zbiorniku wodnym położonym w woj. łódzkim, około 84 km od Łodzi i 140 km od Warszawy. Na miejsce najbliżej mają mieszkańcy okolicznych wsi i miasteczek, ale tłumie przybywają też osoby z większych miast z różnych części Polski.

Nad jeziorem można korzystać m.in. z pola kempingowego, plaży czy portu na Cyplu. Nie brakuje zielonych terenów, a woda zdatna jest do kąpieli i uprawiania sportów wodnych. To właśnie tam znajdziemy też liczne punkty gastronomiczne. Jak zwrócił jeden z mężczyzn, te są szalone i mogą przypominać znaną nam już drożyznę znad polskiego morza.

Polak krytykuje ceny nad jeziorem

Internauta wskazał, że za porcję frytek nad Zalewem Sulejowskim trzeba zapłacić 15 zł, a piwo z nalewaka kosztuje 16 zł. Aż 28 zł ma kosztować gofr z owocami, a wołowina z grilla to cena 129 zł za 200 g. Hitem okazała się też mała woda niegazowana za 10 zł.

„Nie jest to wina Tuska. To wina właścicieli lokali, którym się we łbach popier&#&$ i myślą, że ludzie są milionerami i będą wszystko kupować bez względu na cenę. Żerują w sezonie na turystach, zdzierając pieniądze bez żadnych ograniczeń. Co najlepsze – po sezonie, gdy zacznie zbliżać się jesień, to nagle się okaże, że 50 proc. tych cen też jest ok i w zupełności wystarczą, by być zadowolonym z dochodów” – komentował mężczyzna.

Polak zwrócił także uwagę, że na miejscu można mówić o kompletnym wyzysku. „Właściciele lokali po zamknięciu dnia, siedzą przy piwie i się śmieją. Śmieją i liczą kasę” – komentował. W jego wpisie nietrudno było dostrzec, żalu do Polaków, którzy dają się namawiać na płacenie tak wysokich cen oraz wytykania im naiwności.

Internauci komentujący wpis też dawali do zrozumienia, że w Polsce jest drogo w różnych częściach kraju i że za granicą można zjeść taniej. „Tak jest wszędzie, ja rozumiem opłaty ZUS, prąd media, ale oni w krótkim czasie chcą zarobić krocie” – pisano. „Jesteśmy na Mazurach. Ceny jeszcze bardziej wywalone” – dodawał ktoś inny. Inny Polak zwracał uwagę, że podczas pobytu w Mediolanie za dwa podwójne espresso i croissanty z panacettą zapłacił tylko 7 euro. Co wy sądzicie o takiej sytuacji?

Czytaj też:
Astronomiczne ceny noclegów w Warszawie. To efekt koncertów amerykańskiej gwiazdy
Czytaj też:
Ile polska rodzina zapłaci za tydzień nad morzem? Sprawdziliśmy ceny

Źródło: X/@lucekteam