Pani Anna wypoczywa w Juracie. W ramach turnusu wzięła udział w wycieczce na Hel. W jej trakcie chciała skosztować wędzonej ryby, więc udała się do sklepu, który polecił jej przewodnik. Tam zakupiła tzw. rybę maślaną. Decyzji pożałowała już 30 minut później.
Tropikalna ryba w helskim sklepie. Nie wszyscy reagują na nią dobrze
O swoich nieprzyjemnych dolegliwościach opowiedziała dziennikarzom serwisu trójmiast.wyborcza.pl. – Chciałam sobie kupić jakąś wędzoną rybkę, więc poszłam do poleconego przez przewodnika sklepu w centrum Helu. Wybrałam coś, co nazywało się ryba maślana. Nigdy jej nie jadłam, ale bardzo dobrze wyglądała, więc się skusiłam. Spróbowałam mały kawałek po wyjściu ze sklepu, i już po pół godziny strasznie zaczęła boleć mnie głowa. Po chwili doszły do tego nudności, a później ostra biegunka. Z częścią objawów wciąż się zmagam – przekazała redakcji we wtorek.
Turystka o swoich dolegliwościach poinformowała sanepid. Wcześniej jednak sprawdziła w internecie, jaką rybę zjadła. Okazało się, że pod przyjemną nazwą „ryby maślanej” w Polsce sprzedawany jest m.in. kostropak. Jest to tropikalna ryba sprowadzana do Polski, która charakteryzuje się smacznym mięsem. Niestety kostropak, a także eskolar (również zaliczany do grupy ryb maślanych) zawierają woski, których człowiek nie jest w stanie przetrawić. Właśnie dlatego niektórzy mogą nabawić się o strego zatrucia pokarmowego po ich spożyciu.
– O mojej historii poinformowałam sanepid. Widziałam, że te ryby można było kupić na stoiskach na świeżym powietrzu. Chciałabym ostrzec innych ludzi, nie życzę nikomu, by przechodził przez to co ja. Z tego co wyczytałam, zgodnie z przepisami unijnymi tymi rybami można handlować, ale musi być przy nich informacja o ryzyku szkodliwego wpływu na układ pokarmowy – dodała pokrzywdzona turystka.
Unijne wymagania a rzeczywistość
Zgodnie z prawem Unii Europejskiej sprzedaż ryb maślanych jest legalna. Sprzedawcy muszą spełnić jednak jeden kluczowy warunek – na każdym stanowisku powinna znajdować się informacja dotycząca możliwych nieprzyjemności spowodowanych jej spożyciem.
„Muszą być odpowiednio oznakowane w celu zapewnienia konsumentom informacji na temat metod ich przygotowania/gotowania oraz ryzyka związanego z obecnością substancji wywierających szkodliwy wpływ na układ pokarmowy” – można przeczytać w rozporządzeniu KE z 2005 roku.
Czytaj też:
Turystki zamówiły dwa drinki i coś do zjedzenia. Zapłaciły blisko 3 tys. złotych