Jak twierdzą eksperci, przypominają one trochę „watę cukrową” lub „kępkę sztucznych włosów” – czytamy. Można spotkać je jedynie na półkuli północnej.
Pierwszy raz opisano je po I wojnie światowej
Jak wyjaśniają, zjawisko to powstaje podczas lekkich przymrozków. Widoczne na zdjęciu „włosy” to w rzeczywistości woda, która wypływa z gruntu i zaczyna zamarzać warstwami.
Na stronie Lasów Państwowych czytamy, że zjawisko zostało przez naukowców po raz pierwszy opisane w 1918 r. Nikt nie wiedział wtedy jeszcze, jak do końca wyjaśnić fenomen. Jak się okazuje, by zaistniał, nie wystarczy sam mróz i woda, bo bardzo ważny udział we wszystkim ma grzyb Exidiopsis effusa, czyli łojówka różowawa.
Po dotknięciu „włosy” topią się
Proces krystalizacji (czyli moment, gdy cząsteczki danej substancji układają się i tworzą sztywną strukturę) dzięki łojówce zachodzi znacznie wolniej, niż ma to miejsce w innych warunkach. Grzyb „wypycha” wodę, a wtedy na powierzchni tworzą się „włosy” – czytamy.
Niestety efekt ten niemal natychmiast znika, gdy tylko dotkniemy „włosy”. Leśnicy wyjaśniają, że po zetknięciu się z ciepłą skórą te momentalnie topią się.
facebookCzytaj też:
Gdy o nim usłyszeli, natychmiast ruszyli w głąb lasu. Zastali okropny widokCzytaj też:
Upolitycznienie Lasów Państwowych? „Mienie było zarządzane jak prywatny folwark”