Bałtyk coraz bardziej zanieczyszczony. Winna jest „woda płuczkowa”

Bałtyk coraz bardziej zanieczyszczony. Winna jest „woda płuczkowa”

Dodano: 
Morze Bałtyckie
Morze Bałtyckie Źródło:Shutterstock
Najnowsze badania wykazały, że Morze Bałtyckie jest coraz bardziej zanieczyszczone, a winne temu są statki. Do akwenu spływa bowiem „woda płuczkowa”, która jest silnie toksyczna.

Kiedy w październiku prom Marco Polo osiadł na mieliźnie u wybrzeży Szwecji, świat patrzył powolną podróż nieszczelnego obiektu do portu. W jej wyniku wyciekły tony ropy, która dotarła do ponad 500 ptaków w hrabstwie Blekinge.

Ale takie zdarzenia to wierzchołek góry lodowej problemu, z jakim zmaga się Morze Bałtyckie – prawie całkowicie zamknięte ramię Oceanu Atlantyckiego, otoczone przez dziewięć krajów. Zbiornik jest regularnie zanieczyszczany, a najbardziej podstępnym źródłem tego zanieczyszczenia jest tzw. woda płuczkowa pochodząca ze statków.

„Woda płuczkowa” zanieczyszcza Morze Bałtyckie

Systemy czyszczące pompują i rozpylają wodę morską na gazy spalinowe powstające na statkach podczas spalania ciężkiego oleju opałowego. Zamieniają je w ciecz, zanim gazy dotrą do powietrza. Tak właśnie powstaje silnie toksyczna "woda płuczkowa", która zatruwa Bałtyk.

Naukowcy obliczyli, że co roku ponad 200 milionów metrów sześciennych tej toksycznej „wody płuczkowej” jest uwalnianych z powrotem do Morza Bałtyckiego ze statków. Eksperci poszli jednak dalej i ustalili cenę za to zanieczyszczenie. Twierdzą, że szkody morskie w latach 2014-2022 kosztowały ponad 680 mln euro. Jednak przedsiębiorstwa żeglugowe, które zainwestowały w technologię skruberów (czyli aparatów pochłaniających niektóre składniki gazu przez ciecz), w większości zwróciły koszty i obecnie czerpią korzyści z dalszego stosowania taniego, ciężkiego oleju opałowego zamiast czystszego paliwa.

„Widzimy wyraźny konflikt, w którym prywatne interesy gospodarcze odbywają się kosztem środowiska morskiego w jednym z najbardziej wrażliwych mórz na świecie” – mówi Anna Lunde Hermansson, współautorka nowego badania opublikowanego w czasopiśmie Nature Sustainability.

Dlaczego „woda płuczkowa” jest tak toksyczna?

Skrubery pomagają zmniejszyć zanieczyszczenie powietrza, spełniając tym samym zasady wprowadzone przez Międzynarodową Organizację Morską (IMO) w 2020 roku.

Jednak siarka, która nie przedostaje się do atmosfery, jest zamiast tego absorbowana przez wodę, co prowadzi do poważnego zakwaszenia i zanieczyszczeń morza. Trafiają do niego metale ciężkie i toksyczne związki organiczne.

Aby dać wyobrażenie o skali problemu, według szacunków Chalmersa na Morzu Bałtyckim znajduje się ponad 700 statków wyposażonych w „płuczki”, a na całym świecie jest ich około 5000. Stanowi to około pięć procent całkowitej floty światowej i – ponieważ w „płuczki” inwestują zazwyczaj statki o wysokim zużyciu paliwa – te pięć procent odpowiada za 25 procent światowego zapotrzebowania na ciężki olej opałowy.

„Branża często podkreśla, że przedsiębiorstwa żeglugowe działały w dobrej wierze, inwestując w technologię, która rozwiązałaby problem zawartości siarki w powietrzu, i przez to nie należy ich karać. Nasze obliczenia pokazują jednak, że większość inwestycji została już odzyskana i nie jest to już uzasadniony argument” – mówi Lunde Hermansson.

Według obliczeń badaczy większość przedsiębiorstw żeglugowych, które zainwestowały w „płuczki”, osiągnęła już próg rentowności i obecnie czerpie korzyści z dalszego wykorzystania taniego paliwa. Całkowita nadwyżka do końca 2022 r. w przypadku wszystkich 3800 zbadanych statków wyniosła 4,7 mld euro.

Kwota 680 mln euro za szkody spowodowane przez „wodę płuczkową” w Morzu Bałtyckim opiera się na modelach gotowości do płacenia za uniknięcie degradacji środowiska morskiego. Naukowcy twierdzą jednak, że należy to uznać za niedoszacowanie, ponieważ nie uwzględniono bezpośrednich kosztów związanych z wyciekami ciężkiego oleju opałowego ze statków korzystających ze skruberów.

Szwecja nie podjęła jeszcze decyzji, czy zakaże zrzucania „wody płuczkowej” do Bałtyku, choć w niektórych jej portach – np. w Göteborgu – taka zasada obowiązuje. Dania zdecydowała niedawno o zakazie zrzutów „wody z płuczek” na swoich wodach terytorialnych w promieniu 12 mil morskich od wybrzeża. W tym celu przyłącza się do szeregu innych krajów europejskich, w tym Niemiec, Francji i Portugalii.

Czytaj też:
Niezwykle ekstremalna atrakcja w Bałtyku. Uprawiają tu nurkowanie wrakowe
Czytaj też:
„Mały Kanał Sueski” znajduje się w Polsce. Brytyjscy dziennikarze są nim zachwyceni

Opracowała:
Źródło: euronews.com