Poszukiwania Polaka na Słowacji. Ogromna akcja z tragicznym zakończeniem

Poszukiwania Polaka na Słowacji. Ogromna akcja z tragicznym zakończeniem

Dodano: 
Ratownicy TOPR
Ratownicy TOPR Źródło: Horska Zachranna Służba
Pogoda w górach jest bardzo zdradliwa. W Zakopanem i tatrzańskich dolinach mamy do czynienia z piękną i słoneczną aurą, jednak na szczytach zalega śnieg, a szlaki bywają skute lodem. Niestety takie warunki okazały się śmiertelną pułapką dla wielu wspinaczy.

Tragiczne wiadomości w niedzielę rano przekazała słowacka Horska Zachranna Służba. Od soboty w regionie Kołowego Szczytu trwały poszukiwania polskiego turysty. W akcji udział brali słowaccy ratownicy, a także toprowcy z dronami. Niestety finał akcji był tragiczny. W jednym ze żlebów znaleziono zwłoki.

Tragedia w Tatrach. To już jedenasta śmierć w październiku

Jak informują słowaccy ratownicy, zawiadomienie o zaginięciu polskiego turysty otrzymali w sobotę późnym popołudniem. Polski wspinacz poinformował wówczas TOPR, że jego kolega upadł w rejonie grani prowadzącej na Kołowy Szczyt. Polscy ratownicy zawiadomili Słowaków, a na miejsce poleciał śmigłowiec ratownictwa medycznego, a także dwóch ratowników Horskiej Zachrannej Służby.

Pomoc w rejon szczytu dotarła po zapadnięciu zmroku. Od razu rozpoczęto poszukiwania zaginionego Polaka. Te nie przynosiły skutków, a policjantom nie udało się ustalić lokalizacji telefonu wspinacza. Z pomocą HZS przybyło trzech ratowników TOPR wyposażonych w drony. To przy ich użyciu udało się znaleźć poszukiwanego mężczyznę. Niestety nie dawał on oznak życia.

W niedzielę rano ratownicy TOPR przygotowali ciało zmarłego do transportu, a następnie na pokładzie „Sokoła” przetransportowali je do Jaworowej Doliny. Stąd przedstawiciele HZS zabrali je do miejscowości Zdziar, gdzie przekazali je odpowiednim służbom. Jak dodają słowaccy ratownicy, przyczyną upadku było najprawdopodobniej poślizgnięcie w górzystym terenie.

Przewodniczka górska ostrzega przed zdradliwymi warunkami w Tatrach

O aktualnych warunkach w górach w rozmowie z Wprost.pl opowiedziała przewodniczka tatrzańska Maja Sindalska. „Warunki są trudne. W dzień śnieg się topi, ale nocą przychodzą ujemne temperatury i wszystko zamarza. W ten sposób rano tworzy się zmrożone bryła. Nie jest to jeszcze lód, ale już go przypomina. Od wysokości ok. 1900 m n.p.m. z zamarzniętej wody tworzą się polewki z lodu, a wyżej mamy do czynienia z płatami zmrożonego śniegu, na którym nie da się wybić butem stopnia” – informowała.

Dodała również, że w wyższych partiach Tatr konieczne jest posiadanie odpowiedniego sprzętu – czekana, raków, kasku, a także umiejętność posługiwania się nimi. Zdaniem przewodniczki obecne warunki sprawiają, że wiele osób bagatelizuje sytuację. „Startując z dolin, ludziom trudno uwierzyć w to, że jednak do plecaka trzeba zapakować raki, czekan, kask, a być może również linę do asekuracji i dodatkowy szpej. Do raków potrzebne są zimowe buty. Moim zdaniem te warunki mogą zmylić, a wiele osób, widząc sytuację na dole, myśli «najwyżej jak pojawi się trochę śniegu, to założę raczki»” – przyznała.

W tak trudnych warunkach lepiej unikać wyjść w Tatry Wysokie. O wiele lepszym rozwiązaniem zdaniem Mai Sindalskiej może być wspinaczka na Giewont, który jest w pełni wytopiony. Dodatkowo w październiku i listopadzie nie zastaniemy na nim tłumów turystów.

Czytaj też:
Słowacy szukają Polaka. Wyszedł w Tatry i już nie wrócił
Czytaj też:
Śmiertelny wypadek w Tatrach. Zmarł 27-letni dziennikarz

Opracowała:
Źródło: Horska Zachranna Służba