Huragan Dora w środę 9 sierpnia rozprzestrzenił po wyspach Hawai'i oraz Maui groźne pożary, z którymi nie radzą sobie władze archipelagu. Amerykańska wicegubernator Sylvia Luke przyznała, że szpitale pełne są osób poparzonych lub zatrutych dymem. Dodawała, że aż 15 tys. domów na Hawajach pozbawionych jest prądu i nie działają tam telefony komórkowe, więc trudno kontaktować się z mieszkańcami.
Płoną Hawaje. Gwardia Narodowa w akcji
Sytuacja jest na tyle poważna, że w stan alertu postawiono Gwardię Narodową, która pomaga policji i ratownikom w ewakuacjach. Polscy turyści w rozmowie z RMF FM mówili o co najmniej 6 ofiarach śmiertelnych kataklizmu oraz o głośnym przypadku uratowania 12 osób, które podczas chaotycznej ewakuacji wypłynęły za daleko od brzegu. Szczęśliwie ludzi uciekających z Maui przed ogniem zdołała uratować straż przybrzeżna.
Dziennikarz Paweł Żuchnowski w rozmowie z Polką z New Jersey ustalił, że na drugiej co do wielkości wyspie Hawajów przebywa też co najmniej 14 naszych rodaków. Wszystkie ich rzeczy zostały w kurorcie Lahaina, w którym ogień wyrządził szczególnie duże szkody. – Całe miasteczko spłonęło. My jesteśmy w strojach kąpielowych. Nasze wszystkie rzeczy spłonęły. Z naszego ośrodka zostały jedynie sprężyny z materacy – opowiadała turystka.
Polacy na Maui czują się odcięci od świata
Polka podkreślała, że podróżni nie mogą dostać się do lotniska, ponieważ wszystko na ich drodze strawił ogień i „nie ma jak przejechać”. Dodawała, że internet działa bardzo słabo, co potęguje poczucie odcięcia od świata. – Panuje ogromne zamieszanie. To co się dowiadujemy, to z jakiś wiadomości tekstowych od znajomych z innych części USA lub nawet Polski – dodawała kobieta.
Czytaj też:
Tydzień urlopu na Rodos za darmo. Zaskakująca oferta od premiera Grecji