Brakuje w nim wentylacji, światła i ginęli tu ludzie. Polski podróżnik przejechał „Tunelem Śmierci”

Brakuje w nim wentylacji, światła i ginęli tu ludzie. Polski podróżnik przejechał „Tunelem Śmierci”

Dodano: 
Tunel Anzob
Tunel Anzob Źródło:Shutterstock
Podróżnik prowadzący bloga o nazwie NaWylocie.pl przebywa obecnie w Tadżykistanie. Postanowił przejechać tutaj najbardziej niebezpiecznym tunelem na świecie. Dlaczego Tunel Anzob cieszy się tak złą sławą? – Kompletny dziki zachód – mówi w rozmowie z Wprost.pl Deny, który przetestował go na własnej skórze.

Tunel Anzob, Tunel Istiqlol lub Tunel Ushtur to tunel o długości ok. 5 km, położony 80 km na północny zachód od stolicy Tadżykistanu Duszanbe. Znajduje się na wysokości 2720 m n.p.m. na przełęczy Anzob. Tunel jest częścią autostrady M34 i łączy stolicę Tadżykistanu z drugim co do wielkości miastem kraju, Chodżentem. Wygląda więc na to, że aby dostać się do miasta stołecznego państwa, należy nim przejechać.

Ten niedługi odcinek cieszy się jednak naprawdę złą prasą. Przez wiele osób nazywany jest „Tunelem Śmierci” i choć może wydawać się to wyolbrzymianiem, rzeczywiście giną w nim ludzie. Czym spowodowana jest ta sytuacja? Jak wygląda przejazd tą drogą? Przekonał się o tym polski podróżnik prowadzący bloga NaWylocie.pl.

Przejechał „Tunelem Śmierci”. „Architektonicznie prawdziwy koszmar”

Droga z Duszanbe do Chodżentu liczy 300 kilometrów i jest najbardziej uczęszczaną drogą w Tadżykistanie. Łączy dwa największe miasta, a jeśli staje się nieprzejezdna, są one od siebie całkowicie odcięte. I choć zaczyna się na nizinie i też na niej się kończy, w międzyczasie trzeba pokonać też dwie przełęcze. Jedną z nich jest Anzob, przez którą biegnie „Tunel Śmierci” nazywany najniebezpieczniejszym na świecie.

I to właśnie nim przejechał ostatnio Deny z bloga podróżniczego NaWylocie.pl (który współprowadzi wraz z Hanią, a od niedawna w podróżach towarzyszy im również córeczka Leosia). Od dawna przemierza on najróżniejsze zakątki Azji, Bliskiego Wschodu i Kaukazu. Teraz droga zaprowadziła go wprost na Przełęcz Anzob.

„Absolutnie pokręcone miejsce 80 km na północny zachód od Duszanbe – stolicy Tadżykistanu. Na przełęczy Anzob na prawie 3 tysiącach metrów n.p.m. znajduje się tunel nazywany przez mieszkańców Tunelem Śmierci lub Tunelem Strachu” – zaczyna wpis na Instagramie.

Później zaczyna opowiadać, skąd zła sława tego miejsca.

„Budowany mozolnie przez lata, nigdy finalnie nieukończony, jest strategiczną inwestycją kraju. Łączy bowiem stolicę z drugim co do wielkości miastem kraju – Chodżentem, skracając czas przejazdu o dobrych kilka godzin. Tunel ma 5 kilometrów długości i mimo przerażającego stanu technicznego dał Tadżykom lepsze połączenie komunikacyjne” – opowiada Deny.

Co kryje się pod pojęciem przerażającego stanu technicznego tej drogi? Otóż okazuje się, że brakuje tu wentylacji, przez co gromadzą się tutaj toksyczne spaliny, nie ma tu odpowiedniego oświetlenia. W dodatku tunel bywa zalewany. Zdarzało się, że... umierali w nim ludzie.

– Nie wiem jak jest teraz, ale problemem chińsko-perskiej inwestycji były rownież liczne rozszczelnienia, które doprowadzały do kuriozalnych sytuacji. Dostępne są materiały na YouTube, gdzie widać, że w tunelu znajduje się do 60 cm wody, przejeżdzają nim samochody, a w tym samym czasie z sufitu lecą iskry z robot remontowych – mówi Deny w rozmowie z Wprost.pl.

W swoim wpisie na Instagramie zaznaczył też, że znane są przypadki śmierci spowodowanej zbyt długim przebywaniem w tunelu. „W czarnej otchłani spalin dwutlenku węgla często tworzą się korki, a czasami mają miejsce wypadki. Uwięzieni w tunelu ludzie są skazani na przyjazd pomocy medycznej i drogowej, co nie jest łatwe z uwagi na fatalną infrastrukturę i kręte drogi na przełęczach” – czytamy.

A jak wygląda przejazd tym tunelem z perspektywy pasażera?

– Do tunelu wjeżdżamy dwa razy – po raz pierwszy jadąc do Duszanbe, a następnie wracając ze stolicy w kierunku północnych miast Jedwabnego Szlaku. Ten 5-kilometrowy rurociąg pełen toksycznych spalin z perspektywy 3 tys. metrów wysokości nie wygląda już tak złowieszczo. Pokonujemy go dwukrotnie mknąc chińską ciężarówką ze składem węgla. Zdecydowanie największe wrażenie robi pierwsze kilkaset metrów, gdy z kompletnej ciemności gdzieś na horyzoncie trefnej inwestycji pojawia się zamglone światło nadjeżdżającej furmanki. Ten moment zapisuje się na dłużej w pamięci. Jakość nawierzchni i pobocze pozostawiają wiele do życzenia. Tunelu nie można przejść pieszo (po obu stronach znajduje się ochrona), a przejechanie go na rowerze wydaje się aktem samobójczym. To, co przeszło w Tadżykistanie, nie przeszłoby w żadnym kraju Starego Kontynentu. Kompletny dziki zachód. 5-kilometrowy tunel pokonuje się w kilkanaście minut. Gorzej, gdy w środku ma miejsce wypadek lub tworzą się korki, wtedy maseczki z czasów covidowych dostają drugie życie. Po drodze mijaliśmy kilkanaście samochodów i wykonaliśmy kilka brawurowych aktów wyprzedzania – dodaje twórca bloga NaWylocie.pl.

Niedokończony tunel w Tadżykistanie?

Zamysłem utworzenia tej inwestycji było skrócenie odcinka między miastami Tadżykistanu i też stworzenie... bezpieczniejszej drogi prowadzącej przez Przełęcz Anzob. Jest ona bowiem uważana za jedną z najbardziej niebezpiecznych w Azji Środkowej. Schodzą tu lawiny, giną tu ludzie.

Mimo złego stanu technicznego tunelu, wciąż jest on „wybawieniem” dla osób muszących pokonywać trasę między stolicą kraju a Chodżentem.

Czytaj też:
Turyści mdleją podczas wizyty w tym miejscu. To najbardziej zabójcza atrakcja na świecie
Czytaj też:
Na TikToku króluje nowy trend podróżniczy. Turyści odwiedzają... francuskie apteki

Źródło: instagram.com/nawylocie_pl/WPROST.pl