Podróże najbogatszych Polaków: stolice europejskie zawsze na topie

Podróże najbogatszych Polaków: stolice europejskie zawsze na topie

Dodano: 
Synonimem luksusu są Malediwy, Polinezja Francuska, Seszele, Mauritius
Synonimem luksusu są Malediwy, Polinezja Francuska, Seszele, Mauritius Źródło: Shutterstock
Synonimem luksusu są Malediwy, Polinezja Francuska, Seszele, Mauritius, bo nie wszyscy mogą tam dotrzeć i to jest powód wyboru celu podróży przez najbogatszych. Czy jest coś, czego jeszcze nie odkryliśmy? - mówi dr Joanna Orzeł z Instytutu Historii Uniwersytetu Łódzkiego.

Zanzibar, Tanzania, Zjednoczone Emiraty Arabskie to najczęściej wybierane wakacyjne kierunki przez majętnych Polaków. Jak podróżowali nasi przodkowie, które miejsca najbardziej ich fascynowały?

Pierwsze podróże nie miały charakteru turystycznego, były to wyjazdy w celach politycznych, handlowych, te ostatnie niekoniecznie jednak świadczyły o statusie materialnym osób, które je podejmowały, bo były ściśle związane z wykonywaną przez nich pracą. Jeśli chodzi o najbogatszych – książęta, szlachtę, bogate mieszczaństwo, to w XV i XVI wieku wyjeżdżali oni głównie w celach edukacyjnych na uczelnie przede wszystkim do włoskich miast: Padwy, Bolonii. WXVII i XVIII wieku podróżowano już nie tyle na pełne studia, ale po wiedzę (bardziej życiową) i doświadczenie, a oprócz akademii zwiedzano lokalne zabytki. Popularny był przede wszystkim Rzym, Paryż i Wersal – prawdziwe perełki, przyciągające pozostałościami antycznym czy zbiorami mistrzów malarstwa i rzeźby. Chętnie odwiedzano też Wiedeń, Brukselę, Amsterdam, niemieckie miasta. W XVIII wieku coraz modniejsza stawała się Wielka Brytania, zwłaszcza Londyn.

Czy w XIX wieku wyszliśmy poza kanon najważniejszych stolic europejskich?

Gdy utraciliśmy niepodległość i gdy zmieniła się struktura społeczna, podróżowano nie tylko z powodów politycznych, edukacyjnych czy kulturalnych, lecz także w większej mierze handlowych. Część przedsiębiorców mogła dzięki prowadzonym interesom należeć do bogatej części społeczeństwa. Podróżowano więc z jednej strony na wschód: do Moskwy, Odessy, Kijowa, z drugiej na zachód: m.in. do Paryża, gdzie po kolejnych politycznych zawirowaniach emigrowała spora grupa Polaków. Przypomnę, że kształciła się tu Maria Skłodowska, ponieważ nie mogła studiować w Królestwie Polskim, w którym kobiety nie miały dostępu do wyższych uczelni. Oprócz francuskich uczelni popularne były też niemieckie uniwersytety: w Berlinie, Lipsku czy Monachium, a także rosyjskie uczelnie – w Petersburgu czy Moskwie.

Pamiętajmy, że podróżowanie było wciąż drogie, więc ograniczone do wąskiej grupy społeczeństwa. Powstała kolej żelazna w całej Europie, choć na ziemiach polskich możemy mówić o dwóch prędkościach – w zaborze pruskim rozwój kolei dokonywał się szybciej niż w zaborze rosyjskim. Popularne były też wciąż dyliżanse, które postrzegano jako bardziej prestiżowe niż kolej (zwłaszcza na dłuższych trasach), choć czasami były też jedyną możliwością dotarcia do wyznaczonego celu podróży.

XIX wiek to czas odkrywców, wypraw naukowych. Jakie nowe kierunki poznajemy?

Mamy wspaniałego odkrywcę Pawła Edmunda Strzeleckiego, który we Włoszech poznał Franciszka Sapiehę. Ten pozostawił mu ogromny majątek, dzięki któremu Strzelecki sfinansował swe dalekie podróże i badania, głównie przyrodnicze i geologiczne. Był pierwszym Polakiem, który w celach naukowych przemierzył świat dookoła, pamiętając o swych korzeniach: w końcu to on nazwał najwyższy szczyt Australii Górą Kościuszki.

Oprócz Strzeleckiego, wielkiego badacza Australii, w historii wielkich odkryć geograficznych zapisał się m.in. Ernest Malinowski, budowniczy kolei w Peru. Jak do tego dochodzili, skąd czerpali pomysły, by realizować tak trudne misje w odległych częściach świata?

Finansowanie badań nie tylko w tamtych czasach wymagało ogromnego finansowego wsparcia, mecenatu lub rodziny. Trzeba było być bogatym z domu lub otrzymać spadek, by cały świat (w tym kontekście wręcz dosłownie) się w pełni otworzył.

Wspomniany Strzelecki był wspierany w swoich odkryciach w różny sposób: pomagały mu zarówno konkretne postaci, ale też zdobywał finanse dzięki sprzedaży okazów przyrodniczych i geologicznych do różnych europejskich muzeów. Dodatkowo pomagały mu kontakty z instytucjami, np. w Australii, gdzie współpracował z brytyjskimi urzędnikami. Dzięki takiej wielostronnej pomocy przemierzył świat od Kanady przez Meksyk po Brazylię, Urugwaj, Chile, Hawaje, Wyspy Polinezji, Australię i Nową Zelandię. Warto wspomnieć również o hrabim Karolu Lanckorońskim, historyku sztuki, kolekcjonerze, który fascynował się archeologią śródziemnomorską. Te zainteresowania były na tyle silne, że odbył – m.in. z Jackiem Malczewskim – wyprawę naukową w poszukiwaniu pozostałości starożytnych rzymskich miast w Pamfilii i Pizydii.

Niewiele wzmianek historycznych dotyczy azjatyckich podróży Polaków. Dlaczego?

Znamy wprawdzie relację Benedykta Polaka, który w latach 1245-1247 odbył podróż do Azji Środkowej, do Imperium Mongolskiego, ale nie odbiła się ona aż tak szerokim echem. Jeśli zestawimy Benedykta Polaka z późniejszym Marco Polo, wiemy, że największym problemem były kontakty bezpośrednie. Dlatego też Azja była poza naszym zasięgiem, choć w XIX wieku postaci, takie jak Bronisław Grąbczewski, Mikołaj Przewalski, Leon Barszczewski czy Karol Bohdanowicz, prowadziły badania etnograficzne w Azji Środkowej. Takie też, choć już na początku XX wieku, prowadził w Japonii Bronisław Piłsudski (brat Marszałka).

Ciekawy wątkiem są też uzdrowiska, do których w przeszłości podróżowali Polacy. Jak narodziła się ta moda?

„Podróże do wód”, jak nazywała je szlachta, były popularne już w czasach istnienia imperium rzymskiego. Po okresie średniowiecza, w XVI wieku powrócono do wyjazdów do miejsc z gorącymi źródłami. Wówczas wydawano też pierwsze polskojęzyczne prace medyczne (często pisane przez nadwornych lekarzy królewskich) na temat miejscowości uzdrowiskowych. Modne były wówczas Cieplice oraz Szkło, położone około 40 km od Lwowa. Wśród zagranicznych kierunków popularne były czeskie Karlowe Wary i Teplice, austriackie Baden, francuskie Vichy czy angielskie Bath. Z czasem część z tych miejscowości nie było już tylko uzdrowiskami. Stały się luksusowymi miejscami, w których należało bywać, by spędzić czas w wytwornym towarzystwie, uczestniczyć w koncertach, grać w szachy, zawierać znajomości w odpowiednich kręgach. Jeśli mówimy o polskich uzdrowiskach, to w roku 1922 wydano ustawę wskazującą konkretne miejsca jako uzdrowiska o charakterze użyteczności publicznej. W dwudziestoleciu międzywojennym polska elita, zarówno polityczna (np. Wincenty Witos), jak i kulturalna (jak Julian Tuwim), gustowała w Truskawcu, Zaleszczykach czy Druskiennikach.

Jak wyglądały podróże polskich elit w dwudziestoleciu międzywojennym?

To czas ogromnego przyspieszenia, nowych podróżniczych możliwości: pojawiły się pierwsze transatlantyki – statki pasażerskie Batory i Piłsudski, który wykonywały rejsy przez Atlantyk: od Gdyni, przez Kopenhagę i Nowy Jork, do Nowej Szkocji w Kanadzie. Wspomniany MS Batory do wybuchu drugiej wojny światowej odbył prawie 40 rejsów oraz 9 rejsów wycieczkowych. Transatlantyki przypominały Titanica: były zaprojektowane w najdrobniejszych detalach, znajdowały się tam pomieszczenia do rozmów, tzw. saloniki. Miały być pływającymi „ambasadami kultury polskiej”. Popularność zyskała też Luxtorpeda – wagon spalinowy znany ze swojej aerodynamicznej konstrukcji i dużej prędkości, który był używany w Polsce w latach 30. XX wieku, zwłaszcza na trasie z Krakowa do Zakopanego.

Po wojnie w PRL powrócono do luksusowych podróży. Gdzie wówczas najchętniej odpoczywali Polacy?

W latach 60.-70. luksusem były wyjazdy na Bałkany, więc do byłej Jugosławii czy Rumunii. Rodziny pakowały bagaże do samochodu i tak wyglądały z reguły wakacje życia. Nie można zapominać o biurach podróży, zwłaszcza Orbisie, powstałym co prawda już w 1920 roku, ale kojarzonym głównie z okresem PRL. Zorganizowany wyjazd do państw bloku wschodniego wiązał się z prestiżem społecznym, na który stać było nielicznych. Najbogatsi chętnie wypoczywali nad Morzem Czarnym (słynne Złote Piaski i Słoneczny Brzeg), Balatonem czy Adriatykiem.

Wracając do początku naszej rozmowy, dziś coraz częściej wybierane są afrykańskie destynacje. Skąd wziął się ten trend?

Ze zbyt wielkiego ruchu turystycznego w Europie, ale i chęci zobaczenia czegoś, co do tej pory było poza zasięgiem. W wielu krajach afrykańskich w XX wieku prowadzone były wojny, podróże w te rejony nie były więc bezpieczne. Zmieniające się cele podróżnicze możemy obserwować po wydawanych przewodnikach turystycznych. Na przykład próżno szukać przewodnika wydanego przed 20 laty po Tanzanii.

Gdzie dziś podróżują najbogatsi Polacy?

Dla jednych synonimem luksusu są Malediwy, dla innych – Polinezja Francuska czy Karaiby. Modne są też Seszele i Mauritius, bo wciąż nie wszyscy mogą tam dotrzeć i to jest główny powód wyboru celu podróży przez najbogatszych. Prestiżowe są miejsca mało dostępne dla większości turystów. Pytanie: czy jest coś, czego jeszcze nie odkryliśmy?

Są tajne wyspy, niedostępne dla większości?

Może nie tajne, bo zbyt dobrze znamy dziś geografię, by nie wiedzieć o istnieniu tych miejsc. Ale są wyspy należące w całości lub większości do najbogatszych, najbardziej rozpoznawalnych osób na świecie. Dla takich osób priorytetem jest często anonimowość, więc istnieją kurorty dla VIP-ów, które w cenie mają gwarancję, że są to miejsca niedostępne dla większości. Coraz częściej bogaci wybierają też podróże jachtem, bo w ten sposób mogą się odgrodzić od ludzi. Są też biura, które prześcigają w ekskluzywnych atrakcjach dla najzamożniejszych.

A czy Dubaj wciąż jest miejscem ekskluzywnym?

Myślę, że pogląd, że Dubaj jest drogi i w tym znaczeniu ekskluzywny, upadł. Okazało się, że można tam żyć jak w Polsce – zapłacić za kolację albo 50, albo 500 zł w zależności od restauracji. Bez wątpienia jednak wśród Polaków zapanowała moda na kraje arabskie, o czym świadczy rosnąca liczba regularnych połączeń lotniczych chociażby z Arabią Saudyjską. Wciąż pojawiają się też nowe połączenia, co znaczy, że jest popyt.

Są także miejsca dla pasjonatów, jak Uzbekistan. Czy jednak są one bezpieczne i chętniej wybierane niż kiedyś?

Skoro powstało bezpośrednie połączenie lotnicze z Uzbekistanem, to z pewnością jest chętniej niż kiedyś wybierane. Jeśli chodzi o bezpieczeństwo, to dziś jesteśmy bombardowani informacjami o niebezpiecznych sytuacjach w Europie Zachodniej czy Stanach Zjednoczonych, a nawet w Polsce. Do każdej podróży należy się odpowiednio przygotować, przede wszystkim przestrzegać reguł – zarówno tych uniwersalnych, jak i kraju, w którym jest się gościem. Moją podróżą, która wymagała najwięcej przygotowań, także mentalnych, była ta do Iranu. Obawy o bezpieczeństwo okazały się niepotrzebne, ale nie unikniemy zagrożeń, dlatego trzeba wiedzieć, w jakich miejscach nie należy się pokazywać, gdzie są zagrożenia: czy to wojenne, czy to przyrodnicze, dokładnie to przeanalizować. Zalecam zdrowy rozsądek, bez demonizowania krajów innych kultur.

Jakie kraje będziemy odwiedzać w przyszłości? Bo moda, jak w każdej dziedzinie, często wraca.

To ciekawe pytanie, trudno to przewidzieć. Sądzę jednak, że dla Polaków stolice europejskie zawsze będą na topie. W pierwszym odruchu, myśląc o podróżach zagranicznych, nie spoglądamy na Malediwy, ale jednak na Londyn czy Paryż. Jesteśmy spadkobiercami tej kultury, uczymy się o niej w szkole, jest nam ona bliska, dlatego zawsze będziemy w te miejsca wracać.

Artykuł został opublikowany w najnowszym wydaniu tygodnika Wprost.

Aktualne cyfrowe wydanie tygodnika dostępne jest w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.