W trzy dni zmieniłam zdanie o Dubaju. Nie tylko bogaci będą się tu dobrze bawić

W trzy dni zmieniłam zdanie o Dubaju. Nie tylko bogaci będą się tu dobrze bawić

Dodano: 
Edge Walk w Dubaju
Edge Walk w Dubaju Źródło: Archiwum prywatne / Alicja Miłosz
Jeszcze rok temu mówiłam, że nigdy nie mogłabym tu zamieszkać. Trzy dni w tym mieście wystarczyły, żebym zmieniła zdanie.

Patrzę dwieście metrów w dół na sztucznie usypaną wyspę palmową prosto z najwyższego na świecie, 360-stopniowego basenu infinity Aura Skypool i czuję się tylko o krok od zakupu własnego jachtu. Wokół niektórzy pracują na laptopach, jakby były to zupełnie najzwyklejsze do pracy warunki, inni piją drinki, a jeszcze inni nie rozstają się z telefonem, próbując uchwycić na zdjęciu i widok, i siebie w basenie. W idealnej fotografii przeszkadza tylko rdzawo-mleczny kolor powietrza. Nie wiem, czy to pył pustyni, czy skrajnie wysoka wilgotność utrudniająca widoczność, a może obie te rzeczy. Już za kilka tygodni zrobi się jednak chłodniej, czyli przyjemne trzydzieści stopni. Na listopad i moment oficjalnego rozpoczęcia sezonu, czekają z utęsknieniem i turyści, i mieszkańcy.

Kiedy odwiedziłam Dubaj po raz pierwszy w ubiegłym roku podczas przesiadki w drodze do Colombo, pomyślałam, że to jedno z tych miast, w których za nic w świecie nie mogłabym mieszkać. Dziś, po trzech dniach spędzonych na poznawaniu atrakcji i rozmowach z jego mieszkańcami, muszę przyznać się do zmiany zdania.

Aura Sky Pool, basen infinity na 50. piętrze

Czy można lubić Dubaj?

Ogrom lotniska w Dubaju przyprawia o zawrót głowy, choć wszystko jest tu przecież doskonale zorganizowane. W trzecim najbardziej ruchliwym porcie lotniczym świata przecinają się drogi grup buddystów w białych szatach, pasażerów z Afryki w kolorowych tunikach Dashiki, biznesmenów uzgadniających ostatnie szczegóły przez telefon i stewardes Emirates w charakterystycznych nakryciach głowy w kolorze khaki. Jedni pchają ze sobą wózki uginające się od ciężkich walizek, inni korzystają z lotniskowych taksówek, bo do przejścia pomiędzy gate'ami czasem jest nawet kilka kilometrów. Każdy gdzieś leci lub skądś wraca, a patrząc na imponującą siatkę połączeń, niełatwo odgadnąć kierunek. Już tutaj można odnieść wrażenie, że znajdujemy się w samym pępku świata.

– Nas nie kręcą takie klimaty – słyszę od kolejnej pary znajomych, kiedy mówię, gdzie poleciałam. Mam wrażenie, że moda na Dubaj wśród jednych rozwija się równolegle do demonstracyjnego wręcz odrzucania tego kierunku wśród drugich. Rzadko spotykam się z opiniami gdzieś pośrodku.

Najwyższe, najszybsze, najpiękniejsze i najdroższe atrakcje na wielu wciąż działają jak magnes i ich do wizyty nie trzeba specjalnie przekonywać. W mojej internetowej bańce rośnie jednak grono tych, którzy od takiej turystyki rekordów, bez wyraźnego powodu, wolą trzymać się z daleka.

Jednak ci sceptyczni nie zawsze wiedzą, że Dubaj ma do zaoferowania dużo więcej niż gigantyczne centra handlowe i bardzo, bardzo wysokie budynki. Zapewniam, że Dubaj można polubić, choć jego popularność faktycznie może czasem onieśmielać. Podobnie jest z dubajską czekoladą, która przecież nadal jest tak samo smaczna, nawet jeśli jej tanie odpowiedniki znajdziemy dziś przy kasie w niemal każdym sklepie w Polsce.

Wieżowce w Dubaju

Ekstremalny spacer po krawędzi

Pierwszego dnia mojego wrześniowego pobytu w Dubaju poza basenem na 50. piętrze wieżowca zaliczam też spacer po krawędzi budynku na wysokości 219,5 metra i ekstremalny przejazd samochodem przez pustynię znany pod nazwą dunes bashing. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek w życiu miała tyle wrażeń w ciągu kilku godzin, a w Dubaju zaplanowanie takich ekscesów jeden po drugim nie stanowi żadnego wyzwania.

Wśród znajomych największe poruszenie wywołuje film przedstawiający moje stopy nad szalejącymi w dole serpentynami autostrad. Edge Walk to prawdopodobnie najlepsza w Dubaju, łatwo dostępna dawka ekstremalnej turystyki w bezpiecznej wersji. Przed wejściem na taras, którego od przepaści nie oddziela żadna szyba ani pleksa, podpisuję długie oświadczenie o świadomości ryzyka, a potem przebieram się w „roboczy strój” i uprząż, którą nasz wysokościowy przewodnik przypina do liny asekuracyjnej.

Widok z Edge Walk w Dubaju

Oglądanie świata z tej wysokości po bezsennej nocy jest przedziwnym, onirycznym doświadczeniem. Cieszę się, że z powodu niewielkiej różnicy czasu nie spałam zbyt dobrze – gdybym była bardziej przytomna, mogłabym kwestionować wytrzymałość liny, a tak tylko posłusznie wykonuje polecenia asekuranta, który pokazuje, że mogę się bezpiecznie wychylić i do przodu, i do tyłu, uśmiechnąć się do zdjęcia, i wcale nie spadnę.

Przejście kosztuje 499 AED, czyli dość sporo jak za jedną, trwającą mniej niż godzinę atrakcję. Obawiam się jednak, że na świecie trudno będzie wam znaleźć bardziej emocjonujący taras widokowy, więc jest to całkiem rozsądna inwestycja, bo z żadnych innych nie musicie już korzystać.

Miasto pełne sukcesów

Wieżowiec SLS Dubai Hotel & Residencest, siedemdziesiąte piętro. Tu, we włoskiej restauracji pracuje 28-letnia Celia z Francji. Przychodzi do naszego stolika, by opowiedzieć o każdym serwowanym daniu, a na jej twarzy nie widać oznak zmęczenia, choć jest już późno, a ona jest szefową restauracji z przewodnika Michelin. To przyjemny wrześniowy wieczór, bo powietrze nie jest zbyt gorące i możemy siedzieć na zewnątrz. W tle iskrzy się Burdż Chalifa.

Fi'lia to pierwsza restauracja w Dubaju, której szefem jest kobieta. Jesteśmy z Celią w podobnym wieku, ale mogę tylko z podziwem patrzeć na jej energię. W kuchni pracuje, odkąd skończyła czternaście lat.

– Lubię sposób, w jaki tam karmią. Wiesz, że nie skończysz kolacji, dopóki nie będziesz pełny – wspomina wyjazdy do Włoch, w których uczyła się sztuki gotowania. Potem przeszła przez kolejne staże w najlepszych francuskich restauracjach, na przykład Guy Savoy, w Paryżu, z trzema gwiazdkami. Kiedy przyjechała do Dubaju, scena kulinarna nie była tu jeszcze tak bogata jak teraz. – Gdziekolwiek tu zjesz, wiesz, że to będzie naprawdę dobre jedzenie – mówi.

Restauracja Fi'lia w Dubaju, w której szefem jest  Célia Stoecklin

Jako kobieta w Zjednoczonych Emiratach Arabskich czuje się szanowana. – Ja jednak przyleciałam tu już jako osoba doświadczona, także w roli menagerki. Ale jedna z szefowych sekcji w mojej kuchni miała tylko dwuletnie doświadczenie przed Dubajem. I to jest maszyna, bo daje z siebie wszystko i już kilka razy awansowała – opowiada. – Staramy się mieć w kuchni jak najwięcej pracujących kobiet. Jeszcze kilka miesięcy była nas jedenastka z całego osiemnastoosobowego teamu, teraz ze względu na zmiany kadrowe jest nas sześć. Dostaję dużo wiadomości od kobiet, które widzą, jak działa Fi'lia, i które dzięki temu poczuły, że mogą pracować w tym zawodzie, że pasują – dodaje.

Khalid z Jemenu, kierowca dla grup turystycznych na pustynnych wydmach, mieszka w Dubaju wraz z rodziną od dwudziestu siedmiu lat i nie zamieniłby go na inne miejsce na świecie, chociaż staram się go wypytać, czy na pewno nie znalazłby czegoś, co mu przeszkadza. Podobnie Talar, która przyleciała z Armenii i pracuje w Muzeum Przyszłości. Tęskni za rodziną i czterema porami roku, ale Dubaj ceni za jego wielokulturowość i możliwość dobrego zarobku.

Nagle patrzę na Dubaj przez okulary możliwości, jakie daje. Wyobrażam sobie, że i ja, przy odrobinie szczęścia mogłabym dać się im uwieść. Mieć mieszkanie, za które płaci firma, w upalne dni robić kroki w klimatyzowanym centrum handlowym, obracać się w środowisku międzynarodowych znajomych, do których wpadam po pracy coś zjeść, a potem chodzić samotnie na nocne spacery, by oglądać śpiące jachty zacumowane w marinie. Zostałam kupiona wizją życia w Dubaju w trzy dni, nawet jeśli to tylko chwilowa i nieco naiwna fantazja.

Wycieczka nie tylko dla bogatych

W ubiegłym roku zastanawiałam się nad tym, czy w Dubaju w ogóle można dobrze się bawić bez pieniędzy. Korzystałam wtedy z metra, a nie zorganizowanych przejazdów z kierowcą, Odwiedziłam też publiczną plażę, a nie płatny klub plażowy i jadłam na ulicy falafela za kilka dirhamów, a nie kilkudaniową kolację w restauracji z rekomendacją Michelin. I jedynym problemem było wówczas palące skórę słońce, przed którym chciało się uciec do zamkniętych i płatnych atrakcji. Teraz kiedy temperatury z każdym dniem spadają, pojawia się idealna okazja na budżetowy wyjazd.

Dubajskie atrakcje nie są też znowu tak drogie, jak mogłoby się wydawać, a przynajmniej nie wszystkie. Za wizytę we wnętrzu jednego z najbardziej charakterystycznych budynków Dubaju, w którym znajduje się Muzeum Przyszłości, zapłacicie 159 dirhamów. Jeszcze tańsze są wejściówki do spektakularnego Dubai Frame (50 AED), a za spacer labiryntem suków w Old Dubai w ogóle nie trzeba nic płacić, choć pewnie trudno będzie się wam opędzić od sprzedawców. Potem, za dwa dirhamy, można pójść jeszcze na rejs tradycyjną łodzią abra

Darmowa jest przecież przylegająca do Dubaju pustynia, ale bez wynajętego auta 4x4 i znajomości terenu lepiej jednak odwiedzić ją ze zorganizowaną wycieczką. Piękne oryksy będą jednak spacerować po niej tak samo, niezależnie od tego, czy wybierzecie prywatny luksusowy tour za 800 dirhamów, czy zarezerwowaną przez internet wycieczkę z Get Your Guide za 100 dirhamów.

Oryksy na pustyni w Dubaju

Na całe spektrum cen natkniecie się przy zakupie dubajskiej czekolady, która w rankingu popularności emirackich pamiątek kulinarnych przebiła przywożone przez turystów daktyle. Przed wyjazdem byłam przekonana, że zalane czekoladą ciasto kunefe to tak naprawdę fenomen tylko w Polsce, a potem w supermarkecie w Dubai Mall przepadłam w całych alejkach dedykowanych pistacjowemu odkryciu ostatnich lat. Najtańszą można mieć za równowartość trzydziestu złotych, a za oryginalną Can’t Get Knafeh of It wyprodukowana przez firmę Fix Dessert Chocolatier zapłacimy ponad pięć razy więcej.

— Dubaj nie jest już ekskluzywnym placem zabaw dla najzamożniejszych. Nawet luksusowe doświadczenia — jak najważniejsze atrakcje czy plaże — są często dostępne dzięki pakietom łączonym lub promocjom sezonowym. Dubaj celowo tworzy ten zróżnicowany miks, by każdy mógł poczuć się mile widziany — przekazuje Dubai Department of Economy & Tourism.

Świeże daktyle

Dubaju do niczego nie porównasz

Dubaju nie da się do niczego porównać. Nie może być bliskowschodnim Chicago, pustynnym Nowym Jorkiem czy arabskim Singapurem. Dubaj jest po prostu Dubajem i chociażby z tego powodu trzeba go po prostu zobaczyć.

Mam nadzieję, że stale będzie pojawiać się tu więcej osób z plecakami. W końcu cztery ściany nawet najbardziej luksusowego penthouse'u mogą być bardziej ograniczające niż bezkres pustyni. Korzystajmy więc z dostępności tanich połączeń lotniczych, by odkrywać również tę część świata, tak różną od tego, co możemy znaleźć w Europie.

Wyjazd odbył się na zaproszenie Dubai Department of Economy & Tourism. Organizator nie ingerował w treść publikacji.

Czytaj też:
Co zobaczyć w Dubaju? 10 najlepszych atrakcji, które warto odwiedzić
Czytaj też:
Jedna podróż, trzy wyspy. Turkusowa woda to dopiero początek

Źródło: Wprost