Filmowcy Thomas Brag i Staffan Taylor wybrali się do Kurczatowa, ściśle tajnego miasta założonego w 1947 roku jako główna siedziba programu broni nuklearnej Związku Radzieckiego. W tamtym czasie nie było ono nawet widoczne na mapach ze względu na wysoki stopień tajności. Szacuje się, że w czasie trwania programu nuklearnego w latach 1949-1989 w odległych osadach i wokół nich mieszkało ponad milion ludzi, ale obecnie pozostało ich zaledwie kilka tysięcy. Wiele budynków opustoszało i dzisiaj jedynie „straszą”. Niestety życie w tym miejscu ma dużo większą wadę niż obcowanie z opuszczonymi obiektami.
Mieszkają w „najbardziej nuklearnym miejscu na Ziemii”
W otwierającym oczy filmie dokumentalnym na YouTube zatytułowanym „50 godzin w najbardziej nuklearnym miejscu na Ziemi wymazanym z map” Thomas i Staffan znajdują czterech mieszkańców Kurczatowa, którzy chcą opowiedzieć o testach nuklearnych, jakie miały tu miejsce. Byli ich świadkami. Wszyscy wyjaśniają, że nie mieli pojęcia, co się wówczas działo, ponieważ władzom udało się utrzymać ludzi w niewiedzy.
Od czasu do czasu ich domy gwałtownie się trzęsły, a w oddali pojawiały się kłęby kurzu, ale oficjalnie mówiło się o ekstremalnej pogodzie.
Pewna kobieta, Nadieżda Gołowina, która w młodości nieświadomie była świadkiem wybuchu setek bomb nuklearnych, wyjaśnia: „Nie wiedzieliśmy, że było tak źle. Teraz wszyscy o tym piszą i mówią. A potem, co wiedzieliśmy? Nic nie wiedzieliśmy. Tego właśnie uczył nauczyciel w szkole. Kazali nam wychodzić z domu, w razie gdyby się zawalił” – opowiada.
W latach pięćdziesiątych XX wieku donoszono, że jedna detonacja na tym obszarze spowodowała czterokrotnie większą liczbę przypadków ostrej choroby popromiennej niż w przypadku katastrofy w Czarnobylu.
Inni mieszkaniec, Serikpay, ujawnia, że przeprowadził się do Kurczatowa jako górnik, a jego rolą była pomoc w budowie przejść, aby „przygotować wszystko do testów [nuklearnych]”.
Twierdzi, że wiedział o tym, co dzieje się na poligonie testowym „Semipałatyńsk”, położonym niecałe 160 km od Kurczatowa, ale musiał podpisać oświadczenie o zachowaniu poufności.
Wujek Serikpay twierdzi, że każdy, kto mówił o ich pracy tam, nagle znikał i „nigdy więcej go nie widzieliśmy”. Aby zmniejszyć ryzyko dla zdrowia, wujek Serikpay twierdzi, że mógł pracować jedynie na 30-minutowe zmiany w miejscach o wysokim poziomie promieniowania. „Gdyby poziom promieniowania był niski, moglibyśmy pracować dłużej” – dodaje.
Na szczęście wujek Serikpay nie był narażony na wysokie dawki promieniowania i jak twierdzi, mając prawie 73 lata, nadal „czuje się dobrze”. Choć na niektórych promieniowanie nie miało wpływu, inne osoby nie miały tyle szczęścia.
Ogromne promieniowanie
„Było promieniowanie i ludzie zaczęli chorować. Są książeczki ze szpitala, w których zapisywane są tylko przypadki napromieniowania i anemii. Byliśmy wtedy dziećmi i nic nie rozumieliśmy. Nawet dorośli nie wiedzieli, że chmura w kształcie grzyba jest bardziej niebezpieczna niż wibracje czy wybite szyby. W 1989 roku byłam w ciąży z synkiem, który urodził się z wadą wzroku o mocy 16 dioptrii. Uważam, że było to spowodowane ekspozycją na promieniowanie” – mówi inna mieszkanka, Ljubow Filina.
Dopiero w 1989 roku informacja o skażeniach radioaktywnych poligonu w Semipałatyńsku została upubliczniona, a odkrycia wywołały masowe oburzenie. Ruch antynuklearny się rozszalał, a rząd Kazachstanu żądał od Moskwy zaprzestania testów nuklearnych. Ostatecznie aktywiści zwyciężyli i 29 sierpnia 1991 r. poligon nuklearny w Semipałatyńsku został oficjalnie zamknięty, a wszelkie testy w regionie zostały zakazane. Był to ten sam rok, w którym Kazachstan uzyskał niepodległość od byłego Związku Radzieckiego.
Większość ludzi opuściła miejscowość po zamknięciu ośrodka testowego. Część jednak powróciła i żyje tu do dziś.
Czytaj też:
Czarnobyl i Prypeć można zwiedzać. Jak zorganizować wycieczkę i ile ona kosztuje?Czytaj też:
Miasto widmo z lotu ptaka. Podróż po opuszczonej Prypeci