Jeszcze nie tak dawno podróże kojarzyły się z dwiema skrajnymi opcjami: skromnym biwakiem nad jeziorem albo all inclusive w Turcji. Dziś wachlarz możliwości jest znacznie szerszy, ale też bardziej kontrastowy. Jedni wybierają ekstremalne wyprawy z tlenem, tragarzami i satelitarnym internetem, inni resorty z opcją „bez dzieci” i kelnerem nad basenem.
Każdy chce odpocząć i doświadczyć czegoś wyjątkowego. Najlepiej w dobrej cenie. Ograniczeniem pozostaje wyłącznie budżet.
Calmcations dla przebodźcowanych
W świecie, w którym każda podróż jest nie tylko ucieczką, ale także manifestem stylu życia, rok 2025 przynosi prawdziwą rewolucję turystyczną. Kierunki? Czasem nieoczywiste, czasem efektowne.
Sens, spokój i styl – to nowa filozofia podróżowania dla zwolenników coolcations. Coraz więcej osób ucieka dziś od upałów i wybiera chłodne klimaty: Islandię, Kanadę czy Norwegię. To nie tylko kwestia klimatu – to nowy luksus: pustka, chłód i cisza.
Calmcations to z kolei wyjazdy regeneracyjne, bez ekranów, ale za to z jogą i oddechem. Przebodźcowani turyści szukają resetu w szwajcarskich resortach, tajskich retreatach czy norweskich górach.
Na tym się nie kończy. Spójrzmy na set-jetting – podróże inspirowane popkulturą. Wakacje według Netflixa, Max i Marvela znajdują się często na listach fanów danych produkcji. Gorące destynacje 2025?
- Korea Południowa (po sukcesach „Squid game”, „Gyeongseong creature”);
- Tajlandia (sezon 3. „Białego lotosu”);
- Jordania (Wadi Rum – „Diuna” i „Gwiezdne wojny”).
Pojawiają się także nowe formy wypoczynku. Choćby hometels – połączenie domowego klimatu z jakością butikowego hotelu. W bogatym słowniku anglojęzycznych pojęć funkcjonują też friendcations – wakacje z ekipą, nie z partnerem, czy skip-gen travel – podróżujący dziadkowie i wnuki, bez pokolenia pośredniego.
Praca z widokiem na dżunglę czy ocean to już nie mem, ale realny styl życia. Coraz popularniejsze są wyjazdy łączące pracę z odpoczynkiem – workcations, biznes z chilloutem, czyli bleisure, czy podróże z misją rozwoju osobistego – transformational travel.
Jest też całkiem spora grupa chętnych uprawiająca gastro-tourism. Latają po świecie, by poznać lokalne smaki, zjeść najlepsze street foody czy wziąć udział w niezwykłych kulinarnych warsztatach z tubylcami.
Kolejne na liście są tak zwane travel dupes – zamienniki, które dają więcej, są tańsze i zwykle mniej zatłoczone. Nie chcesz przepłacać za tłumy w Amalfi? Jedź do Albanii. Marzysz o Toskanii? Północna Portugalia czeka. Nie zapomnij też o glampingu (luksusowych kempingach) w Maroku – wyjdzie taniej niż ten w Kalifornii.
Jeśli komuś bliżej do natury, wybierze się na „łapanie” zórz, choćby do Norwegii czy Islandii. Astrotourism można także uprawiać, polując na deszcze meteorów, zaćmienia Słońca czy Księżyca.
Slowhopy – podobnie jak calmcations – to zaś odpowiedź na przebodźcowanie. Małe domki, dużo ciszy, lokalne jedzenie, brak Wi-Fi i widok na las. Nie zwiedzamy. Oddychamy. Najlepiej głęboko.
Mount Everest z przeciętną kondycją?
Jeszcze kilkanaście lat temu trekking na Mount Everest dostępny był wyłącznie dla doświadczonych alpinistów. Dziś, mając odpowiedni budżet, wystarczy przeciętna kondycja, dobre ubezpieczenie i silna psychika. Wyprawy „na gotowo”, z logistyką zapewnianą przez wyspecjalizowane agencje, stały się popularne wśród osób chcących przeżyć coś więcej niż hotelowy relaks.
Koszt? Od około 40 do nawet 80 tysięcy dolarów. Klientów przyciąga nie tylko sama góra, ale też to, że ktoś ich bezpiecznie na nią wprowadzi. To luksus w wersji survival. I do tego wiele emocji.
Coraz większą popularnością cieszą się również trekkingi na Kilimandżaro, często połączone z safari, wyprawy na Islandię, do dżungli amazońskiej (wyjazd tam oferują nawet polskie lokalne biura podróży) czy pustynne rajdy konne przez Maroko. Nie brakuje też travel influencerów pokazujących bardziej egzotyczne miejsca, będące często na wyciągnięcie ręki. Coraz więcej z nich specjalizuje się w tzw. luxury travel testing – czyli odwiedza, ocenia i poleca hotele oraz wycieczki premium.
Pływający hotel
Polscy turyści chętnie wybierają się też na rejsy wycieczkowe, zwane potocznie cruise’ami. Mowa zarówno o klasycznych trasach po Morzu Śródziemnym, jak i bardziej egzotycznych wyprawach na Karaiby.
Taki „ruchomy hotel pięciogwiazdkowy” z pełnym all inclusive, animacjami, basenami ma ofertę lepszą niż niejeden resort.
W ciągu tygodnia rejsu można odwiedzić kilka krajów, zobaczyć różne kultury bez ciągłego pakowania się czy wypić prosecco o zachodzie słońca każdego dnia w innym porcie.
Cruise’y stają się też alternatywą dla klasycznych wakacji, zwłaszcza par i rodzin z dorastającymi dziećmi szukających „czegoś więcej”. Ich ceny – wbrew pozorom – bywają konkurencyjne wobec tradycyjnych hoteli, zwłaszcza poza sezonem.
Polacy to kochają
Dalekie, ekstremalne, nietypowe czy egzotyczne wyjazdy to jedno. Z drugiej strony mamy wciąż dominujący w statystykach trend – wyjazdy typu all inclusive, które Polacy kochają. Zgodnie z raportami i opiniami ekspertów od turystyki coraz chętniej wybieramy luksusowe hotele 4- i 5-gwiazdkowe w Turcji, Grecji czy Egipcie. Często z pokojami swim-up (można z nich wyjść bezpośrednio do basenu), prywatną plażą i ofertą tylko dla dorosłych.
Według raportu Polskiej Izby Turystyki „Zagraniczne wakacje Polaków 2024”:
- Aż 77 proc. rezerwacji dotyczy hoteli 4- i 5-gwiazdkowych.
- Niemal 90 proc. turystów wybiera opcję all inclusive. W 2021 roku było to nieco ponad 83 proc. wczasowiczów.
Twój vibe
Wakacje w 2025 roku to przedłużenie stylu życia. Niezależnie od tego, czy wybierasz coolcations w Islandii, set-jetting po Netflixie czy all inclusive z prosecco o zachodzie – chodzi o vibe, nie tylko o miejsce. Ważne, by był po prostu twój.
Komfort i poczucie kontroli wydatków
O turystyce zorganizowanej oraz wyborach all inclusive rozmawiamy z Markiem Kamieńskim, ekspertem ds. turystyki i biegłym sądowym w tej dziedzinie, który patrzy na rynek zarówno z perspektywy liczbowej, jak i czysto ludzkiej.
W 2024 roku na zorganizowane wakacje z biurem podróży wyjechało ponad 7 milionów Polaków. To o ponad 20 proc. więcej niż rok wcześniej. Dlaczego większość wybrała all inclusive?
Powód jest prosty. Komfort. Ale też poczucie kontroli nad wydatkami. Dla rodziny z dziećmi – a modelowym klientem biur podróży są właśnie dorośli z dwojgiem dzieci – najważniejsze jest, żeby nie trzeba było ciągle sięgać do portfela. Lody, napoje, animacje – wszystko w pakiecie. Najmłodsi mają na ręku opaskę, mogą korzystać ze wszystkiego, a rodzic nie musi co chwilę kalkulować, ile euro już poszło.
Turystyka all inclusive dla wielu zaczyna być po prostu praktyczna?
Lepiej raz zapłacić więcej i nie mieć potem żadnych stresów. I to się opłaca – także finansowo. Niektóre hotele, które przyciągają opcją ze śniadaniem i obiadem, liczą sobie więcej niż za all inclusive. Nie jest to norma, ale można się z tym spotkać coraz częściej.
A jak jest w Polsce?
Choć model all inclusive kojarzy się głównie z krajami śródziemnomorskimi, trend dociera również nad polskie morze, na Mazury czy w góry. Dzisiaj nawet agroturystyki w lasach oferują formułę all inclusive. Nie tylko śniadanie i kolację, ale przekąski, animacje, czasem klubiki dla dzieci. Rodzice mogą wtedy spokojnie pójść do spa czy pograć w tenisa.
Z drugiej strony, pojawiają się też oferty „anty-all inclusive”, gdzie płaci się wyłącznie za to, co się zużyje. Ale to dopiero początek tej koncepcji. To może się przyjąć u bardziej świadomego klienta szukającego ciszy i spokoju. Ale dla rodzin all inclusive jest nadal bezkonkurencyjne.
Wakacje organizowane samodzielnie kosztują mniej niż all inclusive?
Zorganizowany wyjazd jest często tańszy. Biura mają zniżki na czartery, a samolot to dziś 2/3 ceny całej wycieczki.
Najważniejsza jest jednak pewność. Jeśli lecisz sam i tanie linie odwołają ci lot, to masz problem. Jeśli lecisz z biurem, ono musi cię dowieźć innym sposobem.
Podobnie z reklamacjami. Kupując wyjazd u organizatora, można dochodzić roszczeń z tytułu ustawy. Rezerwując samemu – zostajesz sam z formularzem kontaktowym i brakiem odpowiedzi.
Wypoczynek all inclusive – przez lata traktowany z dystansem – dla wielu, szczególnie dla rodzin, staje się podstawowym standardem?
Chodzi o jakość odpoczynku. To już nie ekstrawagancja. To zdrowy rozsądek.
Co poza ceną biletu wpływa na całkowity koszt wyjazdu?
Termin. Coraz więcej rodzin decyduje się na wyjazd w czerwcu, przed zakończeniem roku szkolnego. Dzieci wracają na rozdanie świadectw, a rodzice zostają z tysiącami złotych w portfelu. Bo różnice w cenach między czerwcem a lipcem czy sierpniem mogą przyprawiać o zawrót głowy. Wyjazd tydzień przed sezonem może kosztować połowę mniej. I to są dane potwierdzone, nie żadna teoria.
Aktualne cyfrowe wydanie tygodnika dostępne jest w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.