Sytuacja miała miejsce 2 października 2024 roku. Walizka eksplodowała w sortowni bagażu, a miała trafić do samolotu. Okazało się, że bagaż był niebezpieczny i mógł stanowić zagrożenie dla innych turystów. Teraz Radio ZET dotarło do zdjęć obrazujących, co tak naprawdę stało się w porcie.
Wybuch walizki na Lotnisku Chopina
Okazało się, że w bagażu doszło do rozszczelnienia pojemnika z suchym lodem, czyli zestalonym dwutlenkiem węgla. Ten miał schładzać i zabezpieczać przewożone w walizce próbki biologiczne. Ze względów bezpieczeństwa zdjęcia z miejsca zdarzenia nie mogły zostać upublicznione.
Jak informuje Radio ZET, z nagrań wynikało, że eksplozja była bardzo poważna w skutkach i wyglądała o wiele groźniej, niż opisywano ją na samym początku. Po wybuchu została zniszczona nie tylko walizka, ale także regał, na którym leżała. Ponadto wszędzie była porozrzucana zawartość bagażu m.in. próbki z komórkami płuc chomika. Wiadomo, że gdyby do incydentu doszło dopiero w trakcie lotu, w najłagodniejszym przypadku doszłoby do lądowania awaryjnego.
Służby wciąż badają, w jaki sposób nadano felerny bagaż. Zakłada się, że materiały obecne w walizce przekraczały dopuszczalne normy. Przewożenie tzw. suchego lodu jest możliwe, ale trzeba pamiętać o procedurach. „Suchy lód w bagażu rejestrowanym wymaga zgody linii lotniczych i każda rzecz bagażu odprawionego musi być oznaczona DRY ICE lub CARBON DIOXIDE, SOLID z ilością netto suchego lodu lub oznaczeniem, że wewnątrz jest 2,5 kg lub mniej suchego lodu” – instruuje Urząd Lotnictwa Cywilnego.
Co z właścicielem walizki?
Bagaż należał do naukowca pochodzącego z Egiptu Omara S. i został nadany na lot do Wiednia. Z danych dostępnych w sieci wynika, że mężczyzna jest właścicielem spółki zajmującej się badaniami w dziedzinie nauk przyrodniczych i absolwentem studiów doktoranckich w Szwajcarii. Wcześniej pracował także jako asystent na Uniwersytecie Niemieckim w Kairze.
„Na lotnisku Egipcjanin nie zadeklarował posiadania substancji podlegających zgłoszeniu” – informował rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych, Jacek Dobrzyński. Po wybuchu Omar S. przyznał, że przewoził swoje materiały w celach naukowych, nie czuł się winny, a sam złożył obszerne wyjaśnienia. Wiadomo, że został zatrzymany i usłyszał zarzut umyślnego sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu powietrznym, za co grozi do 3 lat więzienia. Po wszystkim miał zostać wypuszczony, poproszony o opuszczenie Polski. Sprawa wciąż jest w toku.
Czytaj też:
Materiały wybuchowe na stacji w Berlinie. Sprawca zdążył uciecCzytaj też:
Ewakuacja na wrocławskim lotnisku! „Obawiamy się, że to ładunek wybuchowy”