Turyści przeżyli zatonięcie statku. Teraz mówią o tajemniczych dokumentach

Turyści przeżyli zatonięcie statku. Teraz mówią o tajemniczych dokumentach

Dodano: 
Turyści na pontonie
Turyści na pontonie Źródło: Shutterstock
Tajemnicza sprawa dotyczy wypadku, do którego doszło na Morzu Czerwonym w listopadzie ubiegłego roku. Ocalali mówią o wielu nieprawidłowościach.

Na Morzu Czerwonym w Egipcie zatonęła luksusowa łódź nurkowa Sea Story. Sytuacja miała miejsce blisko popularnego kurortu Marsa Alam, w którym turyści wypoczywają bardzo często. Na pokładzie znajdowało się 46 osób, w tym pasażerowie z Polski. W wyniku wypadku niektórzy zaginęli. Ocalali wspominają o dziwnych dokumentach.

Tajemnicze dokumenty na statku

11 osób, które przeżyło zatonięcie łodzi nurkowej, rozmawiało z BBC. Wszyscy wspominali, że sytuacja po wszystkim była napięta, bowiem wywierano na nich presję, by podpisali tajemnicze dokumenty w języku arabskim. Miały być to ich zeznania jako świadków, jednak dziś myślą, że mogło chodzić o zatajenie prawdy związanej z całą sytuacją i zwolnienie z odpowiedzialności za wypadek osób, które się do niego przyczyniły.

„Powiedział po prostu: »Musisz mi powiedzieć, co się stało, a potem podpisać tę kartkę papieru«”– wspominała jedna z kobiet. Twierdziła, że nie miała pojęcia, czego dotyczyły cztery strony zapisane w języku arabskim. „Mogli napisać wszystko” – komentowała. Rozmówcy BBC twierdzili też, że nikomu nie pozwolono zachować kopii podpisanych oświadczeń. Dziennikarze dowiedzieli się, że część osób, z którymi rozmawiano, nie podpisała dokumentu. Poinformowali też, że rząd Egiptu i operatorzy łodzi Dive Pro Liveaboard nie skomentowali sprawy dla telewizji.

Na dokumentach się nie skończyło. Świadkowie wspominali, że w ciągu kilku godzin od wywiezienia ich na brzeg zostali poddani przesłuchaniom. Niektórzy mieli być zmuszani do odpowiadania łóżek szpitalnych. Ponadto wywiady przeprowadzano z osobami, które dochodziły do siebie poza placówką medyczną. „Powiedziano nam, że nie możemy opuścić sali, dopóki nie sporządzą zeznań wszystkich osób” – wspominała jedna z osób.

Ostatecznie ocaleni turyści mają wiele do zarzucenia egipskim władzom i firmie Dive Pro Liveaboard organizującej rejsy. Wspominali o zaniedbaniach, do których miało dojść z ich strony, według nich związanymi z naruszeniami zasad bezpieczeństwa.

twitter

Sprawa jest w toku

Sytuacja, do której doszło, wywołuje niepokój i skłania do refleksji. Świadkowie zauważają, że śledczy byli zdecydowani zrzucić winę za utonięcie łodzi na ogromną falę, choć wiele wskazywało na to, że nie ona przyczyniła się do katastrofy. Doświadczony oceanograf analizował dane pogodowe z felernego dnia wypadku i stwierdził, że nie jest prawdopodobne, aby w statek uderzyła ogromna fala. Poza tym wielu uratowanych twierdziło, że fale nie były zbyt duże, aby uniemożliwić im pływanie.

„Wygląda na to, że władze egipskie robią, co mogą, aby zamieść sprawę pod dywan” – mówiła jedna z poszkodowanych. „Chcą chronić swój przemysł turystyczny” – dodawała.

7 stycznia grupa 15 ocalałych i nie tylko wysłała e-mail do egipskiej Izby Nurkowania i Sportów Wodnych (CDWS), która reguluje wszelką działalność nurkową i jest powiązana z Ministerstwem Turystyki. Przekazali swoje obawy dotyczące bezpieczeństwa i zapytali, dlaczego firma Dive Pro Liveaboard, z której usług korzystali, nadal może działać. Dyrektor zarządzający CDWS udzielił odpowiedzi, informując, że w sprawie toczy się dochodzenie, które traktowane jest „bardzo poważnie”.

Czytaj też:
Zatonięcie statku w Egipcie. Rzecznik MSZ przekazał informacje o Polakach
Czytaj też:
Katastrofa statku u wybrzeży Lesbos. Uratowano tylko jedną osobę

Opracowała:
Źródło: BBC