To miała być spokojna podróż z Brukseli do Krakowa. Grupa Polaków miała wylecieć do kraju w środę 15 czerwca o godzinie 15:55 samolotem linii Ryanair. Gdy turyści przyjechali na lotnisko Charleroi, czekała ich niemiła niespodzianka. Okazało się bowiem, że lot został przesunięty na godzinę 19:15. – Wcześniej przez dłuższy czas nie było żadnej informacji. Dopiero o 16:03, gdy nic się nie działo, ktoś krzyknął, że w aplikacji przewoźnika podano nową godzinę – opowiadał w rozmowie z Polsat News jeden z podróżnych.
Gdy o 18:30 turyści postanowili udać się do tzw. gate'a, czyli bramki, przy której odbywa się ostatnia kontrola przed wejściem do samolotu. Jakież było ich zdziwienie, gdy dowiedzieli się, że samolot jest już zamknięty. – Bez podania jakichkolwiek informacji lot odbył się wcześniej. Nikomu nie wysłano wiadomości o kolejnym przesunięciu godziny. Na tablicy odlotów nie było właściwych danych, nikt nie wywołał nas przez megafon. Pojawiła się tylko informacja, w stylu opóźniony 18:30 – relacjonowała wzburzona pasażerka. Na lotnisku Charleroi zostało co najmniej 10 osób, które miały problemy z powrotem do kraju.
Ryanair celowo przekazał turystom błędne informacje?
Według podróżnych przewoźnik celowo wprowadził turystów w błąd podając inną godzinę lotu. Zgodnie z unijnymi przepisami, jeśli to linie lotnicze są odpowiedzialne za opóźnienie samolotu, wówczas muszą wypłacić turystom odszkodowanie. – Chcieli, żeby część ludzi nie przyszła, a dzięki temu resztę można byłoby sprawniej załadować na pokład. Dzięki nagłej korekcie godziny odlotu Ryanair wyrobił się na styk, by nie płacić odszkodowania za opóźniony lot – tłumaczył jeden z turystów.
Podejrzenia podróżnych wzbudził również fakt, że irlandzki przewoźnik niemal natychmiast zaoferował nowy lot tym, którzy nie odlecieli wcześniej do Krakowa.
Linie lotnicze Ryanair nie odniosły się na razie do incydentu na lotnisku w Brukseli.
Czytaj też:
Nadciąga wakacyjny koszmar. W tym roku powodów do narzekań jest więcej