Podróżując, odtwarza kadry z programu Makłowicza. „Jest to tak naprawdę wypadek przy pracy”

Podróżując, odtwarza kadry z programu Makłowicza. „Jest to tak naprawdę wypadek przy pracy”

Dodano: 
Karol Machi
Karol Machi Źródło:Archiwum prywatne
Podczas podróży może wydarzyć się mnóstwo zaskakujących rzeczy. Czasem przypadkiem wpadamy na pomysł, który rozwija w nas nietypową pasję. Tak było w przypadku Karola Machi. Pewnego dnia postanowił zacząć... odtwarzać kadry z programów Roberta Makłowicza. Jednak jest to tylko kropla w morzu rzeczy, którymi się zajmuje. W rozmowie z nami zdradził mnóstwo szczegółów.

Pewnego dnia przeglądając portale internetowe, natrafiłam na wzmiankę o Karolu, który podróżuje śladami Roberta Makłowicza. Zaintrygował mnie ten fakt, więc postanowiłam sprawdzić, o co w tym wszystkim chodzi. Szybko dotarłam na profil instagramowy Karola Machi, który skrywał w sobie wiele materiałów związanych z podróżami. Na social mediowym koncie nie zabrakło zakładki pt. Arcypodróże, w której znajduje się cała kopalnia nietypowych zdjęć – widać na nich, że mężczyzna odtwarza kadry z kultowych programów kulinarno-podróżniczych.

Karol jest z wykształcenia historykiem. Na co dzień żyje w biegu, a ten bieg pozwala mu na zbieranie wielu ciekawych doświadczeń. Jeżdżenie tam, gdzie był Makłowicz, jest tylko jednym z jego wielu hobby. Jak sam zaznacza – interesuje go o wiele więcej i na jednej pasji się nie kończy. Machi w rozmowie z Wprost zdradził, jak to wszystko się zaczęło i dlaczego płaszczyna, dzięki której stał się rozpoznawalny, nie ma dla niego tak dużego znaczenia, jak mogłoby się wydawać. Dlaczego akurat Makłowicz i jaki związek z jego osobą ma popularna postać telewizyjna? Okazuje się, że początek tkwi we wczesnych latach jego dzieciństwa.

instagram

Paulina Kopeć, Wprost.pl: Jakie jest twoje pierwsze wspomnienie związane z postacią Roberta Makłowicza? Wywołuje jakieś emocje? Co cię zainspirowało do tego, by podczas swoich podróży odtwarzać kadry z jego programów?

Karol Machi: W tym wszystkim jest bardzo duży ładunek emocjonalny i nostalgiczny – zabrzmi stereotypowo, ale dobrze kojarzą mi się wszystkie stare odcinki związane z panem Robertem. Pierwsze wspomnienia są mniej więcej takie, że program „Makłowicz w podróży” oglądaliśmy w telewizji w niedzielę podczas obiadu – akurat wtedy leciał – i włączaliśmy go specjalnie, a to było dość miłe i traktowane jako odskocznia, zwłaszcza że mama rzadko chciała jeść przy włączonym odbiorniku.

Kojarzy mi się z tym fakt, że pan Robert potrafił zaczarować wszystkich zarówno swoją wiedzą, jak i sposobem mówienia. To nie było tylko gotowanie na ekranie, pokazanie jakiegoś miasta, ale tak naprawdę podróże, z których dało się dowiedzieć nieco o kulturze, specyfice jakiegoś kraju i to mi się chyba w tym wszystkim najbardziej spodobało. Nie powiem, że to miało wpływ na moje podróże, bo ja kieruję się swoimi własnymi, wytyczonymi szlakami, ale bardzo pomogło mi we wczesnych latach poznać różne obyczaje m.in. kulinarne.

Sprawa z odtwarzaniem kadrów polega na tym, że początkowo był to spontaniczny żart dla przyjaciół. Pierwszy kadr powstał przypadkiem w chorwackim mieście Orebić – w pewnym momencie zobaczyłem małą uliczkę i zaświtało mi w głowie, że kojarzę ją z programu Makłowicza. Wtedy postanowiłem to sprawdzić i okazało się, że się nie mylę. Dla zwykłego żartu ustawiłem się tak samo jak on i poprosiłem drugą połowę o zrobienie mi zdjęcia. Później stwierdziłem, że to może być zabawne, więc podczas wyjazdów zacząłem tworzyć całe serie.

Zdjęcia zacząłem wrzucać na Instagrama w formie relacji, bo wielu znajomych pytało mnie, co robię na wakacjach. Jako że ja nie potrafię plażować i usiedzieć w miejscu, odwiedzałem każdy zakamarek danej miejscowości. Wtedy zaczynałem też robić różne kopie kadrów. Okazało się, że to bardzo podoba się znajomym i tak to się zaczęło, uznaję to jednak wyłącznie za wypadek przy pracy. Był to przede wszystkim pastisz mnie samego, humorystyczna ciekawostka.

Karol Machi Instagram

Co takiego ma w sobie Robert Makłowicz, że akurat jego darzysz tak dużym szacunkiem?

Osoba Roberta Makłowicza w przestrzeni publicznej z jednej strony urosła do takiej rangi mema, z drugiej strony pomnika współczesności, ale niesie za sobą przede wszystkim masę kultury osobistej na ekranie i to – wydaje mi się – było niesamowite, bo wpleciony był w to bardzo kwiecisty język i m.in. przez to inspirował mnie do wielu rzeczy.

Moja à la fascynacja nim była na początku wyrażana jedynie żartem w postaci odtwarzania kadrów udostępnianych na Instagramie, ale niosło to za sobą też coś więcej, bo korzystałem z niektórych jego inspiracji – głównie jeśli chodzi o pierwsze odwiedziny w środkowej Dalmacji – bo oprócz plaży interesowała mnie przede wszystkim historia regionu i tę wiedzę mogłem znaleźć m.in. w odcinkach programów. Myślę, że to inspiruje również innych – przede wszystkim tych, którzy szukają nieco innych, mniej utartych wrażeń.

Muszę jednak zaznaczyć, że nigdy nie jechałem gdzieś tylko dlatego, że był tam Robert Makłowicz, to wygląda raczej na zasadzie, że gdy wiem, że zamierzam jechać w jakieś miejsce, sprawdzam i szukam odcinków, które dotyczyły danego regionu. Jeśli znajduję ciekawe kadry, to robię screeny z myślą, że będąc w tej samej przestrzeni, fajnie byłoby to odtworzyć. Podróżuję głównie z narzeczoną i to ona mnie fotografuje.

Karol w ChorwacjiDalmacja

Dziś też nadal jesteś na bieżąco z programami Makłowicza? Teraz nowości dostępne są głównie na YouTube.

Tak, dziś faktycznie sporo się zmieniło, bo aktualne odcinki z Makłowiczem, nie są już tymi samymi, co kiedyś, natomiast tu chodzi tylko o format, który prędzej czy później musiał ewoluować. Czy śledzę aktualnie to wszystko? Oczywiście, że tak i można to zobaczyć, chociażby na zdjęciach ze Słowenii z Kobaridu, gdzie kadry są właśnie zebrane z najnowszych odcinków emitowanych online. To nie jest jednak tak, że dzisiejsze poczynania Makłowicza bardzo mnie inspirują. Dziś jako historyk jestem większym entuzjastą architektury, chodzę głównie miastami, oglądam i opisuję historię, i lubię o tym opowiadać m.in. na Instagramie.

Kadry na podstawie odcinków odtwarzasz prawie dwa lata, ostatnie były dodane 88 tygodni temu. Czy te działania cię powoli nie nudzą? Wraz z upływem czasu jesteś na to bardziej „nakręcony” czy wręcz przeciwnie?

Jakiś czas temu, kiedy moje poczynania dotyczące odtwarzania kadrów, zostały zauważone przez Michała Marszała – co było dla mnie dużym zaszczytem i bardzo mnie ucieszyło – czułem się nakręcony do robienia tego dalej, jednakże po tym gdy w pewnym momencie wylała się na mnie też fala niezrozumiałej dla mnie krytyki, na którą nie byłem przygotowany, zacząłem tracić motywację. W sieci zaczęły pojawiać się komentarze, że coś kopiuję, udaję, nie jestem sobą i powinienem zniknąć, wtedy stwierdziłem, że chyba ta początkowa wersja, gdzie byłem mniej rozpoznawalny i udostępniałem wszystko głównie dla znajomych, była lepsza.

Wiele osób wyciąga na mój temat pochopne wnioski, na podstawie jednego zdjęcia, czy kilku screenów kadrów, które zobaczy w sieci. Niektórzy myślą, że wykorzystuję wizerunek Roberta Makłowicza i nic innego nie robię, tylko żyję w ten sposób, a to nic bardziej mylnego. Dlatego z biegiem czasu zacząłem ograniczać liczbę kadrów, jest ich mniej, co można wywnioskować, chociażby śledząc moją ostatnią podróż po Portugalii.

Wolę, aby ludzie, którzy czytają coś na mój temat, zaznajomili się też ze mną, z tym, co robię, bo wydaje mi się, że mam kilka rzeczy ciekawych do opowiedzenia, jednak często bardzo powierzchownie jestem oceniany przez pryzmat kilku zdjęć, które zobaczą w sieci. Z tego powodu internauci piszą też rozwiązłe opinie na mój temat, chociaż nic nie wiedzą.

Wiem, że na Instagramie równolegle prowadzisz profil związany z zabytkowymi samochodami one też interesują cię podczas podróży. Wolisz odtwarzanie kadrów, czy poszukiwanie starych, nietypowych aut?

Samochody mijam często, podbiegam do nich i to mnie bardzo cieszy. Taką samą radość sprawia mi odtwarzanie kadrów z filmów pana Roberta, jednak ostatnio na wyjazdach zajmuję się głównie historią i architekturą modernizmu przedwojennego i to mnie cieszy najbardziej. Kocham odwiedzać miejsca, do których nikt nie zaszedł. W minionych tygodniach wraz z narzeczoną zrobiliśmy na początek około 50 km na nogach po Porto i Lizbonie, odwiedzaliśmy dzielnice willowe, bawiliśmy się formą i to jest dla mnie najcenniejsze. Zarówno robienie zdjęć z cyklu Arcypodróże, jak i fotografowanie samochodów, są efektem wypadków przy pracy.

instagramKarol Machi i samochód

Co jest największym wyzwaniem podczas podróży, podczas których odtwarzasz kadry, jak się do tego przygotowujesz? Są jakieś trudności?

Dla mnie nie ma problemu w niczym, natomiast dla mojej narzeczonej, która wykonuje zdjęcia, chyba największą trudnością jest samo ustawienie kadru. My naprawdę celujemy „na oko” – zwykle trzeba dobrze się ustawić, wykadrować i kombinujemy przy tym jak najwięcej. Przy niektórych atrakcjach turystycznych, w których chcę odtworzyć kadr jak np. ostatnio przy jednej cukierni w Wiedniu, ustawiła się ogromna kolejka ludzi dookoła i my w tę kolejkę musieliśmy się wbić tylko dla zdjęcia – było to pewnego rodzaju utrudnienie. Poza tym cała akcja z ujęciami to zwykle 30-sekundowe zabawy. Nie zajmują nam dużo czasu i są mocno spontaniczne. Więcej jest w tym zabawy niż trudów.

Zauważyłam, że czasami dane miejsce się zmienia i nie można zrobić takiego samego ujęcia

Uważam, że to jest jedna z lepszych rzeczy podczas całej zabawy. Niektóre odcinki, do których zaglądam, były kręcone około 20 lat temu, to były często lata 2003 itd. Uważam, że fajnie jest pokazać z pozoru ten sam kadr i uświadomić innym to, jak bardzo się wszystko zmienia. To jest niezwykła wartość dodana do tej całej humorystycznej otoczki, która panuje na moich zdjęciach.

Karol Machi

Masz ulubione zdjęcie? Takie, które wywołuje najlepsze wspomnienie?

Nie ma jednego takiego kadru, jednak gdybym miał zawęzić się do konkretnych, to na pewno są to serie – ta z Sarajewa w Bośni i Hercegowinie. Najbardziej satysfakcjonujące było dla mnie poznawanie tego państwa, jak i całych Bałkanów. Uwielbiam chłonąć tamtą kulturę i z tego względu właśnie zdjęcia związane z tamtymi rejonami darzę największą sympatią.

Karol Machi w SarajewieKarol Machi w Sarajewie

Czy pan Robert dał kiedyś do zrozumienia, że widzi, to co robisz? Zauważyłam, że niegdyś przy dodawaniu relacji zdarzało ci się oznaczać jego oficjalny profil.

Tak, rzeczywiście. Kiedyś dodawałem takie oznaczenia, była to nie tylko strona pana Makłowicza, ale również profil @Make Life Harder i wtedy Michał Marszał docenił moje poczynania. Mówiąc szczerze, przekonałem się, że pan Robert jest cały czas w rozjazdach, ma swoje sprawy i nawet nie wiem, czy sam prowadzi swój profil. Ja też nie chcę się narzucać. Kiedyś pokazałem się, dodając oznaczenia i wiem z jednego źródła, że pan Robert zobaczył zdjęcia, wyrażając przy tym zainteresowanie. Myślę, że osiągnąłem, co chciałem. Może kiedyś się zobaczymy.

A gdybyście się spotkali, co chciałbyś mu przekazać?

Na pewno nie jestem tym rodzajem fana, który biega za kimś z telefonem, chcąc zrobić zdjęcie czy zdobyć autograf. Gdybym miał możliwość, na pewno porozmawiałbym jak z każdym innym człowiekiem. Chciałbym się powymieniać doświadczeniami. Na pewno porozmawialibyśmy o motoryzacji, bo są to tematy bliskie panu Robertowi – jest m.in. fanem włoskich samochodów. Do tego również o polityce na Bałkanach czy zainteresowaniach. Lubię też gotować, odtwarzać dolnośląską kuchnię przedwojenną i odkrywać ciekawe przepisy, więc tematy kulinarne też wchodziłyby w grę.

Karol Machi w koszulce

Masz swoich fanów, którzy czekają na twoje odtworzone kadry?

Oczywiście, są takie osoby i dziś to już nie tylko znajomi. Niektórzy piszą rzeczy w stylu: „Kocham tę serię, czekam na to” – to jest bardzo miłe i dodaje mi energii. Ponadto poznałem i ciągle poznaję na Instagramie ludzi, którzy odezwali się do mnie właśnie dlatego, że dodaję zdjęcia z kadrów. Piszą do mnie inni podróżnicy, z którymi mam kontakt i czasami się spotykamy. To fajnie rozwija, cieszy i wszystkie te osoby pozdrawiam.

Karol Machi

Odchodząc nieco od tematów związanych z panem Robertem — jaka podróż marzy ci się najbardziej?

Marzy mi się tournée po stanach, ale nie Stanach Zjednoczonych tylko takich jak Kirgistan, Uzbekistan, Turkmenistan – są to miejsca, które najbardziej mnie interesują. Marzę o nich chyba od zawsze i w ubiegłym roku już blisko było, by ze znajomym uczynić taką podróż, niestety sytuacja się zmieniła, bo myśleliśmy o locie przez Moskwę, a przy dzisiejszych warunkach na świecie, nie chcemy tego robić. Chyba że znajdziemy odrębne połączenie lotnicze.

Na swoim koncie instagramowym zaznaczasz, że jesteś „Słowenofilem”. Dlaczego akurat tak lubisz Słowenię?

To zaczęło się już w bardzo szczenięcych latach. Wtedy interesowałem się muzyką industrialną i szczególnie lubiłem zespół Laibach, którego nazwa oznacza po niemiecku Lublana, a to nazwa stolicy Słowenii. Moja fascynacja tym krajem była związana ze sztuką i kulturą, a ta wydawała mi się tam bardzo bogata. Zwracam także uwagę na ciekawe położenie Słowenii – jest bramą w każdą stronę, zarówno do Włoch, Austrii, jak i na Bałkany. Uważam, że jest przepiękna i kojarzy mi się z rodzinnym Dolnym Śląskiem – ma podobną liczbę ludności oraz wielkość powierzchni. Marzę o tym, by napisać kiedyś większy reportaż o tym kraju, w którym go zaprezentuję po swojemu.

Karol Machi w LublanieKarol Machi/Słowenia

Jak znajdujesz czas na swoje podróże? Przecież nie tylko nimi się zajmujesz.

Staram się pracować zdalnie od czasów pandemii, a jednocześnie zajmuję się rzeczami, które lubię – odkrywaniem samochodów, realizowaniem różnych zleceń, a w tym również wykonywaniem prac niezwiązanych z moim fachem. To mi się podoba. Ja też nie wszystkim, co robię, dzielę się w sieci, nie ma tam m.in. tego, że regularnie odwiedzam Sudety i przemierzyłem ogromne ilości szlaków. Mam tak, że lubię pracować i jestem bardzo zabiegany.

Ciągle zbieram nowe doświadczenia i cierpię na bezsenność, przez co mam dużo czasu na myślenie. Poza tym w tym wszystkim potrzebuję i szukam spokoju, z tego powodu m.in. podróżuję wyłącznie we dwójkę z moją narzeczoną i to daje mi stabilizację. Ułatwiam sobie wyjazdy, korzystając z samochodu, daje to dużą wolność, często pozwala coś przyspieszyć, w aucie można się przespać czy korzystać z niego, gdy komunikacja miejska w danych regionach zawodzi.

W samym maju odwiedziłem trzy stolice, jestem świeżo po powrocie z kolejnego wyjazdu. Za mną wizyta w Portugalii, Austrii i Słowacji, czyli zwiedziliśmy m.in. Lizbonę, Wiedeń i Bratysławę. Chciałem pokazać te miejsca mojej narzeczonej i część wycieczki była również prezentem urodzinowym. Najbardziej zmęczeni byliśmy Lizboną – o wiele lepsze wrażenie zrobiło na nas Porto. Widać, że powoli zaczyna się sezon i można zmęczyć się tłumami.

WiedeńLizbona

Jakie masz plany na najbliższe miesiące?

Być może niebawem odwiedzę Dalmację oraz Serbię – tam czeka na mnie znajomy, z którym mamy pewne plany związane ze starymi samochodami. Na ten moment to chyba tyle, w tym roku czeka mnie ogarnięcie kilku prywatnych spraw, więc plany podróżnicze są bardziej okrojone.

Czytaj też:
Zawodowy żeglarz szczerze o pływaniu. Najlepsze kierunki na rejsy w Polsce i za granicą
Czytaj też:
Te trasy rowerowe nad morzem robią wrażenie. Sama to sprawdziłam

Źródło: WPROST