Puste place, monumentalne pomniki i siejące postrach socrealistyczne budynki, przy których warszawski Pałac Kultury wyrasta na perłę art déco. Dla jednych są koszmarami, do których nie pojechaliby nawet za darmo, dla innych inspiracją i odskocznią od estetycznych i poukładanych miast rodem z katalogu. Przedstawiamy subiektywną listę „brzydkich” miast Europy, które zdecydowanie zyskują sympatię przy bliższym poznaniu.
To mogą nie być idealne miasta na instagramowe oświadczyny. Pewnie nie nagrasz tam „aesthetic” TikToka, nie wypijesz też kawy w Starbucksie z widokiem na barokowy kościół ze sklepieniem malowanym przez Michała Anioła. Możesz za to zrobić zakupy na ulicznym targu, poszukać najdziwniejszych brutalistycznych budynków i zrobić zdjęcie kotu wylegującemu się na skąpym trawniku. To może niedużo, ale istnieją turyści, którzy tego właśnie pragną – ucieczki od presji zwiedzania setek miejsc z listy „must see”. Miasto, które nie posiada żadnych słynnych atrakcji? Świetnie, jadę tam!
Pizza neapolitańska, śmieci i kradzieże
Brudny i chaotyczny. Niebezpieczny i nieciekawy. Turyści, którzy twierdzą, że „zakochali się we włoskiej kulturze”, oglądając sterty śmieci na ulicach Neapolu, wycofują się ze swoich miłosnych deklaracji. Mimo że w okolicy nie można narzekać na brak kultowych atrakcji (wulkan Wezuwiusz i Starożytne Pompeje) to sama stolica Kampanii osobom przyzwyczajonym to włoskiej elegancji może wydawać się odrobinę... niekonwencjonalna. Odwiedzający narzekają również na poziom bezpieczeństwa i przestrzegają siebie nawzajem przed możliwymi rozbojami, radząc innym, w których okolicach miasta lepiej nie bywać, jeśli nie chce się stracić portfela i telefonu.
Neapol obrywa, bo we Włoszech nie ma brzydkich miast. Trudno konkurować z Rzymem, Florencją czy Wenecją o miano najpiękniejszej miejscowości, nawet kiedy jest się Paryżem lub Wiedniem. Neapolowi pozostaje więc rola włoskiego tygla, w którym życie tętni jak nigdzie indziej w Europie. Mimo wad miasto wciąż jest jednym z najchętniej odwiedzanych miejsc we Włoszech.
„Widać, że nie jest to tak bogate miasto jak inne, ale bardzo podobała mi się atmosfera tego miejsca. Sztuka uliczna jest fantastyczna i naprawdę chcę wrócić i spędzić około tygodnia, fotografując ją” – czytam na jednych z forów przeznaczonych dla samotnie podróżujących kobiet.
Historyczne centrum Neapolu jest największe w Europie – 1700 hektarów labiryntu wąskich uliczek, placów i pomników. To tu na niepozornej ulicy serwują najlepszą pizzę na świecie, a w skromnie wyglądającym kościele znajduje się jedna z najpiękniejszych rzeźb w historii ludzkości, XVIII-wieczna „Cristo Velato”. Zaskoczeni?
Albańska piramida, wycieczki po bunkrach i willa Hodży
„Piramidy w Egipcie mogą się schować” – nie pomyślał nikt nigdy, wspinając się na budowlę znaną jako „Pyramid of Tirana”. Dziwny budynek o kształcie nawiązującym do dzieł egipskich przodków to jedna z wielu surowych, stalowych konstrukcji w stolicy Albanii. Ze szczytu budowli możemy przyjrzeć się całej panoramie brzydkich, kolosalnych i niezgrabnych wieżowców. Podczas pobytu w Albanii urządzałam konkursy na najbrzydszy wieżowiec, który bezapelacyjnie wygrał „Forever Green Tower” znajdujący się w pobliżu Placu Skanderbega.
Plac z pomnikiem albańskiego przywódcy na koniu stanowi najważniejsze miejsce spotkań w stolicy. Po zmroku, na 40 tysiącach metrów kwadratowych okrągłej przestrzeni, wydarza się całe miejskie życie. Dzieci biegają i jeżdżą na hulajnogach, a rodzice obserwują je z ławek pod karuzelą bujanych koni. To tu wieczorem przychodzą turyści, bo nie za bardzo wiadomo, gdzie indziej mogliby pójść.
Po co tu w ogóle przyjeżdżać? Dla rozsianych po mieście bunkrów i „skromnej” willi Envera Hodżdży, albańskiego dyktatora? Może dla pysznych cevapi i jednych z najniższych w Europie cen? Podpowiem wam: dokładnie dla tego wszystkiego.
Stolica tysiąca pomników i dwóch parków
Skopje to misz-masz świata w sercu Bałkanów. Zapomnijcie o Europie, jaką znacie, za pomocą dwugodzinnego lotu z Warszawy do stolicy Macedonii Północnej. Miasto przed laty uważane było za jedno z najbardziej zanieczyszczonych miejsc w Europie – do dziś trwa walka o przywrócenie zieleni w zabetonowanym centrum. Nie ma tu prawie skwerów i przydrożnych drzew, a w całym mieście możemy znaleźć jedynie dwa większe parki. Zamiast pod drzewami, możemy chłodzić się w cieniu setek rozsianych po mieście pomników. Prawdopodobnie spotkamy tu więcej odlanych z brązu, wysokich na kilka metrów nieruchomych jegomości niż żywych turystów.
Pomniki Skopje możemy zawdzięczać premierowi Nikoli Gruewskiemu, który w 2010 roku postanowił „wzbogacić” krajobraz stolicy dziesiątkami posągów przedstawiających ważne i mniej ważne postacie historyczne. Największym z nich, stojącym w centralnym punkcie miasta, jest monumentalny, trzydziestometrowy wizerunek Aleksandra Wielkiego, nazywanego „Wojownikiem na koniu”. Spór pomiędzy Macedończykami i Grekami o pochodzenie legendarnego przywódcy trwa w najlepsze, tak samo jak spór w parlamencie o estetykę zagraconego miasta. Warto tu pojechać, zanim ktoś zdecyduje, że najdziwniejsze w Europie miasto należy przemienić na bardziej „normalne”.
Wielka Brytania i wielkie fabryki
Co z bardziej „nowoczesnymi” miejscami? Czy wszystkie są piękne, zadbane i „instagramowe”? Witamy w Birmingham, czyli brytyjskiej wersji Łodzi. Drugie co do wielkości angielskie miasto nigdy nie cieszyło się dobrą sławą. Przy kosmopolitycznym, pełnym atrakcji Londynie przez lata pełniło funkcję „brzydszej koleżanki”. Birmingham dostało jednak wielki angaż i pojawiło się jako tło wydarzeń rozgrywających się w netfliksowym świecie serialu „Peaky Blinders”, przybliżającym historię miejskich gangów z dwudziestolecia międzywojennego.
Położone w West Midlands miasto wyróżnia się przemysłowym i nieco szarym krajobrazem, a jego skromne atrakcje bledną przy sławie Pałacu Buckingham. Mało kto jednak wie, że Birmingham posiada więcej kanałów niż Wenecja i jest znaną ojczyzną heavy metalu. Średniowieczny i targowy charakter zachował się do dziś – w Wielkiej Brytanii na próżno szukać lepszego miejsca na zakupy i skosztowanie gorącej czekolady prosto z fabryki Cadbury World.
Skansen ZSRR w kraju, który nie istnieje
Na koniec wisienka na torcie, crème de la crème miejskiej brzydoty, prosto z autonomicznej Mołdawskiej Republiki Naddniestrza – Tyraspol. Przed siedzibą rządu stoi tu pomnik Lenina, jako pamiątkę można kupić tu flagę z sierpem i młotem, a w sklepie zapłacić monetami z plastiku.
Republika Naddniestrza, państwo de facto nieuznawane przez nikogo (poza Osetią Południową i Abchazją), jednostronnie oderwało się od Mołdawii w 1990 roku, deklarując pozostanie w składzie Związku Radzieckiego. Mimo że ZSRR formalnie rozwiązano 26 grudnia 1991, Naddniestrze wciąż pozostaje żywym skansenem pamięci o trudnej przeszłości Europy Wschodniej. Choć kraj na arenie międzynarodowej nie jest uznawany przez Rosję, jest jej największym miłośnikiem.
Trudno polecać przyjazd do tego miasta w aktualnych okolicznościach, ale warto pamiętać, że Europa jest wciąż niezwykle zróżnicowanym, pełnym sprzeczności, wielokulturowym kontynentem, gdzie wiele miejsc może nas jeszcze zaskoczyć.
Czytaj też:
Najbezpieczniejsze państwa na świecie w 2023 roku. Jeden kraj znów zdeklasował rywaliCzytaj też:
Pomysły na halloweenowy city break. Pięć niezwykłych, mrocznych propozycji