Para Polaków poleciała latem na Grenlandię. Przeszli szlak, który pokonuje 1000 osób rocznie

Para Polaków poleciała latem na Grenlandię. Przeszli szlak, który pokonuje 1000 osób rocznie

Dodano: 
Marta i Jakub z Wild Man Travel na Grenlandii
Marta i Jakub z Wild Man Travel na Grenlandii Źródło:Archiwum prywatne / Wild Man Travel
Marta i Jakub z Wild Man Travel latem 2023 roku wybrali się na Grenlandię. Wiedzieli jednak, że nie będą jej poznawać w klasyczny sposób. Od samego początku chcieli zaznajomić się z nią za pośrednictwem Arctic Circle Trail – trasy, którą rocznie pokonuje tylko 1000 osób. Co przytrafiło im się w trakcie i czy zamierzają tam wrócić? To wszystko zdradzili w rozmowie z Wprost.pl.

Paulina Ermel, Wprost.pl: W notce biograficznej na blogu piszecie, że waszymi ulubionymi kierunkami są Islandia, Nowa Zelandia, Norwegia. Wolicie tereny zielone i odludne?

Jakub Jaroszek z Wild Man Travel: Kiedyś doszliśmy do wniosku, że pociągają nas kraje, gdzie gęstość zaludnienia jest najmniejsza.

Rozumiem, że Grenlandię wymyśliliście sobie z tych samych powodów?

Jakub: W Grenlandii gęstość zaludnienia była najmniejsza ze wszystkich państw, jakie odwiedziliśmy (śmiech). Chcieliśmy też wybrać się do kraju, gdzie nie ma internetu, zasięgu, nie ma nic i trzeba sobie poradzić z naturą i ze sobą.

Marta Szydłowska z Wild Man Travel: Zrobić coś innego niż to, co się robi na co dzień.

Nie dość, że wybraliście miejsce, do którego organizowanych jest znacznie mniej wycieczek, niż do innych zakątków Ziemi, obraliście sobie za cel przejście wyjątkową trasą – Arctic Circle Trail, którą rocznie pokonuje zaledwie ok. 1000 osób.

Jakub: Nie chcieliśmy zwiedzać Grenlandii jako Grenlandię, tylko chcieliśmy od samego początku przejść ten odizolowany szlak, znaleźć się w tej odizolowanej części świata.

Przybliżcie, proszę, co to jest za trasa, jak jest długa, kiedy ruszyliście, ile to zajęło.

Marta: Arctic Circle Trail to trasa, która zaczyna się w miejscowości Sisimiut i prowadzi przez ok. 165 km do Kangerlussuaq. Przy czym w tę długość włączone jest już jej „rozszerzenie” – podchodzimy pod lądolód i wracamy, co zajmuje ok. 20-30 km z tych 165. Trasa biegnie przez tereny górzyste, jezioro, przez bagniska. Tak naprawdę cały czas mniej lub bardziej brodziliśmy. Można ją przechodzić zimą, jak i latem, przy czym na Grenlandii lato to temp. ok. 10 stopni Celsjusza, a zima -50. Wtedy korzysta się z pomocy psich zaprzęgów.

Jakub: Trasa powstała prawdopodobnie po to, by dostarczać rzeczy z nadmorskiego miejsca, gdzie dopływają statki, do punktu, gdzie jest główne lotnisko na Grenlandii. Podczas drugiej wojny światowej wybudowali je Amerykanie i to na obszarze, gdzie pogoda była najbardziej korzystna. Był on duży, w miarę płaski i dało się tu zbudować duże lotnisko dla dużych samolotów. Teraz też tam lądują i stąd pasażerowie przesiadają się do mniejszych samolotów latających do innych miasteczek.

Marta: Niektórzy przemierzają tę trasę na skuterach śnieżnych, ale widziałam też takich, którzy zabierali sanie na plecy i szlak przechodzili zimą w ten sposób. Wydaje mi się to fajnym pomysłem, ale kiedy pomyślę, jak trzeba się ubrać na tę temperaturę, to dochodzę do wniosku, że to jednak większy problem. Musisz się przygotować do wyprawy, będąc tu na miejscu, bo tam sobie niczego nie dokupisz. To trudne zadanie.

Na szczęście w domkach, które znajdują się na szlaku i tak naprawdę wyznaczają ci dni wędrówki, możesz się ogrzać. Są one ogrzewane na piecyki naftowe.

Arctic Circle Trail

Wy pokonaliście tę trasę latem 2023 roku.

Jakub: Dokładnie pod koniec czerwca i na początku lipca. Wtedy wg miejscowych na Grenlandii była jeszcze zima. Na starcie tej trasy, czyli przy samym wybrzeżu, było dużo śniegu, którego nie powinno tu być. Mówili nam, że strasznie długo się utrzymał.

Marta: Zaczynaliśmy w słabym momencie. Pogodowo nie wiadomo było, czy to zima, czy wiosna. Wszystko topniało, ale jednak wciąż było częściowo zmarznięte. Śnieg nie był utwardzony, nie wiedzieliśmy, po czym idziemy.

Jakub: Koniec czerwca to początek sezonu, kiedy można przejść ten szlak na piechotę, bez raków, rakiet, skuterów śnieżnych. Wcześniej się nie da, bo są roztopy – trochę śniegu, trochę nie. Z koleiprzed roztopami jest surowa zima, podczas której da się chodzić wyłącznie na biegówkach lub rakietach.

Jaką mieliście temperaturę na miejscu?

Jakub: Przez pierwsze dwa dni około 0 stopni Celsjusza. Jak kończyliśmy, mieliśmy ok. 10-15 stopni. Niby jest to odległość 150-160 km, ale temperatura uzależniona jest od tego, jak daleko jesteś od wybrzeża. Na wybrzeżu jest najzimniej latem, a najcieplej zimą. Zimą będzie tu 0 stopni, a w pobliżu lądolodu -80, ale latem na wybrzeżu będzie chłodno, a w pobliżu lodu nawet 15-20 stopni.

Jak wyglądała wasza podróż na Grenlandię?

Jakub: Z Polski ruszyliśmy do Kopenhagi, a z Kopenhagi dolecieliśmy do Kangerlussuaq, na to największe lotnisko. Z tego lotniska niektórzy zaczynają szlak w stronę Sisimiut, a my polecieliśmy małym samolocikiem do Sisimiut i stamtąd zaczęliśmy naszą wędrówkę.

Wiecie, że na Grenlandii mają budować nowy pas startowy?

Jakub: Ten nowy ma zastąpić stary, który znajduje się w Kangerluusaq, i ma powstać w stolicy. Miejscowi mówili, że jeśli się tak stanie, szlak Arctic Circle Trail może przestać istnieć, bo nie będzie dokąd iść – cała miejscowość może zniknąć z mapy.

Czytałam na waszym blogu relację z tej wyprawy. Przyznam, że czytało mi się ją jak książkę przygodową, ale z dreszczykiem, bo relacja się po 5 dniach urywa...

Marta: Szykuję się część dalsza, szlak udało nam się ukończyć. (śmiech)

Całą trasę szliście pieszo czy się jakoś wspomagaliście?

Jakub: Po wylądowaniu w Kangerlussuaq skorzystaliśmy z możliwości wypożyczenia rowerów do lądolodu – tu jest zwykła szeroka droga szutrowa, którą też przemieszczają się auta czy autobusy. Jako że ten odcinek był zupełnie zwyczajny, postanowiliśmy pokonać go jak najszybciej – rowerami elektrycznymi. Dotarliśmy do lądolodu, wróciliśmy, a dopiero następnie zaczęliśmy pieszo szlak.

Mieliście ze sobą ciężkie plecaki, po drodze mijaliście schronienia w postaci chatek, ale nocowaliście też w namiotach.

Jakub: Byliśmy przygotowani, że będziemy spali tylko w namiotach. Te chatki są np. 3-osobowe. Mogło być tak, że nie byłoby dla nas miejsca. Jeśli spotkałeś kogoś na trasie, mogłeś zakładać, że tam się zatrzyma, w tym domku. Wygodnie jest mieć własny namiot, być zabezpieczonym w taki sposób. Jak będzie miejsce w chatce, skorzystamy, bo to bardziej solidny schron.

Marta: Szliśmy też w przeciwnym kierunku niż wszyscy, więc nawet nie wiedzieliśmy, kto będzie na szlaku. Spotkaliśmy np. dwie kobiety – jedna była Dunką i miała ok. 60 lat, a druga była Grenlandką i miała 73 lata. I one już chyba 5 raz przechodziły te trasę, ale nie miały ze sobą namiotu, bo zakładały, że zawsze uda im się przenocować w chatce. Ale one były dwie, a my szliśmy w piątkę. Natomiast mieliśmy te namioty i dało się spokojnie podzielić z innymi.

Co w takiej chatce na trasie na Grenlandii znajdziemy? Poza podłogą?

Jakub: W "najgorszych" znajdziesz tylko stół, na którym możesz spać albo gotować. (śmiech)

Marta: Czasami jest tu jakiś materac, ale wiadomo, że jest on z kategorii tych bardziej „doświadczonych” i na pewno sporo przeżył. Wtedy rozkładasz swój i śpisz po prostu pod dachem.

Jakub: Najlepsza chatka ma koło 20 łóżek, piętrowych pryczy. Znajduje się tu także miejsce na kuchnię, w której jest zlew, ale wodę sobie donosisz z jeziora. Jest tu również piecyk na naftę, żeby się ogrzać.

Marta: Przede wszystkim jest przestrzeń, gdzie możesz pochodzić. Np. ściągnąć buty, które masz na sobie przez całą wędrówkę, dać odpocząć stopom.

Wyprawa na Grenlandię

Zahaczyliście o tematu komfortu podczas wyprawy. Na blogu nie brakuje opisów, ale i zdjęć, na których widać, że przekraczacie rzeki bez spodni, a z tyłu leży śnieg. Chciałabym od tego wyjść i dopytać, co było najtrudniejsze dla was na szlaku?

Marta: Rzeki nie były tak trudne, jak to, że faktycznie przez całą trasę mieliśmy przemoczone buty. Ja jeszcze miałam ten luksus, że doposażyłam się w skarpety wodoodporne, choć sądziłam, że nie ma to racji bytu. Pomimo tego, że chlapało mi cały czas w butach, to jak ściągnęłam skarpetę, pod tym miałam swoją suchą stopę. Koleżance przemokły buty, skarpetki, zebrała się wilgoć, robiły jej się cały czas pęcherze na stopach.

Jakub: Nasze stopy wyglądały okropnie.

Marta: Jak chciałaś nakleić plaster, to on i tak się odklejał. Więc nie miało to sensu. W takiej chwili czułaś totalną rezygnację. Miało być sucho, mówili, że najgorszy odcinek już za nami, a tu znów chodzisz po łydki w wodzie, nie da się tego ominąć. To było psychicznie wykańczające. Dwa dni się jakoś przemęczysz, ale każdy kolejny był coraz trudniejszy.

Jakub: To też nie jest tak, że cały czas idzie się przez bagno. Jak przechodziliśmy przez rzeki, rozbieraliśmy się, aby nie zamoczyć sobie spodni. Stąd te zdjęcia na blogu. Potrafiliśmy iść przez 10 km po zupełnie suchym obszarze – np. po jakichś górkach, a później schodziliśmy do dolinki i trzeba było wtedy przejść przez 100 m bagniska. Nie było tego, jak ominąć, w prawo czy lewo.

Marta: Podczas wyprawy nie zawsze też widzieliśmy, co mamy pod stopami. Idziesz, idziesz i nagle np. się zapadasz. Nie da się na to przygotować. Jedną stopę masz suchą, drugą mokrą.

Jakub: Przez pewien czas z tym walczyliśmy. Ale po prostu trzeba się do tego przyzwyczaić, zignorować i iść dalej.

Mieliście tak, że chcieliście to rzucić? Że zastanawialiście się: "Co my w ogóle robimy?"?

Marta: Wiedzieliśmy, że jak zawrócimy, to czeka nas jeszcze gorsza przeprawa. Zaczęliśmy od trudniejszej strony, był to ten bardziej górzysty teren, śnieg. Szliśmy z nadzieją, że jutro będzie lepiej. Później okazywało się, że niekoniecznie. (śmiech) Ale oczywiście było mnóstwo lepszych chwil, kiedy się szło po płaskim terenie przez 10 km, w słońcu, z cudownym krajobrazem. Zdążyły wtedy wyschnąć buty, choć w sumie w następnych dniach znów stawały się mokre.

Jakub: Nigdy jednak z tego powodu nie chcieliśmy zawracać. Nikt o tym nie mówił i nie myślał. Szlak był tak piękny, że chciałeś wiedzieć, co jest następnego dnia.

Przejście przez rzekę na Grenlandii

Czytałam, że spotkaliście sporo osób na szlaku. Chciałabym się dowiedzieć, o co chodziło z Austriakiem, o którym wszyscy opowiadali.

Marta: Niekończąca się historia. Przeszliśmy ten najgorszy etap, który był pierwszym dla nas, a ostatnim dla wielu. Doszliśmy do pierwszej chatki, gdzie spotkaliśmy Szwedów, którzy jak nas zobaczyli, wyglądali jakby zobaczyli ducha. Pytali się nas, którędy szliśmy. Myśleli, że z Kangerlussuaq, okazało się, że z Sisimiut. Byli w szoku, że faktycznie da się przejść ten etap. Powiedzieliśmy, że było trochę komplikacji, ale jest to do przejścia. Wtedy powiedzieli nam o Austriaku, który szedł w tę samą stronę, co my, dokładnie tydzień przed nami.

Ten mężczyzna przechodząc odcinek, którym zaczęliśmy drogę, chyba próbował usilnie iść szlakiem. Problem polegał na tym, że był on pokryty warstwą śniegu, pod którą zrobiła się rzeka spod roztopów. Nie wiadomo było, gdzie rzeka się rozlała, gdzie jest jej główna trasa. Austriak gdzieś wpadł do tej rzeki, nie był w stanie się stamtąd wydostać, opowiadał wszystkim, że ledwo uszedł z życiem. Szedł też sam, więc podejrzewam, że psychika zrobiła swoje. Nie miał znikąd pomocy, do kogo zadzwonić, jak się uratować. On też mówił innym osobom, że ta droga jest nie do przejścia. Choć przecież sam ją przeszedł. (śmiech)

Jakub: Na Arctic Circle Trail samodzielnie decydujesz, którędy idziesz. My też szliśmy sporo poza szlakiem, bo widzieliśmy, że pokrywa go śnieg i woda. Wchodziliśmy na górki, nadrabialiśmy ze dwie godziny. Ale przynajmniej szliśmy po pewnym terenie, któremu mogliśmy zaufać.

Marta: W razie czego też wiedzieliśmy, że zawsze mamy siebie. W sytuacji awaryjnej mogliśmy sobie pomóc nawzajem.

Grenlandia jest w większości jeszcze (na szczęście) pokryta lodem, jest tu mnóstwo dziewiczych terenów, po których nikt nie chodzi. I choć z jednej strony jest to fascynujące, z drugiej, jak już ją przemierzasz, możesz mieć poczucie odosobnienia. No bo jak się coś stanie, to nikt nie pomoże. Mieliście takie wątpliwości?

Jakub: Tak i nie, bo mieliśmy telefon satelitarny, którym mogliśmy w ostateczności wezwać pomoc. Na nasze strony też wrzuciliśmy lokalizację, którą na bieżąco aktualizowaliśmy. Więc nasi obserwatorzy też widzieli, gdzie jesteśmy. Jeżeli coś by się działo, np. nie przesuwalibyśmy się przez dwa dni, to ktoś by zareagował.

Arctic Circle Trail

Jest to trasa, którą rocznie pokonuje niewiele osób, bo zaledwie ok. 1000. Trochę spotkaliście ich na szlaku. Czy jest jakaś historia lub osoba, która szczególnie zapadła wam w pamięć?

Jakub: Na pewno ta Dunka i Grenlandka, która miała 73 lata. Przeszła ten szlak 6 razy, co roku mówi, że nie da rady, a nadal nim chodzi. Je akurat spotkaliśmy w tym większym domku, więc mieliśmy okazję po prostu dłużej z nimi porozmawiać. Z większością spotykaliśmy się tylko na parę godzin, ale z każdą z nich rozmawialiśmy i opowiadaliśmy, co ją czeka. Poczucie było takie, jakbyśmy byli jedną wielką rodziną. Jak z kimś nocowaliśmy, graliśmy razem w gry, jeśli mieliśmy siłę. Dzieliliśmy się jedzeniem, opatrunkami.

Marta: Przedostatniego dnia spotkaliśmy Niemkę. Planowała w dwadzieścia parę dni przejść ten szlak. Miała ze sobą plecak ważący 26 kg. Ona sobie inaczej podzieliła tę trasę. Myślę, że dla niej też to była spora zmiana w życiu i taki mocny krok naprzód.

Inspirowali nas ci ludzie. Spotykaliśmy starszych, osoby w gorszej kondycji fizycznej – nie miało to jednak żadnego znaczenia. To, co ma tam największe znaczenie, to głowa.

Prawda jest tak, że łaknęliśmy tego kontaktu z ludźmi. Nie izolowaliśmy się, chętnie rozmawialiśmy i obcowaliśmy z nimi.

Zawodowo zajmujecie się również organizowaniem wycieczek do pięknych zakątków. Czy na tej liście jest również Grenlandia?

Jakub: Tak, jest na 2025 rok, na czerwiec. Miała być w tym rok, ale bierzemy ślub, więc uznaliśmy, że może na wyjazd poślubny wybierzemy się gdzieś indziej. (śmiech) Ludzie, którzy z nami jadą, chcą się też dłużej przygotować. Jak ogłosiliśmy, że przenosimy wyprawę na 2025 roku, to właściwie mamy już komplet.

Czyli wy też trochę złapaliście bakcyla na tę Grenlandię? To była wasza pierwsza wycieczka?

Jakub: Dokładnie tak. Mówiliśmy sobie, że nigdy więcej, po czym wróciliśmy do domu i Marta już pytała, kiedy ruszamy znowu.

Na sam koniec mam pytanie natury etycznej – uważacie, że turystyka w takich regionach powinna się rozwijać? Tak dużo mówi się o złym wpływie człowieka na takie środowisko.

Jakub: W tej chwili etyka w takich krajach jest na dużo wyższym poziomie niż np. w Azji, gdzie np. wszędzie walają się śmieci. Tutaj każdy dba, każdy po sobie sprząta. Póki na Grenlandię jeżdżą ludzie z pasją, będzie ona zadbana. Póki to nie jest masowe, nie zagraża to tym miejscom. Nawet pozytywnie napędza gospodarkę w tym miejscu.

Poza tym ludzie stamtąd też dzięki temu mają trochę wgląd do naszego świata. Na miejscu nie czuje się ich niechęci. Raczej cieszą się, że ktoś odwiedza to miejsce.

Marta: Wydaje mi się, że im trudniej jest dostępny dany kierunek – nie ma np. infrastruktury, hoteli restauracji – tym do mniejszej liczby ludzi przemawia. Więc przypuszczalnie długo jeszcze pozostanie taki dziewiczy.

Wędrówka trasą Arctic Circle TrailCzytaj też:
Zamiast drinka z parasolką, wybierają zorzę polarną. Karol Wójcicki o astroturystach: Jadą spełnić swoje marzenie
Czytaj też:
Polka wyjechała do Kenii i organizuje safari. „Zdarzy się, że hipopotamy chodzą pod naszymi oknami”

Źródło: WPROST.pl