Niedoceniany region Włoch, który czeka na Polaków. Tak trafiłam na urlop do agroturystyki w Południowym Tyrolu

Niedoceniany region Włoch, który czeka na Polaków. Tak trafiłam na urlop do agroturystyki w Południowym Tyrolu

Dodano: 
W jednym z gospodarstw Południowego Tyrolu
W jednym z gospodarstw Południowego Tyrolu Źródło:WPROST.pl / Paulina Ermel
Z miłości do natury, gór, zwierząt, z daleka od wielkich miast i poza sezonem, aby uniknąć tłumów. Wszystkie te czynniki sprawiły, że za cel swojego kilkudniowego urlopu obrałam Południowy Tyrol. Włoski region, do którego łatwo dostać się z Polski samochodem, zachwycił mnie wszystkim. Jak wyglądał mój urlop w jednej z tutejszych agroturystyk? Najchętniej wróciłabym tam już teraz.

Włochy kojarzą się zazwyczaj z Rzymem, Mediolanem, Wenecją, Neapolem, słoneczną Sycylią, pyszną kuchnią, turkusową ciepłą wodą Morza Śródziemnego i wypoczynkiem na plaży. Turyści odwiedzają je również jednak zimą, kiedy chcą poszusować na nartach lub podszlifować swoje umiejętności w snowboardingu. Mogą uprawiać te sporty m.in. w Południowym Tyrolu. Region ten jednak ma do zaoferowania znacznie więcej. Latem rozkwita tutejsza zieleń, Dolomity kuszą strzelistymi szczytami zarówno wędrowców, wspinaczy, jak i miłośników wycieczek rowerowych, a na fanów city breaków czekają takie urokliwe miasteczka jak Bolzano czy Merano. Jednak to nie wszystko. Południowy Tyrol także agroturystyką stoi. Na każdym zakręcie znajdują się tu gospodarstwa, których życzliwi właściciele chętnie podejmują gości, częstują specjałami własnej roboty i pokazują, jak alternatywnie i relaksująco spędzić urlop w dobie pędzącego świata. Udowadniają też, że ciężką pracą można osiągnąć spektakularne efekty. Postanowiłam sprawdzić, jak wyglądają wakacje na tyrolskiej farmie. Przy okazji przekonałam się, że Południowy Tyrol to najbardziej wyjątkowa część Włoch i jednocześnie… najmniej włoska ze wszystkich. Może właśnie na tym polega jej urok?

Do Południowego Tyrolu samochodem

Południowy Tyrol to historyczna część Tyrolu położona na południe od głównej grani Alp. Region ten znajduje się tuż przy granicy z Austrią i na samej północy Włoch. Najważniejszym miastem, a zarazem stolicą prowincji jest Bolzano. Celem mojej wycieczki była jednak agroturystyka Gschlunerhof znajdująca się w miejscowości S. Osvaldo niedaleko Castelrotto i płaskowyżu Alpe di Siusi. Z Warszawy mieliśmy zatem do pokonania ok. 1250 km. I choć mogliśmy lecieć samolotem np. do Innsbrucka lub Mediolanu i tu przesiąść się w auto, postanowiliśmy wyruszyć własnym samochodem. Drogę pokonaliśmy w ok. 13 godzin z uwzględnieniem przystanków.

Przejeżdżaliśmy przez Czechy, Austrię, fragment Niemiec i Włochy. Zbliżając się do granicy z Włochami, jechaliśmy autostradami ulokowanymi u podnóża gór. Po przekroczeniu tablicy informującej o wjeździe do Włoch przywitały nas kręte drogi przecinające zbocza. Spektakularne widoki zaprowadziły nas tuż pod Dolomity, a stąd zaledwie kilka kilometrów dzieliło nas od noclegu i spotkania z gospodarzami w postaci rodziny Mauronerów.

Agroturystyka Gschlunerhof w Południowym Tyrolu

Wakacje w agroturystyce we Włoszech

Choć Południowy Tyrol jest popularny zimą – szczególnie wśród Polaków i Czechów, którzy jeżdżą tu na nartach, my odwiedziliśmy ten region wiosną (latem odwiedzają go również Belgowie czy Czesi) i skupiliśmy się na rzeczach do zrobienia o tej porze roku. Poza sezonem stoki oraz wyciągi są pozamykane, ale wokół nie brakuje atrakcji, z których warto skorzystać. Gwoździem programu naszego urlopu była przede wszystkim wizyta w agroturystyce we Włoszech. Jeżeli chcielibyście zaplanować sobie tego typu wypad, zachęcamy do skorzystania z oferty agroturystyk, które skupia organizacja Roter Hahn. Zrzesza ona 1600 gospodarstw z maksymalnie 5 apartamentami, ale o wysokiej jakości, wśród których każdy znajdzie odpowiedni nocleg dla siebie. Od 1988 roku marka dba o odpowiednią jakość i ceny, które kuszą turystów. W 2023 roku Roter Hahn mogło pochwalić się zorganizowaniem aż 3,5 mln noclegów.

My postawiliśmy na Gschlunerhof ze względu na położenie na jednej z gór, z widokiem na pobliskie doliny, bogatą ofertę wyrobów i bliskość atrakcji.

Farma Gschlunerhof zlokalizowana jest na wysokości ok. 800 m n.p.m. Składa się na nią duży dom z 3 wyremontowanymi apartamentami dla turystów, częścią zamieszkiwaną przez gospodarzy – Konrada, jego żonę Annę, ich syna Arthura i jego żony Veroniki, a także dwóch córeczek Arthura; a także ogromnymi pomieszczeniami gospodarczymi, które zajmują sprzęty niezbędne do uprawiania roli oraz zwierzęta. Na gości czekają tu nie tylko obłędne widoki – z tarasów doskonale widać pobliskie szczyty, doliny, inne farmy i wsie – ale też czworonożni lokatorzy w postaci kilkunastu krów, psa, kotów, owiec. Do tego gospodarze opiekują się kurami i mają własne pszczoły. Dzięki tak licznemu zespołowi zwierząt zarówno mieszkańcy, jak i goście mogą liczyć na codzienną dostawę świeżych produktów. A jest co spośród nich wybierać.

Warto dodać, że wokół samych zabudowań rozpościera się ogromny teren, którym od pokoleń zajmują się Mauronerowie. Pierwsze wzmianki o farmie pojawiły się w 1618 roku, ale dziadek Arthura odkupił ją w 1945 roku. Od tego czasu jest ona w posiadaniu rodziny.

Obecnie całością dowodzi Arthur, który przejął gospodarstwo od ojca. Wszyscy jednak ciężko pracują, by zachować majątek rodzinny w jak najlepszym stanie. Od razu muszę dodać, że na życzenie klienta organizowana jest wycieczka po farmie, podczas której przewodnikiem jest nie kto inny, a sam Konrad, czyli senior rodu. Opowiada on o tym, co rośnie na jego ziemi, ile czasu potrzeba, by się tym wszystkim zająć, a także zdradza, skąd wzięły się tu dwie owce – Paula i Ida. Zdradzę, że podarowano je Konradowi jako prezent. Od tego czasu czworonożne stworzenia z wełną zamiast futra są pełnoprawnymi członkami rodziny Mauronerów.

Agroturystyka obejmuje zarówno pola, jak i lasy, niewielki wybieg dla kur, ule, a także ostatnio miejsce na ziemniaki. Jeszcze 60 lat temu uprawiane były tutaj pszenica i chmiel, ale teraz rodzina już się tym nie zajmuje.

Konrad ze swoimi owcami oprowadza po farmie Gschlunerhof

Najmniej włoski region Włoch

Arthur Mauroner i jego żona rozmawiają z nami po angielsku, ale na co dzień między sobą mówią po niemiecku. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że jesteśmy we Włoszech. Jednak Tyrol Południowy należał kiedyś do Austrii, a tutejsza ludność, przynajmniej w tej części rejonu, na wschód od Bolzano, czuje się bardziej austriacką niż włoską. Dlatego też dzieci w szkole od początku uczą się języka niemieckiego i włoskiego, a dopiero trzeci jest angielski.

Tutejsze zabudowania również przywodzą na myśl obiekty, jakie można spotkać np. w górach w Austrii. Wysokie na kilka pięter domy mają wiele elementów drewnianych, są w charakterystyczny sposób zdobione, a teren wokół ich jest niezwykle zadbany. Można śmiało powiedzieć, że zewsząd bije austriacka staranność i precyzja. Tu nie ma miejsca na przypadek.

Rodzina Mauronerów oferuje gościom na wynajem 3 apartamenty, które są wyposażone we wszystko, co potrzebne. Prócz tego można sobie u nich dokupić śniadania w formie koszyka dostarczanego co rano o wybranej przez gości godzinie pod drzwi. Do wybory są sery – żółte, białe, pyszne masło, lokalne szynki, mleko prosto od krowy, dżemy, własnej roboty miód – ubiegły rok był dla Mauronerów łaskawy pod względem zbiorów, sok z bzu czy jajka prosto od kurek. Pozyskanie tych wszystkich rzeczy plus opieka nad gośćmi nie należy do najprostszych i najmniej czasochłonnych zajęć. Ale Mauronerowie zajmują się tym sami – jest to rodzinny biznes – bez pomocy kogokolwiek z zewnątrz. I świetnie im to wychodzi.

Produkty, które wyrabia rodzina Mauronerów

Ciężka praca, spektakularne efekty

Naszą uwagę przyciągają szczególnie obecne na farmie krowy, które mamy na wyciągnięcie ręki. Mauronerowie dysponują 15 zwierzakami z tego gatunku, z czego 3 to cielaki. Garną się one do człowieka, uwielbiają, jak się je drapie za uchem i szczególnie upodobały sobie lizanie nas po rękach. Wczesne pobudka i zaglądanie do krów o poranku to już nasz codzienny rytuał. Trzeciego dnia mamy wrażenie, że jedna z młodych krówek już nas rozpoznaje i na sygnał podbiega do ogrodzenia, by się przywitać.

I choć spędzaliśmy w Tyrolu Południowym urlop, podczas którego przede wszystkim chłonęliśmy nowe rzeczy, eksplorowaliśmy i poznawaliśmy odmienną kulturę, podglądaliśmy też, jak wygląda życie tyrolskich farmerów.

Dla Mauronera seniora i jego syna dzień rozpoczyna się o godzinie 6 rano, kiedy trzeba wydoić krowy. Ta czynność powtarzana jest jeszcze raz w ciągu doby, ok. godziny 18. Zapytaliśmy, czy możemy się temu przyjrzeć, a dumni gospodarze zabrali nas ze sobą, by pokazać, jak wyglądają automatyczne dojarki, a także baniaki, do których trafia mleko.

– „Pierwsze” mleko zawiera dużo bakterii, dlatego nie trafia do baniaka na gotowy produkt. Ale mamy kogoś, kto jest chętny je wypić – opowiada Arthur, rozlewając pierwszą porcję do płaskiej miseczki, do której od razu podbiegają dwa koty i pies Lucy.

Jeden z cielaków należących do MauronerówSiano na farmie Gschlunerhof

W tym miejscu warto dodać, że na farmie Gschlunerhof – ale też w innych agroturystykach współpracujących z Roter Hahn – stawia się przede wszystkim na zrównoważony rozwój i ekologię. Mleko nie jest pasteryzowane, więc musi trafić do klienta jak najszybciej. Woda w gospodarstwie jest zdatna do picia z kranu, nie używa się tu plastiku, a produkty farmerzy z okolicznych wiosek wymieniają/sprzedają między sobą. W związku z tym organizowane są w różnych częściach Tyrolu Południowego ryneczki/bazarki, gdzie producenci mogą wystawić swoje wyroby.

Nic się tu nie marnuje, a właściciele ziem i opiekunowie zwierząt mają ogromne poszanowanie do produktów, które oferuje im natura. – Mało kto pamięta już o pandemii, ale dodam tylko, że w tym okresie mieliśmy całkowity spokój głowy i ducha (śmiech). Byliśmy samowystarczalni, oddaleni od cywilizacji i nie mieliśmy trosk – opowiada Arthur.

Lwią część dnia zajmuje farmerom uprawa siana. Robią to wyłącznie na użytek swoich zwierząt, którym jest ono niezbędne. I choć wydawać by się mogło, że mają go w bród, wciąż muszą dokupować je z innych gospodarstw.

Na terenie gospodarstwa znajduje się regularnie uzupełniany sklepik, z którego goście mogą wyjechać z wyrobami od gospodarzy i ich sąsiadów. Mauronerowie mają własne mleko, jajka, sery, masło, sok z bzu, marmolady, ale ofertą również lokalne piwa, kawę z pobliskiej palarni czy zioła ze znajdującej się niedaleko plantacji ziół Pflegerhof.

Teren należący do rodziny Mauronerów

Atrakcje wokół Gschlunerhof

Agroturystyki zrzeszone pod marką Roter Hahn wyróżniają się nie tylko lokalizacją, jakością produktów, wyjątkową tradycją i historią, ale też atrakcjami, które można znaleźć tuż obok.

Gschlunerhof leży w odległości krótkiego spaceru od miejscowości S. Osvaldo, w której można przede wszystkim smacznie zjeść w dwóch lokalnych restauracjach. W pobliżu znajduje się uroczy kościółek, gospodarstwa, w których mieszkają także konie, ruiny zamku Aichach, plantacja ziół Pflegerhof, z której także można wyjechać z rękami pełnymi zakupów, miejscowość Seis am Schlern leżąca u stóp Dolomitów, której mieszkańcy mają nieziemskie widoki na charakterystyczne wierzchołki, czy całe aleje sadów i jabłoni, które są tu niezwykle popularne.

DolomityKościół w Seis am Schlern

Życie w tym miejscu toczy się swoim tempem, nikomu nie spieszy się do nowinek technologicznych i udogodnień. Wokół panują cisza i spokój, które pozwalają zrelaksować się tu jak nigdzie indziej. Tereny wokół agroturystyk zachęcają do spacerów, sprzyjają do czytania książek na łonie natury i wsłuchiwania się w śpiew ptaków. Czasem tuż przed tobą pojawią się dwie sarny, które pognają dalej, by zaszyć się w lesie, w swoim tyrolskim domu. Dzięki życiu w agroturystyce, z ludźmi skupionymi na bliskich, naturze i poszanowaniu do środowiska, zbliżysz się do tego sarniego domu jak nigdy wcześniej.

Czytaj też:
Włochy zapraszają Polaków na wakacje. W ten region łatwo dojechać samochodem
Czytaj też:
Chorwaci nazywają to miejsce „małą Polską”. Jest idealne na wakacje

Źródło: WPROST.pl