We wtorek około 14.10 od Centrum Powiadamiania Ratunkowego wpłynęło zgłoszenie od turystki idącej z Rysianki, szczytu w Beskidzie Żywieckim, czerwonym szlakiem w stronę Hali Miziowej.
Kobieta poinformowała dyspozytora o sporej utracie sił. Miała wątpliwości, czy dojdzie do celu. Po podaniu tylko tych informacji kontakt z kobietą się urwał. Grupa beskidzka GOPR przekazała, że policja nie miała możliwości skontaktowania się z nią, gdyż jej telefon nie posiada karty SIM.
W akcję zaangażowano ponad sześćdziesięciu ratowników Grupy Beskidzkiej GOPR, którzy szukali kobiety w terenie. W działaniach wzięli udział również Komisariat Policji w Jeleśni, PSP Żywiec oraz OSP Sopotnia Mała. Ratownicy wyruszyli z Hali Miziowej i podjęli szeroko zakrojone poszukiwania. „68 Ratowników Grupy Beskidzkiej GOPR przeczesywało ogromny obszar obejmujący rej. Romanki, Krawców Wierchu, Rysianki, przez Halę Miziową aż po Przełęcz Glinne. Przeszukiwali zbocza w stronę Złatnej, Sopotni, Żabnicy i Korbielowa, m.in. wzdłuż planowanej trasy marszu osoby poszukiwanej oraz inne szlaki i drogi w rejonie Rysianki-Hali Miziowej” – pisali. O pomoc poprosili także słowacką Horską Zachranną Służbę.
Szukali turystki po obu stronach granicy. Była w mieście
– Zawiesiliśmy poszukiwania o północy. Po tym, gdy przeszliśmy wszystkie szlaki na Pilsko i Rysiankę – powiedział TVN24 Marcin Szczurek, naczelnik Grupy Beskidzkiej Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego Dodał, że o 1.30 policja poinformowała ratowników, że kobieta jest w domu, w Goczałkowicach-Zdroju. Policyjny wydział techniki operacyjnej wcześniej namierzył jej telefon.
Kobieta mówiła, że nie miała świadomości, że była poszukiwana. Tłumaczyła, że zadzwoniła na numer 112, bo pomyliła szlaki i nie wiedziała, czy dotrze do celu. Szła sama, była zdenerwowana. Połączenie urwało się w połowie, ponieważ miała problem z telefonem.
Naczelnik Grupy Beskidzkiej GOPR powiedział, że turyści mogą dzwonić z pytaniem o drogę. Jednak jeśli ktoś najpierw zgłasza, że słabnie, a dotrze sam do celu, powinien o tym poinformować służby. „Apelujemy o rozsądek – uruchomiona procedura działa, dopóki nie zostanie anulowana/odwołana. W tym konkretnym przypadku osoba, która uruchomiła alarm, powinna go odwołać” – zaznaczyła Grupa Beskidzka GOPR.
Czytaj też:
Dwie lawiny zeszły w Tatrach. Ratownicy udzielili pomocy polskiemu narciarzowiCzytaj też:
12-latka wpadła do głębokiej szczeliny. W akcji ratunkowej pomogli przypadkowi turyści