Lato to najlepszy czas na eksplorowanie polskich gór. Niestety w tym okresie wiele szlaków przechodzi przez remonty, które muszą zakończyć się przed nadchodzącym sezonem jesienno-zimowym. Niektóre prace, tak jak renowację szlaku na Nosal w Tatrach udaje się ukończyć już w kilkanaście dni. Inne obiekty mogą być niedostępne nawet przez całe wakacje. Z remontem kolejnego szlaku ruszył właśnie Babiogórski Park Narodowy. Trasa na Sokolicę na terenie Masywu Babiej Góry będzie zamknięta do połowy września.
Nieczynny szlak na Babiej Górze
Babia Góra (1724 m n.p.m.), nazywana „polskim Kilimandżaro”, to jedna z najpopularniejszych górskich atrakcji w naszym kraju. To najwyższy szczyt nie tylko Beskidu Żywieckiego i Beskidów Zachodnich – poza Tatrami nie ma sobie równych w całej Polsce. Podobnie jak karkonoska Śnieżka, słynie ze swojej wybitności (różnicy wysokości między danym szczytem i najniższą okalającą go warstwicą). Turyści mogą więc podziwiać stąd naprawdę wyjątkowy widok na zieloną okolicę i przepływające nisko chmury. Niestety od 15 lipca 2024 przeprawa przez Masyw Babiej Góry będzie utrudniona. Do 15 września z powodu przeprowadzanego remontu z użytku został wyłączony szlak czerwony na odcinku przełęcz Lipnicka (polana Krowiarki) – Sokolica.
Czy można wejść na Babią Górę?
Decyzja o zamknięciu popularnej trasy spotkała się z mieszanym odbiorem. Niektórzy miłośnicy górskiej wspinaczki nie są zadowoleni, że tak długi remont ma miejsce akurat w czasie wakacji. Inni zwracają uwagę, że najwyższy sezon na Babiej Górze trwa wiosną i jesienią, więc to właśnie miesiące letnie są najlepszym momentem na przeprowadzenie renowacji. Turyści nie powinni się jednak martwić. Zarówno wejście na Sokolicę jak i na Babią Górę w dalszym ciągu pozostaje możliwe. „Na Sokolicę wejdziemy szlakiem zielonym, czyli Percią Przyrodników. Szlakiem niebieskim, czyli Górnym Płajem wejdziemy od i do polany Krowiarki” – czytamy w opublikowanym przez park komunikacie.
Czytaj też:
Największa atrakcja Warszawy zamknięta. Tak wyglądają zniszczenia po burzyCzytaj też:
Opłata, by wejść… na górę. Wszystkiemu winni turyści