Monia i Bartek to małżeństwo, które wspólnie prowadzi bloga podróżniczego Raczejtrampki.pl. Zarówno na stronie, jak i w mediach społecznościowych pokazują, jak wygląda podróżowanie w samodzielnie zrobionym kamperze. Swoim domem na kółkach odwiedzili już daleką północ, ale ich serca rozgrzało gorące hiszpańskie wybrzeże, na którym w 2022 roku spędzili trzy miesiące. Niebawem ponownie wrócą do Hiszpanii. Tym razem planują spędzić w tym kraju minimum sześć miesięcy.
Klaudia Zawistowska Wprost.pl: Podstawowe pytanie. Jesteście miłośnikami gór, czy morza?
Bartek – podróżnik i współautor bloga Raczejtrampki.pl: Kiedyś na pewno gór teraz chyba byśmy tak nie powiedzieli, bo ostatnio więcej czasu spędzamy przy oceanie lub morzu niż w górach, ale tych wędrówek na pewno nam brakuje.
Monika – podróżniczka i współautorka bloga Raczejtrampki.pl: Ale równocześnie ten ocean zaskoczył nas tak bardzo, że tę tęsknotę za górami odczuwamy mniej. Nie brakowało tam tras trekkingowych prowadzących wzdłuż klifów. Może nie były to stricte góry, ale była to ciekawa opcja, żeby się poruszać.
W waszych wpisach na blogu widzę, że sporo jeździcie po Europie, ale nie brakuje tam również relacji z wypadów krajowych. Jakie miejsca w Polsce i jakie w Europie polecacie odwiedzić?
B.: Nasz ulubiony region w Polsce to zdecydowanie Dolny Śląsk. W Europie na pewno polecamy Słowenię i Norwegię, przynajmniej przyrodniczo. W kwestii kuchni uwielbiamy Włochy. Szukając słońca, tak naprawdę idealne miejsce można znaleźć w każdym kraju na południu.
M.: Moim zdaniem w Europie najciekawszym miejscem jest Słowenia. To taka prawdziwa perełka, choć z każdym rokiem coraz chętniej odwiedzana. Jest górzysta, ale ma też troszeczkę wybrzeża i piękne jeziora, dzięki czemu jest bardzo malownicza. Dużym plusem tego kraju jest to, że jest mały, więc tak naprawdę można go dość dobrze zwiedzić podczas jednego dwutygodniowego urlopu. Z dużym sentymentem zawsze wracamy do Hiszpanii. W Polsce absolutnym numerem jeden jest Dolny Śląsk.
Skąd pomysł na podróżowanie akurat busem przerobionym na kampera?
M.: Pomysł na kampera wziął się z tego, że chcieliśmy spędzać w podróży więcej czasu. Jednak będąc na etacie, urlop jest ograniczony. Pracując zdalnie trochę szkoda pieniędzy wydanych na wyjazd i nocleg, kiedy pół dnia spędza się przed komputerem. Auto na przeróbkę kupiliśmy dwa lata temu. Decyzja zapadła we Włoszech. Urlop mieliśmy wtedy spędzać w Słowenii, ale nagle w nocy zamknęła ona granicę dla Polaków, więc na zupełnym spontanie pojechaliśmy do Włoch. Mieliśmy ze sobą namiot, ale pogoda nie sprzyjała biwakowaniu, dlatego musieliśmy szukać noclegów na ostatnią chwilę. Wtedy właśnie stwierdziliśmy, że te noclegi i ich poszukiwania bardzo nas ograniczają, a największą zaletą domu na kółkach jest to, że tak naprawdę stajesz, gdzie chcesz, oczywiście w miejscach, gdzie jest to legalne. Dodatkowo, jeżeli gdzieś nam się spodoba, tak jak nad oceanem, to możemy przez miesiąc mieszkać w tym samym miejscu i nie musimy się nigdzie ruszać.
Dlaczego zdecydowaliście się na samodzielne przerobienie busa, a nie na przykład na kupienie nieco starszego kampera?
B.: Myślę, że teraz bym się nad tym mocno zastanowił. Wtedy jednak trochę baliśmy się kupić coś starszego, bo zawsze może się okazać, że potrzeba będzie wielu napraw. Poza tym chciałem się z tym zmierzyć i mieć jakiś cel na zimę. Teraz mam z tego satysfakcję. Dodatkowo nie chcieliśmy jeździć czymś dużym. Kamper jest jednak o wiele większy od naszego busa.
Podliczyliście, ile mniej więcej kosztowała was ta budowa?
B.: Wybudowanie od zera do finalnego stanu to ok. 86 tysięcy złotych, ale cały czas robimy jakieś poprawki, bo czegoś nam brakuje. Dochodzą też naprawy czysto mechaniczne, jak ostatnie prace przy skrzyni biegów, więc już na pewno dobiliśmy do 100 tys. zł. W tę kwotę wliczony jest zakup auta i wszystkie prace, łącznie z mechanikami, opłatami urzędowymi itd.
M.: Tylko też trzeba wziąć pod uwagę to, że budowaliśmy auto dwa lata temu, kiedy ceny materiałów były dużo niższe niż teraz. Dodatkowo od początku stawialiśmy na to, żeby to auto było niezależne. Chcieliśmy mieć w środku prysznic z ciepłą wodą, wiedzieliśmy, że potrzebujemy miejsca do pracy, drugiego rzędu foteli, a to wszystko podnosi koszty. Da się wybudować auto znacznie niższym kosztem, ale można również zapłacić o wiele więcej niż my.
Galeria:
Zostawili wszystko i przeprowadzili się do busa. Tak wygląda ich życie
Przed wami dłuższe podróże, ale również ważna zmiana. Zdecydowaliście się wynająć wasze mieszkanie w Warszawie i na stałe przeprowadzić do busa. Nie boicie się tego kroku?
B.: Tak naprawdę wcale się tego nie baliśmy. Przez te trzy miesiące, które spędziliśmy w Hiszpanii i Portugalii mieliśmy wszystko przećwiczone. Kiedy tutaj wracałem, nie czułem się już dobrze. Przytłaczało mnie mieszkanie i blokowisko. Odliczałem czas do kolejnego wyjazdu.
M.: W busie mamy mniej udogodnień, bo np. musimy sami pozmywać naczynia, przestrzeń jest mała, więc ważne jest, żeby utrzymywać ją w porządku, ale nie ma takiego ciśnienia z zewnątrz, presji, która zawsze jest w mieście. W kwestii strachu, ja miałam co do tego więcej wątpliwości, ale nie sprzedaliśmy mieszkania, a jedynie je wynajęliśmy, więc mamy gdzie wrócić.
B.: Dodatkowo na tę decyzję wpływ miała czysta matematyka. Trzy miesiące w Hiszpanii razy aktualne ceny wynajmu w Warszawie i nagle okazuje się, że tracimy sporo pieniędzy, które mogłyby się przydać w podróży. Teraz kiedy wyjeżdżamy na jeszcze dłużej, stwierdziliśmy, że nie warto trzymać pustego mieszkania, które może na nas zarabiać.
Z podróżowaniem busem wiąże się chyba jeszcze jeden problem. To jest jednak dość mała przestrzeń. Nie zdarzają się wam kłótnie, albo momenty, kiedy wolelibyście pobyć sami?
M.: Czy nie trzasnęlibyśmy drzwiami, których nie mamy?
Właśnie.