Osiem lat, trzy miesiące i 13 dni – przez ten czas Jeff Reitz odwiedzał Disneyland codziennie. W rezultacie 50-latek zasłużył na wpis do Księgi Rekordów Guinnessa za największą liczbę wizyt w tym parku rozrywki w historii – informuje „Los Angeles Times”.
Jak donoszą media, Reitz „był naprawdę zszokowany”, kiedy odebrał telefon i usłyszał o rekordzie. – To było po prostu szalone – relacjonował mężczyzna. Przyznał, że kiedy stracił pracę w 2012 roku, zaczął codziennie odwiedzać Disneyland z biletem całorocznym. Otrzymał go w prezencie, co miało go zmotywować do wyjścia z domu i pozwolić zapomnieć na chwilę o trudach poszukiwania nowego zajęcia.
50-latek ustanowił rekord. Przez niemal 3000 dni chodził do Disneylandu
Reitz powiedział, że wizyty w parku rozrywki dodawały mu otuchy. Jednak dokonanie 50-latka zyskało rozgłos dzięki pewnemu reporterowi, który śledził jego aktywność od 60. dnia w Disneylandzie.
Po tym jak zyskał uwagę mediów, Reitz zaczął być rozpoznawany przez innych gości parku. Proszono go o autograf lub zrobienie sobie z nimi zdjęcia. Zastanawiał się, jak długo uda mu się utrzymać ten zwyczaj. Sam postanowił sprawdzić, czy w Księdze Rekordów Guinessa ktoś zasłynął w tej nietypowej dziedzinie.
Po kilku latach okazało się, że pojawiał się w Disneylandzie przez 2995 kolejnych dni, zanim pandemia koronawirusa pokrzyżowała jego plany. Wiele utrudniała też pracą, którą finalnie udało mu się znaleźć. Pojawiał się w parku w przerwach, późno wieczorem albo wcześnie rano.
Jeff Reitz ustanowił nietypowy rekord. 2995 dni w Disneylandzie
Guinness potwierdził jego dokonanie, ogłaszając 21 lutego, że zdecydował się wpisać Reitza na listę rekordzistów. Także władze parku rozrywki postanowiły odwdzięczyć się za tę wierność. Wręczyli mu kosz z prezentami i zaświadczenie honorowego obywatela parku. Park przygotował mu także uroczystą kolację i podarował specjalny plecak.
Reitz nie posiada już rocznej przepustki do Disneylandu, ale nadal od czasu do czasu odwiedza to miejsce. Planuje jednak wizytę z okazji 100. urodzin parku.
Czytaj też:
Odwiedziłam paryski Disneyland i nie oszalałam. Nie było łatwoCzytaj też:
„Mickey i przyjaciele” czarnym punktem Disneylandu. Doszło do tragedii