W ostatnim czasie coraz więcej biur podróży oferuje klientom wyprawę na Dżerbę. Ta tunezyjska wyspa leżąca na Morzu Śródziemnym w zatoce Mała Syrta połączona jest z kontynentem afrykańskim 7-kilometrową groblą. Można się jednak dostać na nią także promem (trasa wynosi 3 km), który dla pieszych jest zupełnie darmowy (samochody płacą za przeprawę 1 dinara – ok. 1,35 zł). My przylecieliśmy na Dżerbę samolotem prosto z Warszawy – podróż z Lotniska Chopina zajęła nam zaledwie 2 h 55 minut. Lokalny port lotniczy znajduje się na północnym zachodzie wyspy, ale jej niewielkie wymiary pozwalają w miarę szybko dostać się w docelowe miejsca. Warto pamiętać, że hotele na wyspie zlokalizowane są w tzw. turystycznej zonie, na północnym wschodzie regionu.
I choć Dżerba nie była pierwszym kierunkiem, jaki przychodził mi do głowy, kiedy myślałam o wyjeździe, już pierwsze wyjście z samolotu sprawiło, że mnie w sobie rozkochała. Wylądowaliśmy na Dżerba Dżardzis ok. godz. 18 czasu lokalnego (-1 h w stosunku do czasu polskiego) i słońce o tej porze na początku maja powoli chyli się ku zachodowi. Przywitało nas bajkowe światło, na którego tle widać było palmy, pomarańczowy pustynny piasek i białe zabudowania z charakterystycznymi łukami. Na Dżerbie spędziłam kilka intensywnych dni, podczas których widziałam najbardziej znane atrakcje turystyczne, ale też i te mniej oczywiste punkty – to na nie warto zwrócić szczególną uwagę. Ja wiem, że wrócę tu niebawem. Myślę, że wy po przeczytaniu tej relacji też.
Dżerba – mityczna wyspa Lotofagów i kraina różnych religii
Dzisiaj Dżerba staje się kurortem turystycznym, oferującym 340 dni pełnych słońca, wysoką temperaturę i miejsce na idealny wypoczynek. – W 2022 roku Dżerbę odwiedziło nieco ponad 1 mln turystów. Przyjeżdżają tutaj głównie Niemcy, Włosi, Polacy, a wcześniej też Rosjanie – mówi nasz przewodnik Jalel, który urodził się na wyspie. Jego rodzinny „dom” to tak naprawdę kraina o bogatej historii i nawiązaniach. Często utożsamiana jest bowiem z wyspą Lotofagów, u których w mitologii greckiej przebywał Odyseusz. Ten przyjazny lud karmił go owocami lotosu, które smakują jak miód. Dzisiaj turyści mają okazję zobaczyć ciągnące się tutaj po horyzont palmy, gaje oliwne i figowe, których owoce mogą być czymś na kształt starożytnego lotosu. Rosną tu także drzewa migdałowe – wszystkie te rośliny są dostosowane do surowych afrykańskich warunków. Zanim jednak przejdziemy do kuchni, posmakujemy nieco tutejszej kultury.
Meczety, synagogi i szkoły Dżerby
Na wyspie, która jest prawdziwą perłą Tunezji, dostrzeżemy przeplatające się wpływy arabskie, muzułmańskie, ale też żydowskie. Prócz meczetów są tu też kościoły katolickie i synagogi. Najpiękniejsza z nich to zdecydowanie najstarsza synagoga w Afryce Północnej – El Ghriba – którą udało nam się odwiedzić podczas ostatniego dnia corocznej pielgrzymki. Na Dżerbie żyje ok. 1500 Żydów, ale z okazji tego święta zjeżdża się nawet 7 tys. ludzi – głównie z Tunezji, Francji i Wielkiej Brytanii.
W każdym mieście na Dżerbie znajdują się poczta, małe centrum medyczne, meczet, a także szkoła podstawowa. Chcieliśmy poznać wyspę nie tylko od strony turystycznej, ale też od tej ważnej dla Tunezyjczyków. Dlatego obserwowaliśmy budynki, w których młodzi ludzie szkolą się zupełnie za darmo, aby następnie pracować dla swojego kraju. Do jednego z takich obiektów udało nam się nawet wejść. Zachwyciły nas tłumy dzieci biegających na przerwach między lekcjami po patio, ich ciekawość i otwartość na nowego człowieka, a także rysunki i arabskie napisy, jakie zdobią ściany szkoły. – Uczyć się i czerpać z tego przyjemność – tłumaczy mi jeden z tych tekstów Jalel.
Na Dżerbie znajdziemy aż 200 meczetów. Niektóre usytuowane są tuż przy krańcach gajów oliwnych – te kontrastują z żółto-pomarańczowym pustynnym piaskiem, a ich minarety (wysokie, smukłe wieże stawiane przy każdym meczecie – to z nich muezin może nawoływać wiernych na modlitwę) majestatycznie nad nami górują. Inne z kolei – jak np. meczet Sidi Yati – zlokalizowane są tuż przy brzegu Morza Śródziemnego i są doskonałym miejscem na chwilę relaksu przy zachodzącym słońcu. Do tego wyjątkowego obiektu przyjechaliśmy właśnie po to, aby zobaczyć niezwykły zachód. Chmury nieco pokrzyżowały nam plany, ale i tak warto było się tu udać – chociażby po to, żeby zobaczyć minę Jalela z nostalgią patrzącego na swoje miejsce na Ziemi.
Z kolei meczet Sidi Jemour możecie kojarzyć m.in. z "Gwiezdnych wojen". Obiekt, którego początki datuje się na X wiek, szczególnie przypadł do gustu George'owi Lucasowi. Reżyser kręcił tu częściowo zdjęcia do filmu „Gwiezdne wojny, część IV – Nowa nadzieja”. Dzisiaj meczet można oglądać wyłącznie z zewnątrz, ale czasami używany jest przez rybaków do mieszkania. Mnie zachwycił nie tylko sam budynek, ale też okolica wraz z niesamowitym wybrzeżem, turkusową wodą i klimatycznymi łodziami rybackimi pozostawionymi na brzegu.
Wyspa rybołówstwa i ceramiki
Ludność na Dżerbie słynie z rybołówstwa i produkcji ceramiki. Jedną z atrakcji, która najbardziej przypadła mi do gustu, była wizyta w stolicy ceramiki – Kallali (Guellali) – która znajduje się na południu wyspy. Wjeżdżając do miejscowości, widziałam wszędzie porozstawiane garnki, dzbanki i wazony o różnych wymiarach. Miałam okazję zajrzeć do jednego z zakładów ceramiki i popatrzeć, jak właściciel Ben Aissi Fethi wyrabia cuda z gliny. I choć wydaje się to proste i przyjemne, wcale takie nie jest.
– Najtrudniejsze, a raczej najcięższe jest ugniatanie gliny – mówi właściciel Ben Aissi Fethi, a prywatnie przyjaciel Jalela, i wyrabia ją przy nas... stopami. Następnie odkrawa kawałek i układa go na kole, na którym będzie toczył glinę. Najpierw pokazuje nam, jak robi się niewielki kieliszek, później pustą w środku kulę, następnie piękny dzban, a na koniec zaprasza Magdę do tego, aby sama spróbowała zrobić coś z gliny. Jak na pierwszy raz idzie jej naprawdę dobrze. Robi swój pierwszy własny talerz i to kilka tysięcy kilometrów od domu, w Afryce. – Ceramika schnie 2-3 tygodnie, od kiedy się ją wyrobi. Następnie umieszczamy naczynie w piecu nagrzanym do 1200 stopni Celsjusza. Po wypiekaniu ceramiki odczekujemy 2-3 dni i jest gotowa – dodaje garncarz.
Na tego typu wyprawach mam jedną prostą zasadę – jeżeli chcę kupić jakąś pamiątkę, robię to właśnie w lokalnych sklepikach u rzemieślników. Dlatego i tutaj zaopatrzyłam się w dwa ciemnobrązowe kubki. Koszt obu? 10 dinarów (ok. 13 zł). W Polsce nie znajdziecie ceramiki w tak niskiej cenie.
W Guellali odwiedziliśmy też wyjątkowe Muzeum de Guellala. Zlokalizowane jest na najwyższym wzniesieniu Dżerby – wzgórzu Tassita o wysokości 52 m n.p.m. – i poświęcone jest rozwojowi dziedzictwa wyspy.
Drzewko oliwne i oliwki – skarb Tunezji
Gajów oliwnych w Tunezji nie trzeba specjalnie szukać – rosną w wielu miejscach. W całej Tunezji znajdziemy ok. 60 mln drzew oliwnych, z czego na Dżerbie ok. 10 mln. Zasadzili je tutaj Libańczycy, którzy przywieźli je tu kilka tysięcy lat temu. Drzewa te rosną daleko od siebie i ciągną się po horyzont długimi i szerokimi korytarzami. Ta roślina pozwala się utrzymać wielu rodzinom w kraju. Jest wykorzystywana w pełni – z jednego drzewka rocznie Tunezyjczycy otrzymują 50 kg oliwek i ok. 44 litrów oliwy z oliwek. Z kolei drewno wykorzystywane jest do rozpalania ognia i ogrzewania.
Houmt Souk – serce Dżerby
Turyści przyjeżdżający na Dżerbę szczególnie upodobali sobie Houmt Soukt. To stolica i jednocześnie serce regionu, w którym znajdziemy najpopularniejsze targowisko. Targ odbywa się tutaj we wtorki i można nabyć na nim mnóstwo lokalnych dobrodziejstw. Przede wszystkim sprzedawana jest tu ceramika, ale też dywany z berberyjskimi wzorami, kolorowe i bogato zdobione materiały, sadzonki palmowych drzew, daktyle, figi, aromatyczne przyprawy w świetnych cenach – przykładowo za szafran, który uchodzi za jedną z najdroższych przypraw, zapłacimy tu 8 dinarów (ok. 10 zł za niewielki pojemniczek); kosze i kapelusze z trawy rosnącej na pustyni czy biżuterię. Co ciekawe, 80 proc. twórców bizuterii na Dżerbie to Żydzi. Zapytałam jednego z lokalnych sprzedawców o cenę złota. Za 1 gram 18-karatowego metalu szlachetnego zapłacimy tu 195 dinarów (ok. 260 zł). Zagłębiając się w korytarze targowiska można trafić też do zakładów, w których tkane są materiały – np. jedwab. W Houmt Souk warto odwiedzić także targ rybny, na którym można zobaczyć okazy w Polsce niedostępne.
W mieście znajduje się także pochodzący z XIII wieku zabytkowy Fort Ghazi Mustapha, który zlokalizowany jest w pobliżu niewielkiego portu. Z kolei z mariny odchodzą statki, które zabierają turystów na Wyspę Flamingów. Między październikiem a lutym można tu spotkać różowe ptaki wędrowne.
Djerbahood – coś dla fanów murali i sztuki nowoczesnej
Na Dżerbie znajduje się miejsce, o którym sporo nasłuchałam się od koleżanki jeszcze przed samym wyjazdem. Mowa o opuszczonej wiosce Ar-Rijad, która usytuowana jest w centralnej części wyspy, ok. 7 km na południe od Houmt Soukt. Z hotelu dojedziemy tu taksówką za 15 dinarów (ok. 20 zł). Kiedyś miejsce to zamieszkiwała liczna diaspora żydowska, która zmalała do ok. 80 osób. Obecnie jest ono stolicą sztuki ulicznej.
To właśnie tutaj powstał wyjątkowy projekt Djerbahood. Miał on na celu przybliżyć przyjezdnym kulturę Tunezji zaprezentowaną w formie murali. Przedsięwzięcie to kontrolował lokalny artysta Mehdi Ben Cheikh, który zaprosił w 2014 roku 150 grafficiarzy z całego świata, w tym z Polski, aby ozdobili ściany budynków opuszczonej wioski. Tak powstała jedna z najciekawszych atrakcji Dżerby. Sama nie mogłam uwierzyć, że kilka rysunków może cieszyć się aż tak zainteresowaniem. I znów się myliłam. Dzieła artystów sztuki ulicznej pojawiły się na ścianach, w zaułkach schowanych ulic, a poszukiwanie ich to prawdziwa przyjemność. Przechadzałam się wąskimi korytarzami i co chwilę wpadałam na nowe rysunki. Niemal każdy z nich zasługuje na uwagę.
Chyba nikt nie spodziewał się aż takiego sukcesu projektu. Natomiast bardzo fajnym pomysłem jest kontynuowanie i rozwijanie go. Turyści, którzy odwiedzili Djerbahood już kilka razy, zauważają, że co rusz pojawiają się nowe murale – twórczości przybywa albo też nowa zastępuje starą.
Co jeszcze robić na Dżerbie? Pić, jeść i czuć
Choć byłam na Dżerbie na początku maja, wysoka temperatura chwilami dawała się we znaki. Dokuczający upał to dobry pretekst do tego, aby usiąść w jednej z kawiarni i napić się soku, kawy lub herbaty. Za sok pomarańczowy w lokalnej knajpce w Houmt Souk zapłaciłam 5 dinarów, ale koleżanka, która mi towarzyszyła, wypiła tradycyjną tunezyjską herbatę – podawaną w malutkim kubeczku z miętą i dużą ilością cukru – za 1 dinara.
Tunezyjska herbata jest bardzo znana i lubiana. Berberowie podają ją dodatkowo z prażonymi migdałami. I choć połączenie wydaje się co najmniej dziwne, gwarantuję, że będziecie chcieli zaserwować takie swoim bliskim po powrocie do Polski.
Baza wypadowa do Tunezji kontynentalnej
Dżerba to także brama do Tunezji kontynentalnej. Łatwo można się stąd dostać na zapierającą dech w piersiach Saharę. W drodze na pustynię oglądaliśmy słone jeziora o lekko różowawej wodzie (jej kolor zależy od bytujących w niej bakterii), zwiedzaliśmy berberyjskie wioski, ksary, widzieliśmy jeszcze więcej miejsc, które inspirowały George'a Lucasa do tworzenia „Gwiezdnych wojen”, odwiedziliśmy prawdziwą oazę, a na naszej drodze pojawiło się także stado dzikich wielbłądów. I choć zobaczyliśmy naprawdę dużo, jeszcze więcej wciąż przed nami do odkrycia.
Czytaj też:
Wiceszef Rainbow Tours o wakacjach 2023. „Ceny wzrosły o 30 proc., ale popyt nie spadł”Czytaj też:
Popularne biuro podróży uruchamia nowe kierunki z Polski. Egzotyka na wyciągnięcie ręki