– Autostop dwadzieścia pięć lat temu? – zastanawia się Hubert, 46-letni informatyk w podlaskim urzędzie. – Mogłeś jechać dużym fiatem albo wartburgiem, rzadziej fordem sierrą czy audi 80., stałeś godzinami na poboczu...
Truizmem jest powiedzieć, że w latach 90. i na początku 2000. wszystko było inne, ale nasz rozmówca podaje przykład.
– To kwestia technologii, bo teraz szosy są równe i oba brzegi idą w miarę prosto, wtedy krawędzie wyglądały jak zastygnięta lawa, fale asfaltu nakładały się i każdego lata ich przybywało – mówi.
Dla autostopowiczów nie była to banalna obserwacja. Bo „jeśli kwitłeś trzy godziny na drodze z Siemiatycz na Lublin, to coś trzeba było robić”. Hubert skubał asfalt, przypalał zapalniczką albo topił lupą. Inni obstawiali, jaki samochód się zatrzyma, czy próbowali zapamiętać jak największą liczbę rejestracji. – Był też chłopak, co malował po słupkach przydrożnych i chwalił się, że przepisał na nich wszystkie teksty Pearl Jam i Nirvany.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.