Jakiś czas temu pisaliśmy o tym, że przyjeżdżający do Europy Amerykanie szczególnie upodobali sobie pewien nurt zwiedzania. Otóż jeżdżą do Francji – która notabene jest najpopularniejszą turystyczną destynacją na całym świecie – i zaglądają tu do... aptek. Uważają bowiem, że są one wyposażone w najfajniejsze produkty, m.in. kosmetyczne czy w suplementy, których w Stanach Zjednoczonych nie ma.
Jeszcze bardziej nietypowy trend obserwujemy jednak ostatnio w Nowym Jorku. Goście, którzy udają się do miasta, chcą uprawiać w nim tzw. szczurzą turystykę. O co w tym chodzi?
„Szczurza turystyka” podbija Nowy Jork
„Szczurza turystyka” stała się najnowszym trendem podróżniczym w Nowym Jorku. Goście, którzy tu przyjeżdżają, chcą wypróbować ten nurt w mieście obleganym przez szczury.
Empire State Building, Statua Wolności, Park Centralny, Times Square? Okazuje się, że te bez wątpienia najbardziej kultowe atrakcje turystyczne w Nowym Jorku nie cieszą się ostatnio aż taką sławą jak możliwość odbycia „szczurzej wycieczki”. Co ciekawe, w pobliżu tych zabytków znajdziemy całe hordy gryzoni o niezbyt przychylnej reputacji. A w myśl nowego trendu turyści chcą chodzić w miejsca, w których będzie ich najwięcej.
Ponieważ miasto zmaga się z poważnym problemem szczurów – w zeszłym roku ich liczba podwoiła się – zdaniem niektórych gryzonie, a raczej chodzenie ich śladami jest najnowszym trendem wartym wypróbowania w Nowym Jorku.
Kenny Bollwerk zyskał obserwujących na TikToku, publikując filmy z Nowego Jorku. Zorientował się, że jego transmisje ukazujące życie szczurów w amerykańskim mieście mają duże grono zwolenników. Zasypywano go prośbami o filmowanie szczurów w różnych miejscach miasta. Zaczął więc je filmować – z bezpiecznej odległości – trzy do pięciu razy w tygodniu i wkrótce otrzymywał wiadomości od turystów, którzy chcieli do niego dołączyć.
„Spacerowali ze mną ojciec z córką, małżeństwo, właściciele firm, ludzie z Pittsburgha w Pensylwanii, St Louis w Missouri, z Vancouver w Kanadzie, z Los Angeles” – mówił.
Za „szczurzą turystyką” kryje się szlachetna idea
Co ciekawe, Bollwerk nie lubi szczurów, a transmisje miały na celu zachęcenie władz miasta, aby te w końcu rozprawiły się z gryzoniami.
„To szalone, jak bardzo to zbliża ludzi” – dodał.
Bollwerk twierdzi, że poza aspektem turystycznym jego nową, niezwykłą „rozrywką” jest pomaganie ludziom na obszarach oblężonych przez gryzonie.
„Fakt, że podnosi to świadomość problemu i pomaga ludziom – myślę, że dlatego wciąż wychodzę i to robię. I poznaję dzięki temu wiele fajnych osób, których bym nie spotkał”.
W walce miasta ze szczurami widać światełko w tunelu. Po wielomiesięcznym wzroście liczby gryzoni Nowy Jork ostatecznie zanotował w tej kwestii spadki. Według doniesień liczba obserwacji szczurów w czerwcu spadła o 15 proc. w porównaniu z rokiem poprzednim.
W miejscach, w których notowana jest wyjątkowo duża liczba szczurów, urzędnicy rozsypują trutkę. A firmy oraz właściciele nieruchomości, którzy mogą „zachęcać” zwierzęta do osiedlenia się na danym obszarze, mogą ponieść wysokie kary.
Wprowadzono także nowe zasady, zmuszające restauracje do umieszczania odpadów spożywczych w pojemnikach, zamiast stosować się do tradycyjnej nowojorskiej praktyki polegającej na wyrzucaniu worków na śmieci na ulice.
Czytaj też:
Znana atrakcja nie będzie dostępna dla turystów. Wszystko przez pobliską budowęCzytaj też:
Kultowa atrakcja może się zawalić. Turyści są zagrożeni