Na lotnisku w Palmie lądujemy w połowie września. Po wyjściu z samolotu uderza nas fala ciepłego powietrza. Czuć dużą wilgotność, co przez pierwszych kilka minut przeszkadza. Zapominam o tym jednak momentalnie, gdyż skóra dość szybko rozgrzewa się od promieni słońca.
Polskie akcenty na Majorce
Majorka. Hiszpańska wyspa, którą każdy millennials zna z piosenki zespołu Loft. „Będą tam sami niemieccy emeryci” – słyszałam przed wylotem. Owszem, Niemców jest sporo, ale niekoniecznie tych 65+. Nie brakuje również Brytyjczyków czy Francuzów. Najczęściej słyszę jednak... język polski.
Śpimy zresztą w hotelu prowadzonym przez naszych rodaków. Znajduje się on w Cala d’Or – miejscowości turystycznej położonej na południowo-wschodnim wybrzeżu Majorki. Jej nazwa w dosłownym tłumaczeniu oznacza „złotą zatokę”. Nie można się nie zgodzić. Plaże takie jak Cala Gran, Cala Petita czy Cala Esmeralda czarują turystów piaskiem w takim odcieniu oraz przepiękną, idealnie turkusową wodą.
W Cala d’Or nie brakuje restauracji i pubów, często z DJ-ami czy muzyką na żywo. To też świetny punkt wypadowy na kilkudniowy city break.
Choć miejscowość znajduje się około 60 kilometrów od lotniska, bez problemu można do niej dojechać autobusami lub taksówką. Warto też wypożyczyć auto i po spokojnym dniu spędzonym w Cala d’Or eksplorować inne części Majorki.
City break na Majorce. Auto? Must have
Już kilkanaście minut drogi samochodem od tej miejscowości znajduje się niewielka plaża idealna na zachód słońca – Arenal de ses Dones. Wracając, warto zjeść kolację w uroczym, malutkim i rybackim miasteczku Portocolom. Wśród wielu jachtów w porcie dostrzegam jeden pod polską – a jakże – banderą.
Kilkudniowy pobyt na Majorce – biorąc pod uwagę to, co wyspa ma do zaoferowania – warto wykorzystać do maksimum. Wypożyczenia auta – szczególnie, gdy koszt rozkłada się na kilka osób – to najlepsza opcja.
Jeśli twoim punktem początkowym jest wspomniana Cala d’Or to warto podjechać do pobliskiego Santanyí. Uchodzi ono za bardziej „autentyczne”, mniej turystyczne niż niektóre bardziej znane kurorty na Majorce – z klimatem wioski, lokalnymi sklepikami, galeriami i spokojniejszym tempem życia.
Jeśli jesteś tam w środę, koniecznie wybierz się na targ – nie brakuje na nim rękodzieła, biżuterii czy jedzenia (genialne churros!). Główne uliczki są wtedy zatłoczone, więc dla tych nieprzepadających za tłumami może być to zbyt przytłaczające.
Hiszpańskie Malediwy
Z Santanyí około 30 minut jedzie się na Playa Es Trenc. Należy ona do obszaru chronionego – parku naturalnego Es Trenc-Salobrar de Campos. Jej długość to około dwa kilometry białego, drobnego piasku. W połączeniu z błękitną wodą i stosunkowo „dzikim” otoczeniem tworzy niezwykłe miejsce, którego nie można nie odwiedzić. Przywodzi na myśl Malediwy, a także inne europejskie plaże, jak choćby Punta Prosciutto we Włoszech czy Nissi Beach na Cyprze.
– Wiesz, Majorka nigdy się nie znudzi. Mamy ponad 260 różnych plaż. Choćby dlatego uwielbiam tu mieszkać – mówi mi Miguel, recepcjonista, który wyjechał do Hiszpanii za marzeniami. Decyzji nie żałuje, a dzięki jego poleceniom – zaraz po plażowaniu na Es Trenc – trafiam do Colònia de Sant Jordi, gdzie w jednej z lokalnych restauracji jem obiad z widokiem na morze.
Na deser – obowiązkowo – lody z Gelaterii Colonial działającej od 1948 roku. To hit zarówno wśród mieszkańców, jak i turystów, choć tych w miasteczku nieco mniej.
W drodze powrotnej – przy promieniach zachodzącego słońca – warto odwiedzić jeszcze niewielką miejscowość Cala Figuera. Charakterystyczna jest w niej forma „fjordowej” zatoki – głęboka i wąska, z dwoma odnogami. Koniecznie przejdź się do portu i przypatruj się lokalnym rybakom majstrującym przy łodziach. Woda tak blisko domów przywodzi z kolei na myśl Wenecję.
Na północy – UNESCO
Kolejny dzień na Majorce zaczynamy dość wcześnie. Jedziemy – zgodnie z poleceniem Miguela – recepcjonisty – na północ wyspy. Ostrzegał nas, co prawda, przed trudną trasą, ale to, co zobaczyłam z perspektywy kierowcy było dość… zaskakujące.
Serpentyny i nieziemskie widoki bywają w różnych europejskich krajach – Grecji, Włoszech, Chorwacji. Hiszpańska Majorka od nich nie odstaje, a przeciwnie – podnosi poprzeczkę zakrętów i wzniesień, jakie należy pokonać. Droga – uchodząca za jedną z najbardziej spektakularnych w Europie – jest wąska, stroma, często bez odpowiednich zabezpieczeń po bokach. Widać przepaście.
Gdy nadjeżdża autokar, samochody będące na przeciwnym pasie muszą się cofać, robiąc mu maksymalnie dużo miejsca. Jest też sporo rowerzystów, z których pleców i czół leje się pot. Na stromych zboczach odpoczywają kozice i owce. Koniecznie zatrzymaj się w jednej z zatoczek-punktów widokowych. Od tej potęgi natury może zakręcić ci się w głowie – dosłownie.
Naszym punktem docelowym jest Sa Calobra – jedno z najbardziej malowniczych miejsc na Majorce.
Miejsce słynie przede wszystkim z ujścia wąwozu Torrent de Pareis, którego skalne ściany tworzą malowniczy, naturalny kanion otwierający się wprost na morze. Plaża w Sa Calobra jest raczej kamienista i niewielka, ale to nie przeszkadza – jej klimat sprawia, że uchodzi za jedną z najbardziej fotogenicznych na całej wyspie.
Torrent de Pareis i cała okolica, w której się znajduje, są objęte ochroną UNESCO. Sam wąwóz nie jest osobną pozycją na liście, ale wchodzi w skład krajobrazu kulturowego Serra de Tramuntana, który w 2011 roku wpisano na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Zagłębie Polaków
Na plażę warto wziąć specjalne buty, gdyż kamienie mogą skutecznie utrudnić plażowanie i kąpiel. Wiedzą o tym Polacy, których w Sa Calobra widzę szczególnie wielu. Podobnie, jak Francuzów i Brytyjczyków, choć to polski jest dominującym wśród turystów językiem.
Były już Malediwy, Wenecja, to teraz czas na skojarzenie z Saint Tropez. Port de Pollença – położony około godziny drogi od Sa Calobry – przeniesie nas swoim klimatem właśnie na Riwierę Francuską.
Spacer wzdłuż promenady i obserwowanie eleganckich jachtów stojących tuż obok małych, rybackich kutrów to punkt obowiązkowy. Podobnie jak paella w jednej z restauracji z widokiem na wodę. Spokój, cisza, delikatny szum fal – tak można opisać tę miejscowość już po największym sezonie.
W okolicy – około 35-40 minut drogi górzystą i krętą trasą – jest też Cap de Formentor – słynny przylądek z latarnią morską i punktami widokowymi.
Włoska radość bez chaosu
Kiedy myślę o Majorce, nie widzę wyłącznie plaż z kolorowych katalogów biur podróży. Przed oczami mam starszego mężczyznę siedzącego na plastikowym krześle niemal na środku ulicy. By w niego nie wjechać, musiałam mocno odbić w lewo. Pan zdawał się tym nie przejmować.
Na wyspie czas naprawdę zwalnia. Jest spokojnie i bezpiecznie. Siedząc tuż przy morzu, za kilka euro kupisz świeże mango lub ananasa od sprzedawcy prosto z taczki pełnej owoców. Czego chcieć więcej?
Ta wyspa to stan umysłu: trochę siga siga po grecku, trochę włoska radość, ale bez chaosu. I nawet ta wilgotność powietrza nie taka straszna, jeśli każdego dnia możesz być na innej plaży, podziwiać inne widoki i jeść kolejne już krewetki, popijając zimną sangrię.
Czytaj też:
Bajkowe plaże i księżycowy krajobraz. Ta hiszpańska wyspa jest pełna niespodzianekCzytaj też:
To pierwszy taki kraj na świecie. Cały stał się rezerwatem przyrody