W miejscowości Schenna (wł. Scena) we włoskiej prowincji Bolzano włoskie wydają się być tylko nazwy na oznaczeniach drogowych. W marcu na ścieżce prowadzącej do tradycyjnej gospody przygrzewa słońce. Zamiast wyciągać telefon do zdjęć, ma się ochotę zostać na ławeczce i patrzeć na ośnieżone Alpy. Jednak przynajmniej jedno zdjęcie warto zrobić. Panorama jest niezwykła – po powrocie do domu bez końca można bawić się w szukanie na mapie zamków i kościołów sąsiednich wiosek. W oddali widać m.in. Zamek Tirolo.
Jeszcze przed rozpoczęciem kalendarzowej wiosny odwiedziłam Południowy Tyrol. Do 1919 r. był to obszar Austrii, dziś jest to północ Włoch. 40 proc. jego powierzchni leży na wysokości 2000 m n. p. m., aż połowę zajmują lasy świerkowe.
Turyści mogą tu wypoczywać w gospodarstwach agroturystycznych zrzeszonych w stowarzyszeniu z Roter Hahn (czerwony kogut). Choć jest to wspólny symbol znaku jakości ich produktów, to profil gospodarstw jest różny – od typowych winnic (jak Bruggnhof w Kaltern) po wysokogórskie gospodarstwa nastawione na produkcję mięsa i mleka, typu Hofschank. Właśnie do takiego miejsca wybrałyśmy się z koleżanką, by przyrządzić tradycyjne danie z tego regionu w wersji wegetariańskiej.
Zmailerhof. Historyczna gospoda pośród gór
Już przy wjeździe do Schenny, samochodem pod górkę, powitały nas zachwycające widoki gór i palm.
Gospoda Zmailerhof, prowadzona przez rodzinę Thaler, jest położona na wysokości 1094 m. n. p. m., co gwarantuje wspaniałą panoramę Schenny i okolic. Części domu (m.in. kuchnia, korytarz i freski) są chronione jako zabytek. Zatrzymują się tu turyści, którzy odpoczywają po długich wędrówkach na szlaku, by napić się piwa albo soku z czarnego bzu i spróbować tradycyjnych dań Południowego Tyrolu. Z dobrze nasłonecznionego tarasu na tyłach domu widać także domy i gospodarstwa położone jeszcze wyżej.
Lekcja gotowania. Tak smakują knedle na północy Włoch
Gdy weszłyśmy do kuchni, gospodyni Marta Thaler miała już przygotowane składniki. Na stole stała duża misa skrojonych kawałeczków kilkudniowej, białej bułki. Następnie gospodyni przystąpiła do podsmażenia szczypiorku (gdy zacznie się sezon, wymieni się go na zioła z przydomowego ogródka).
Później do misy trafiło kilka jajek, pietruszka i skrojony w kostkę dojrzały, żółty ser. Jeszcze trochę mleka, niezbyt dużo mąki – z takiej masy formowałyśmy wspólnie kule, które potem ugotowały się w gorącej wodzie. Knedle nie mogły być za małe, by się nie rozpadły w garnku. Taki przysmak podaje się z parmezanem i roztopionym masłem. Kule są tak miękkie, że można je przekroić na pół tylko widelcem. W Południowym Tyrolu mówi się, że jeśli bierzesz do nich nóż, to znaczy, że wyszły za twarde.
Do dania serwuje się liściastą sałatkę – z mniszka lekarskiego i gotowanych ziemniaków.
Wszyscy piją tu syrop z bzu, krzew rośnie właściwie przy wszystkich gospodarstwach Południowego Tyrolu. Jeśli restauracja jest częścią marki z kogutem, nie może serwować popularnych gazowanych napojów, ale domowe soki i wina.
W Zmailerhof skosztujecie także knedli pokrzywowych. Przepis gospodyni na obie wersje tego tradycyjnego dania znajdziecie na polskiej stronie organizacji Roter Hahn.
Południowy Tyrol. Gospodarstwa zapraszają turystów
Po południu do stołów zasiada już coraz więcej gości.
– Choć wszyscy uwielbiają te restauracje, to jest ich coraz mniej. Praca w gastronomii jest trudna, młodzi ludzie nie chcą pracować w weekendy, a latem nawet siedem dni z rzędu – mówi mi Sonja Kaserer, przedstawicielka organizacji Roter Hahn.
Inaczej jest w przypadku przejmowania po rodzicach gospodarstw agroturystycznych z apartamentami dla gości
– Może się to wydawać dziwne i nietypowe dla innych miejsc w Europie, ale tutaj młodzi ludzie są naprawdę chętni, by przejąć farmy po rodzicach. Rolnicy są tu dumni i nie wstydzą się swojej profesji, a na turystyce bardzo dobrze zarabiają. W Południowym Tyrolu mamy aż 30 tys. gospodarstw, a Roter Hahn zrzesza ich 1600 – wyjaśnia przedstawicielka stowarzyszenia.
Dodaje, że organizacja „z czerwonym kogutem” przykłada dużą wagę do tego, by należeli do niej gospodarze faktycznie zajmujący się swoim fachem.
– Właściciele farm muszą samodzielnie doić krowy lub produkować własne wina – mówi Sonja. Gospodarze dostają też wskazówki, jak rozmawiać z gośćmi, urządzać pokoje czy serwować śniadania, żeby turyści byli zadowoleni z pobytu i chcieli tu wracać.
Dzięki temu, według Sonji, udaje się podtrzymać tutejszą tradycję, a gospodarstwa nie pustoszeją, jak w Trydencie, sąsiedniej prowincji regionu Trydent-Górna Adyga.
Spacery w Schennie i Merano
Choć Polacy odwiedzają Południowy Tyrol głównie dla pełnych słońca ośrodków narciarskich w Dolomitach, to region oferuje też wiele innych atrakcji.
Od 14 kwietnia w Schennie można zwiedzać zamek z XIV wieku (cały region ma około 800 zamków i pałaców!) czy też obejść całą wioskę spacerem, szlakiem Wiesenweg. Co roku w Merano odbywa się Farm Food Festival z produktami od rolników Roter Hahn. My prosto z Schenny udałyśmy się samochodem właśnie do tego miasta, by przejść się przepiękną promenadą Tappeinerweg, biegnącą na wysokości 380 metrów. Jest to łatwa trasa spacerowa, gdzie szansa na spotkanie turystów z Polski jest już większa niż w okolicznych wioskach.
By skorzystać z lekcji gotowania w Południowym Tyrolu, najlepiej przyjechać tu wiosną i jesienią. Lato to dla gospodarzy najbardziej intensywny czas zbiorów owoców i robienia przetworów. O tej porze roku co najwyżej znajdą czas na oprowadzenie po gospodarstwie czy rozmowę przy kieliszku wina wieczorem.
Czytaj też:
Nowy pociąg zachwyci turystów. Wjadą do pięciu krajów Europy w ciągu dobyCzytaj też:
Dwa kraje w ciągu jednego dnia. Wystarczy wybrać te ośrodki narciarskie