Fascynuje się USA i zwiedza je od 25 lat. Był w 48 z 50 stanów i pasją zaraża innych

Fascynuje się USA i zwiedza je od 25 lat. Był w 48 z 50 stanów i pasją zaraża innych

Dodano: 
Piotr w parku narodowym
Piotr w parku narodowym Źródło:Archiwum prywatne / Piotr Beer
Jeśli Stany Zjednoczone wydają ci się nudne czy przereklamowane, Piotr udowodni ci, że można patrzeć na nie z wielką miłością. Niezwykły fan tego kraju ciągle jest przez niego zaskakiwany. Choć na miejscu był 28 razy, to wciąż planuje kolejne wycieczki.

Zaczęło się niewinnie, bo jeszcze w dzieciństwie. Jednak pierwsze zauroczenie zachodnim krajem przerodziło się w prawdziwą pasję do podróżowania. Piotr Beer do USA jeździ regularnie od 25 lat, a to może oznaczać tylko jedno – ma o czym opowiadać. Ważną rolę w jego wyjazdach odgrywa zwiedzanie parków narodowych. W samym Yellowstone był dwa razy, zaś na terenie Wielkiego Kanionu aż sześć. Co ciekawe, odwiedziny zawsze są zupełnie inne. Jak wyglądała pierwsza wizyta w słynnym amerykańskim raju? Tymi i wieloma innymi faktami podzielił się w rozmowie z Wprost.pl.

Paulina Kopeć, Wprost.pl: Skąd wzięła się twoja pasja do Stanów?

Piotr Beer: Nazywam to fascynacją. Narodziła się już w szkole podstawowej. Przyszło mi żyć w czasach innego systemu niż teraz i mierzyliśmy się z kompletnym brakiem wszystkiego. Byliśmy zafascynowani filmami Disneya – już nie mówiąc o produkcjach hollywoodzkich – i podziwialiśmy wszystko, co amerykańskie. Wrażenie robiły jeansy z Pewexu czy gumy Donalda.

Kiedy miałem kilka lat, moi rodzice przyjaźnili się z ludźmi, którzy mieli rodzinę w Stanach Zjednoczonych. Ona mieszkała w Chicago. Wtedy słyszałem dużo opowieści o tym kraju jako o czymś wspaniałym i niedostępnym. Nie było możliwości otrzymania paszportu, a o wizę długo ubiegało się w konsulacie i bardzo często bezskutecznie. Mimo to, wszystko to było bardzo pociągające.

Pamiętasz coś z tych opowieści?

To już prawie prehistoria, bo słuchałem o tym na początku lat 80. Niewiele pamiętam, ale kojarzę, że widziałem zdjęcia, które przysyłała rodzina z USA. Wnętrza domu były takie inne z pięknymi zasłonami. Patrzyłem na to wtedy jak na coś bardzo nieosiągalnego w naszym kraju. Brat takiego pana Władka z tej wspomnianej wcześniej rodziny służył w armii Stanów Zjednoczonych, był nawet w Wietnamie. Opowiadał, jak dla podniesienia morale zrzucano im z helikopterów marlboro i coca-Colę. W tamtych czasach nawet nie myślałem, że kiedyś będzie dane mi tam latać.

Ale ostatecznie się udało. Czasy się zmieniły i mogłeś zacząć wyjeżdżać. Pamiętasz to pierwsze wspomnienie, jak stanąłeś na amerykańskiej ziemi? Jakie to było uczucie? Pamiętasz okoliczności?

Sytuacja zaczęła się zmieniać delikatnie w latach 90. Wtedy zacząłem grać w baseball w amatorskiej drużynie w Rybniku. Oczywiście u nas był to sport niszowy, ale amerykański. Na różnych zgrupowanych zacząłem poznawać ludzi z zespołów m.in. w Warszawie. Mieszkańcy stolicy mieli większy dostęp do różnego rodzaju nowinek, a w naszej lidze zaczęli pojawiać się zawodnicy z zagranicy między innymi z USA.

Jeden z nich grający w naszej drużynie po kilku latach postanowił mi pomóc w podróży i zaprosił mnie do Stanów. Z kartką, na której napisane były 2 zdania w języku angielskim, numerem telefonu do mojego amerykańskiego kolegi postanowiłem odwiedzić konsulat amerykański w Krakowie. Pamiętam, że było to 1 marca 1999 roku. W kieszeniach miałem medale, by udowodnić, że rzeczywiście działam sportowo i że prawdziwą motywacją do odwiedzenia Stanów jest obejrzenie meczu profesjonalnej ligi baseballa. W tym czasie kolega mieszkał i pracował już na Florydzie. Ja miałem dotrzeć do niego z Polski sam. Udało się w kwietniu wspomnianego roku. Historia z moją pierwszą podróżą tam jest zabawna. Umawiając się na odbiór z lotniska, nie uwzględniłem różnicy w czasie. I to, co dla mnie było jutrem, dla mojego kolegi już nie koniecznie.

Przyleciałem do Miami na Florydzie, a tam nikt nie czekał na mnie na lotnisku. Nie wiedziałem, co robić. Pojawiły się pierwsze łzy i panika. Miałem zapisany adres, pod który potrzebowałem się udać, więc ostatecznie przełamałem się, wziąłem taksówkę i pokazałem, gdzie muszę dotrzeć. Pierwsze wspomnienie po wyjściu z lotniska? Poczułem buchnięcie gorącego powietrza. Szybko zorientowałem się, że na zewnątrz jest naprawdę wyjątkowo ciepło.

Początkowo czułem się jak pijany, oszołomiony tym, co zobaczyłem. Jadąc z lotniska do Miami Beach, przejeżdżałem po drodze przez most, przy którym znajduje się przystań dla dużych statków wycieczkowych a po drugiej stronie wyspa z domami gwiazd takich jak Madonna czy Sylvester Stallone. Wydawało mi się, że sam jestem na planie filmu. Wszystko wielkie, inne, kolorowe, słońce i plaża. Zupełny kontrast dla Polski w tamtych latach. Dotarłem do szkoły językowej, w której pracował mój przyjaciel, a później już były tylko wspaniałe przygody, zwiedzanie i odpoczynek przez około trzy tygodnie.

Dziś masz na koncie odwiedziny w 48 z 50 stanów. Nie byłeś jedynie na Hawajach i Alasce. Z czego drugi ze wspomnianych prawdopodobnie odwiedzisz w tym roku. Ponadto zobaczyłeś aż 32 z 63 tamtejszych parków narodowych. Umiesz policzyć, ile dokładnie razy byłeś w Stanach?

Przez te wszystkie lata byłem tam 28 razy, z czego najdłużej przez około trzy czy cztery miesiące. Zwykle są to wyjazdy krótsze od 10 dni do 3 tygodni. Staram się często kogoś zabierać ze sobą, wtedy też fajnie rozkładają się koszty takiej podróży. Na miejscu wypożyczamy samochód i jeździmy po wcześniej zaplanowanej trasie. Bywa, że korzystam z gościnności znajomych, ale zwykle rezerwuję noclegi przez Booking.com. Lubię ruszać w podróże z Chicago, bo zarówno tam, jak i do Nowego Jorku bilety lotnicze bywają często najtańsze. Na miejsce ruszam z Warszawy, a jeśli się przesiadam to np. we Frankfurcie i później już do Chicago – to miasto jest fajnym i niedrogim centrum, z którego warto zwiedzać środkową część Stanów Zjednoczonych.

Wigwam Motel USA

Brzmi świetnie. Czy podróżując po Stanach na przestrzeni tylu lat, zauważyłeś jakieś zmiany w życiu tamtejszych ludzi i w samym kraju? Czy rzeczywiście jest tam lepiej i łatwiej? Jak jest dzisiaj?

Już w tych wczesnych latach, w których jeździłem, widziałem, że poziom życia różni się znacząco od naszego. Miałem możliwość poznania od podszewki zarówno życia typowej polonijnej rodziny, jak i rodzin z amerykańskiej klasy średniej. Pamiętam jak dziś, jak wraz z kolegą, który studiował w USA, odwiedzaliśmy ich przyjaciół. Jeden z nich był pilotem w American Airlines, a oprócz tego był współwłaścicielem małego lotniska. Pamiętam jak dziś, że w wolnym czasie w garażu składał prawdziwy samolot. Ja co najwyżej mogłem kupić w Polsce model w kiosku. Będąc tam, nie odnosiłem wrażenia, że ci ludzie borykają się z jakimiś problemami dotyczącymi kwestii ekonomicznych. Widać było, że żyją raczej komfortowo.

Staram się wysuwać te wnioski z pokorą, bo mimo wszystko nadal nie czuję się specjalistą. Nie chcę się zajmować polityką, ale przez te ostatnie 25 lat niestety w Stanach dużo zmieniło się na gorsze. To nie jest tylko moja ocena, ale też ludzi, którzy tam mieszkają. Ogólnie mogę powiedzieć np. że nigdy nigzie nie zaobserwowałem tylu zaburzeń psychicznych i problemów mentalnych jak tam.

Słyszałam, że w USA łatwo spotkać takie osoby na ulicy i to w większości są bezdomni.

Tak, ale problem bezdomności to jeszcze zupełnie inna kwestia. Kiedyś na podstawie moich obserwacji oraz opinii innych osób wysnułem wniosek, że ludzie w USA często zostają bezdomni z tak zwanego wyboru. Część ma problemy mentalne, część jest uzależniona np. od narkotyków, ale część świadomie wybiera taki tryb życia. O życiu w Stanach i właśnie o tym problemie opowiadał mi m.in. miejscowy szeryf. Zdradził, że na miejscu jest mnóstwo organizacji rządowych czy pozarządowych, które zajmują się pomocą. Jedyne, co trzeba zrobić, to dostosować się do konkretnych warunków, a wiele osób nie chce, nie może lub nie umie. Mężczyzna, o którym mówię, mieszka w Nevadzie i często pomaga ludziom. Wspominał mi o wielu sytuacjach, które udowadniają, że z poważnych problemów można wyjść obronną ręką.

Co masz na myśli?

Podam legendarny przykład związany z ochroną zdrowia, która w USA jest bardzo kosztowna. Osobiście – dotychczas – nie miałem z nią do czynienia, ale znam bardzo dużo osób, które opowiadały mi, jak dzięki dobremu ubezpieczeniu – niekoniecznie drogiemu – udało się zredukować rachunki za leczenie lub lekarstwa. Te zmieniały się z niebotycznych kwot do kilku, kilkuset dolarów – lub w przypadku bardzo wysokich rachunków – do 1000 dolarów. Chcę przez to powiedzieć, że w USA wszystko da się załatwić, tylko trzeba być zaradnym i znać język. Moim zdaniem Ameryka daje wiele możliwości do tego, żeby żyć przyzwoicie, ale oczywiście trzeba mieć szczęście i starać się temu szczęściu pomóc.

Uważam też, że nie warto wyrabiać sobie zdania na takie tematy i sytuację w USA na podstawie informacji podawanych w mediach, bo te zawsze trochę wyolbrzymiają problem. Ja opieram się głównie na własnych doświadczeniach.

Uważasz, że media nie oddają prawdy o USA?

Myślę, że nie i wiele osób właśnie w ten sposób wyrabia sobie negatywne zdanie o tym kraju. Wydaje mi się, że ponad 90 proc. to są negatywne przekazy. Widzimy filmy na TikToku z jakiegoś włamania czy rabunku do sklepu. W tym wszystkim jeszcze temat dostępu do broni. Jeżdżąc tam przez tyle lat, nigdy nie doświadczyłem żadnej ekstremalnej sytuacji związanej z bezpieczeństwem. Oczywiście jestem świadomy tego, że nie wszystko jest takie piękne, jakby się mogło wydawać. Z tego powodu przed wybraniem miejsca noclegowego lub miejsca, które chciałbym odwiedzić, staram się szukać informacji, czy przypadkiem nie zapuszczam się na teren o podwyższonym ryzyku. Prawda jest taka, że w większości miejsc na świecie, do których możemy podróżować, da się takie punkty spotkać.

Na wszystkie osoby, które znam, a które były w Stanach, tylko 5 wypowiada się negatywnie. Pozostali zawsze byli zachwyceni i chętnie wracali ze mną na miejsce ponownie. Tych ludzi naprawdę było sporo.

Ale są też przecież negatywne aspekty życia w USA. Mówi się m.in. o tym, że tam dużo się pracuje i ciężko o urlop taki jak u nas

To wszystko zależy. Generalnie to prawda, że istnieje tam pewien kult pracy. Amerykanie pracują od poniedziałku do piątku, w pełni korzystając z weekendu. Co do reszty bywa różnie – czasami ludzie mają po 2 lub 3 prac i pracują po 6 dni w tygodniu. Co do urlopu to z reguły jest to kilkanaście dni w roku w zależności od pracodawcy. Dni urlopu mogą być niepłatne lub tak jak u nas płatne. Inaczej wyglądają też oczywiście kwestie związane z np. urlopem macierzyńskim, bo tam raczej szybko musisz wrócić do pracy.

Dlaczego ludziom tak podobają się Stany?

Myślę, że one zawsze były dla nas trochę magiczne i niedostępne. Wiele rzeczy często wydawało nam się tam bardziej kolorowe niż w Polsce. Oczywiście rzeczywistość zawsze jest nieco inna, ale to nadal większy świat, dający multum możliwości, jeżeli chodzi o pracę czy pasje.

Tam ładniejsze wydaje się być wszystko – od pięknych ogromnych domów, przez przystrzyżone trawniki oraz wygodne wielkie samochody, po łatwość dostępności do wszystkich towarów. Dziś mamy poczucie, że przecież żyjemy już w czasach, gdzie w polskich sklepach mamy wszystko. Gdy wjedziesz do marketu w USA, dalej widzisz, że trochę nam jeszcze brakuje. Wtedy ludzie, którzy ze mną podróżują, mówią np.: „Stary, tu jest cała alejka samych keczupów i sosów do grilla”.

Patrząc szerzej, Stany dają również wiele różnorodnych możliwości spędzania wolnego czasu i wszystko to jest w skali makro. Weźmy np. samo Chicago, które leży nad ogromnym jeziorem wielkości Bałtyku. To jest niesamowite. W USA, gdy chcesz pojeździć na quadach, to terenów jest nieskończenie dużo, u nas możesz co najwyżej jeździć w kółko po łące czy torach.

Jednego dnia możesz być gdzieś na nartach, a kolejnego surfować po gorącej wodzie w innym stanie. Pamiętam jak pewnego razu po przejażdżce z moim kolegą – kierowcą ciężarówki – na trasie do Kalifornii, rano przywitały nas zaspy śnieżne. Później zaledwie w ciągu kilku godzin znalazłem się w Los Angeles na Santa Monica, gdzie można było zażywać kąpieli w oceanie. Jest to naprawdę coś niespotykanego u nas.

Stany Zjednoczone

Byłeś w prawie każdym stanie. Czy masz jakiś ulubiony? Któreś bardziej doceniasz, robią większe wrażenie?

To jest dla mnie trudne pytanie. Tam jest zbyt wiele miejsc, które mi się podobają i ciężko je ze sobą porównywać. Wszystkie są od siebie inne. Stany są wyjątkowo zróżnicowane i to jest zachwycające. Dzięki temu ciągle mogą szokować.

A co najbardziej szokuje cię w USA? Czy po tylu latach jeżdżenia tam jeszcze coś cię zaskakuje?

Tak, ciągle jestem zaskakiwany. USA szokuje mnie m.in. w sferze infrastruktury. Kilka lat temu wprowadzono specjalny program, dzięki któremu rewitalizowane są obiekty inżynieryjne, mosty, przeprawy czy wiadukty. Za każdym razem, gdy tam jestem, zachodzę w głowę, jak oni to robią. Nowe autostrady są tak remontowane, że nie ma zwężeń na pasach. Jeżeli mamy jakieś naprawy np. mostu i dwa pasy przechodzą pod tym mostem, to oni budują specjalnie dwa nowe obok na czas prac. Skala ich przedsięwzięć szokuje. Przykładem niech będzie Miami, które przeżywa ostatnio wielki bum budowlany. Sam port, przy którym zatrzymują się ogromne wycieczkowce, jest w stanie jednorazowo pomieścić 9 takich jednostek na raz.

Zaskakiwany bywałem też w kwestii bankowości. Niektórzy się śmieją, że ich system płatniczy jest przestarzały, bo nie ma np. Blika. Ja pamiętam jednak, jak już w 2005 roku w jednej z sieci sklepów był wprowadzony system, który się nazywał Pay by Finger. Przychodziłaś do kasy z ze swoimi zakupami, skanowałaś towar i tam był tylko taki mały czytnik linii papilarnych. Palcem płaciło się za zakupy. Później ten system zmieniono, ale to nie zmienia faktu, że już prawie 20 lat temu można było płacić tam za zakupy palcem.

Ciekawa historia ma też związek z sytuacją, gdy raz wybito nam szyby w aucie i skradziono bagaż. Byłem w szoku, jak działała policja. Po niespełna trzech godzinach wszystko odzyskaliśmy. Funkcjonariusze dogonili złodziei i przywieźli nam nasze rzeczy. Wymienili nawet wypożyczony samochód na jeszcze lepszy niż mieliśmy. To nie jest aż takie normalne, to tam takie sprawy dzieją się nagminnie i nie zawsze kończy się dobrze, ale mieliśmy szczęście.

W naszej wcześniejszej krótkiej rozmowie przed wywiadem wspominałeś, że niektóre punkty w Stanach zwiedzałeś wielokrotnie np. Wielki Kanion. Mnóstwo razy byłeś też m.in. w Chicago. Czy to nie jest tak, że nie warto jechać drugi raz w ten sam punkt? Czy to się nie nudzi?

To samo miejsce odwiedzam drugi raz tylko teoretycznie. Nawet gdy jestem gdzieś ponownie staram się nie spoglądać na to samo, albo robię to z innej perspektywy. Nad Wielkim Kanionem byłem 6 razy, ale oglądałem go różnych stron. Byłem tam zawsze z różnymi osobami i fajnie jest widzieć, że to dla nich fascynujące. Trasa na miejsce zawsze obejmowała jakiś zupełnie inny region np. Arizonę czy Nevadę – tak, żeby przy okazji można było zobaczyć jeszcze coś dodatkowego, co dla mnie było czymś nowym.

Ważną częścią twoich podróży jest odwiedzanie parków narodowych. Można wręcz powiedzieć, że jeździsz ich śladami. Na ten moment zobaczyłeś 32 z 64. Co możesz powiedzieć o tych wizytach? Dlaczego te miejsca są dla ciebie tak istotne?

Jeżeli miałbym komuś polecić Stany Zjednoczone z jakiegoś jednego głównego powodu, to powiedziałbym, że właśnie z powodu parków narodowych. Zaskakująca jest nie tylko ich ilość, ale też różnorodność i unikalność. Niektóre parki jak np. w Utah bazują na formacjach skalnych. Jadąc do USA, często myślimy o Nowym Jorku albo Los Angeles, a mało o Capitol Reef National Park czy Arches National Park. Do niektórych parków narodowych można na przykład tylko dopłynąć. Na Florydzie znajdziemy nawet takie pod wodą – np. Biscayne National Park.

Wrażenie robią chociażby parki wielkich wydm – jeden w Kolorado, drugi w Nowym Meksyku. To wydmy, ale na jednej jest klasyczny piasek, a na drugiej wapienny czy gipsowy. Jeszcze w innych miejscach zobaczymy góry, a w innych systemy jaskiń – tak jest np. w Mammoth Cave w Kentucky. Te miejsca w wielu przypadkach są bardzo ogromne i często też nie da się zobaczyć wszystkiego w ciągu jednego dnia – to kolejny powód, dla którego warto czasem pojechać gdzieś kilkukrotnie.

Parki narodowe w USA prawie nigdy nie są do siebie podobne. Ponadto panuje w nich duży porządek i spokój. Można spotkać m.in. specjalne szafy przeciwniedźwiedziowe, w których ludzie trzymają swoje jedzenie, małe lodówki i termosy. Tam umieszczają swoje rzeczy. Wszystko jest dobrze oznakowane, a przy wjeździe otrzymujesz specjalne mapki wraz z niezbędnymi informacjami. Ponadto pracownicy parków są zaangażowani, serdeczni i bardzo chętni do pomocy. Nie brakuje też m.in. punktów do biwakowania, toalet i dużych tablic ostrzegawczych.

Carlsbad Caverns National ParkW parku narodowym

Czy zwiedzając takie miejsca, możemy czuć się bezpiecznie?

Na pewno trzeba być ostrożnym. Kilka razy byłem np. w Dolinie Śmierci. Ta nazwa się nie wzięła się znikąd. Tam naprawdę w ciągu roku z różnych przyczyn ginie przynajmniej kilkanaście osób. Z reguły jest to jakiś splot nieszczęśliwych wypadków, inni nie wytrzymują z powodu wysokich temperatur. Na takie wyprawy zawsze trzeba dobrze się przygotować. Liczy się m.in. odpowiedni ubiór czy spory zapas wody. Należy pamiętać, że to są niesamowicie rozległe przestrzenie i do najbliższego sklepu lub stacji benzynowej jest zwykle bardzo daleko. Myślę, że takie parki przypominają o tym, czego w ogóle Amerykanie najbardziej się obawiają.

Czego się boją?

Myślę, że najbardziej właśnie przyrody. To właśnie w Stanach wielokrotnie dochodzi do ekstremalnych zjawisk pogodowych, które mają bardzo poważne skutki. Często dzieją się nagle i nie ma się na nie żadnego wpływu. Tornada, huragany, burze tropikalne, a czasami ekstremalne temperatury. Oni wiedzą, że tego pod żadnym pozorem nie wolno lekceważyć.

Wrócę jeszcze na chwilę do parków. Kusi mnie, by zapytać o Yellowstone, ten park kojarzy chyba każdy i uznawany jest za kultowy. Byłeś?

Yellowstone rzeczywiście jest legendarny i miałem okazję być w nim dwa razy. Park jest bardzo zróżnicowany, zobaczymy w nim m.in. wiele gatunków zwierząt, gejzery, wodospady, gorące źródła, ogromne jezioro czy wzniesienia nawet 3 tys. metrów nad poziomem morza. By zwiedzić to miejsce, potrzeba kilku dni, jednak to wiąże się z kosztami, bo pobyt tam i w okolicy bywa kosztowny. Mimo wszystko mogę potwierdzić, że to miejsce jest tego warte, bo to najstarszy park w Stanach i rozpoznawalny jest m.in. dzięki znanym filmom. Muszę też jednak przyznać, że nie jest to mój ulubiony. Za bardziej spektakularny uważam Park Narodowy Sekwoi w Kalifornii czy Wielki Kanion – to jest widok, którego nie da się opisać ani zapomnieć.

Za co najbardziej – poza parkami – lubisz Stany?

To zabrzmi trochę głupio, ale mam coś takiego, że jak tam jestem, to czuję się, jakbym był trochę lepszą wersją siebie. Mogę być bardziej otwarty na innych, uśmiechnięty. To jest taki aspekt, który sprawia, że ciągle chce się tam wracać. Gdy obcuję z Amerykanami, czuję się bardzo dobrze i cenię ich styl bycia.

Z tego co wiem, w Polsce masz nawet urządzony dom po amerykańsku?

Tak, ale nie lubię się tym chwalić. Każdy, kto do mnie przychodzi, nie ma wątpliwości co do tego, jaki to styl. Nie brakuje pamiątek z wyjazdów, map czy flagi. Oczywiście u nas się nie da skopiować ich stylu w 100 proc., to jest niemożliwe, ale można mieć taką swoją małą namiastkę

W domu u Piotra

Jakie masz plany co do najbliższych wyjazdów?

Do Stanów ponownie lecę na początku lutego. Tym razem znów będzie to Floryda. W tym roku planuję też po raz pierwszy w życiu odwiedzić Alaskę. Staram się to zorganizować w ten sposób, by ograniczyć się maksymalnie do jednej przesiadki, ale to kryterium ceny będzie najważniejsze. Na pewno planuję jeszcze raz odwiedzić stan Kolorado.

Takie wyjazdy muszą być drogie? Zwykle uważamy Stany za trudno dostępne i drogie.

Różnie to bywa. Bilety w obie strony da się kupić już od 2 do 2,5 tys. złotych. Wszystko zależy oczywiście od kierunku. Czasem na nocleg w pokoju hotelowym ze śniadaniem wydamy 25 dolarów za osobę, co daje około 100 zł. Myślę, że porównując to do Polski, to nie jest to szczególnie wygórowana cena. Zależy też, jakie ma się wymagania i oczekiwania. Ja koncentruję się głównie na samym zwiedzaniu i nie przeszkadza mi zjedzenie jajecznicy z proszku popijanej sokiem pomarańczowym.

Proponujesz jakieś miejsce do odwiedzenia na początek? Polecasz USA każdemu?

Trudno mi odpowiedzieć. To wszystko zależy, co kogo interesuje. Dla jednych będą to duże miasta, a dla innych dzikie odludne tereny. Planując zwiedzanie, na pewno warto uwzględnić porę roku. Są takie miejsca, które zobaczymy tylko w konkretnym okresie np. niektóre parki narodowe np. z powodu śniegu, zbyt dużego natężenia ruchu, czy stanu dróg.

Poza tym uważam Stany za bardzo intuicyjne, jeżeli chodzi o nawigowanie. Ja gorąco je polecam. Czy każdemu? Myślę, że nie. USA nie proponuję osobom, które nie lubią jeździć samochodem. Zwiedzając Amerykę, trzeba być gotowym na pokonywanie długich odległości. Warto też być przygotowanym na nowe sytuacje. Dobrze jest też mieć choć podstawową znajomość języka angielskiego, bo wtedy jesteś w stanie lepiej wczuć się w tamtejszy klimat i porozmawiać z miejscowymi.

Gdy tylko zechcemy i nastawimy się pozytywnie, na pewno spotkamy tam dużo otwartości i sympatii. Amerykanie są bardzo wyrozumiali i nastawieni do nas przyjaźnie. Gorąco zachęcam do rozważenia wyjazdu w to miejsce.

Czytaj też:
Podróżowali po Stanach śladem filmów. Mają za sobą około 30 tys. kilometrów i wciąż chcą więcej
Czytaj też:
Loty do Stanów za 400 złotych? Linia ogłosiła promocję

Źródło: WPROST.pl