Polak postawił policję na nogi. Zgłosił, że na dworcach są bomby

Polak postawił policję na nogi. Zgłosił, że na dworcach są bomby

Dodano: 
Dworzec
Dworzec Źródło: Shutterstock
Za zmuszenie policji do wszczęcia kosztownej akcji Polak poniesie srogą karę. Tuż przed północą 28 lipca powiadomił służby, że na stacjach PKP są podłożone bomby. Wszystko okazało się „tylko” żartem.

Choć takich sytuacji wszyscy chcielibyśmy uniknąć, to niestety wciąż regularnie się zdarzają. Niektórych Polaków nie odstraszają nawet wysokie konsekwencje żartowania z poważnych spraw. Pewien mężczyzna z powiatu ostrołęckiego i wyszkowskiego zadzwonił na numer 112 i zgłosił, że wie o ładunkach wybuchowych na terenie lokalnych stacji PKP. Komunikat był anonimowy, a rozmówca szybko się rozłączył. Policja nie mogła zignorować sprawy.

Fałszywy alarm o bombach

Po tym, gdy Polak przekazał przerażającą wiadomość, nie odbierał telefonu, pomimo że służby próbowały się z nim skontaktować. Już to sugerowało, że może chodzić o nieprzemyślany wybryk. W tego typu sytuacjach funkcjonariusze nie mogą jednak ignorować ostrzeżeń.

Dyżurny ostrołęckiej policji skierował patrole na dworce. Uruchomiona została też procedura powiadomień odpowiednich służb. „Policjanci sprawdzili cały teren pod kątem ujawnienia podejrzanych pakunków lub materiałów pirotechnicznych. Po przeszukaniu wskazanych miejsc i przyległych do nich pomieszczeń nie potwierdzono zgłoszeń” – przekazywał w komunikacie nadkom. Tomasz Żerański z policji w Ostrołęce. Okazało się, że niczego nie znaleziono.

Informator zdemaskowany przez policję

Po tym, gdy komunikat o bombie okazał się zwykłym żartem, policja natychmiast rozpoczęła poszukiwania dzwoniącego. Jeśli ten myślał, że nie zostanie zdemaskowany, mocno się przeliczył. Mundurowi odwiedzili mężczyznę w mieszkaniu już o 6 rano. „Zaledwie kilka godzin zajęło ostrołęckim policjantom ustalenie podejrzewanego o fałszywy alarm mężczyzny. Policjanci z posterunku w Goworowie o godzinie 6 rano pojechali pod ustalony adres i zastali tam 49-letniego mieszkańca Różana (powiat makowski)” – przekazywał mediom nadkom. Tomasz Żerański.

Wiadomo, że żartowniś zostanie ukarany. Został zatrzymany przez policjantów i osadzony w areszcie. Zabezpieczono także telefon, z którego wykonano połączenie na numer alarmowy. Mężczyzna przyznał się do winy i usłyszał zarzuty dotyczące wywołania fałszywego alarmu, który mógł zagrażać życiu, zdrowiu wielu osób, bądź mieniu w znacznych rozmiarach.

Policja przypomina, że każdy komunikat o bombach na dworcach, lotniskach czy w innych przestrzeniach publicznych jest traktowany bardzo poważnie. Za przekazywanie fałszywych informacji grożą surowe kary. „Anonimowy telefon o podłożeniu ładunków wybuchowych uruchamia działania policji i innych służb zaangażowanych w zabezpieczenie miejsca rzekomego podłożenia ładunku. Sprawcy takich zdarzeń nie mogą czuć się bezkarnie, bo autorzy głupich żartów są bardzo szybko ustalani. Oprócz odpowiedzialności karnej sprawca fałszywego alarmu może zostać pociągnięty do zwrotu kosztów akcji wszystkich służb ratunkowych” – informowała policja.

Z kodeksu karnego wynika jasno: „1. Kto, wiedząc, że zagrożenie nie istnieje, zawiadamia o zdarzeniu, które zagraża życiu lub zdrowiu wielu osób, lub mieniu w znacznych rozmiarach, lub stwarza sytuację, mającą wywołać przekonanie o istnieniu takiego zagrożenia, czym wywołuje czynność instytucji użyteczności publicznej lub organu ochrony bezpieczeństwa, porządku publicznego lub zdrowia mającą na celu uchylenie zagrożenia, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8. § 2. Jeżeli sprawca czynu określonego w § 1 zawiadamia o więcej niż jednym zdarzeniu, podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 15”.

Czytaj też:
Alarm na lotnisku. Otrzymano niepokojący telefon
Czytaj też:
Pasażerowie Flixbusa planowali atak terrorystyczny. Policja zatrzymała autobus

Opracowała:
Źródło: tvnwarszawa.pl