Poleciałam do Dubaju na jeden dzień. Popełniłam jeden wielki błąd

Poleciałam do Dubaju na jeden dzień. Popełniłam jeden wielki błąd

Dodano: 
Wieżowce w Dubaju
Wieżowce w Dubaju Źródło: Archiwum prywatne / Alicja Miłosz
Tutaj wszystko jest największe, najdroższe i najlepsze. Sprawdziłam, czy warto odwiedzić pustynne miasto, mając do dyspozycji jedynie kilka godzin. Szybko przekonałam się, że zwiedzanie Dubaju bez planu to zły pomysł.

Wesołe miasteczko dla dorosłych, miasto „na niby”, a może miasto przyszłości? Podczas kilkugodzinnego zwiedzania Dubaju w szczycie sierpniowego piekła w głowie krążyły mi różne określenia, którymi starałam się opisać to, co widzę za oknami klimatyzowanego metra. Gdy wiosną tego roku rezerwowałam loty do Azji, cieszyłam się, że mogę zaplanować swoją podróż tak, by dzięki przesiadce, choć na kilka godzin znaleźć się w centrum celebryckiego miasta zbudowanego na pustyni. I nawet przez chwilę, gdy sprawdzałam listę potencjalnych atrakcji, byłam podekscytowana równie mocno co dziecko, które pierwszy raz w życiu odwiedza park rozrywki. Ostateczne wrażenie nie było jednak aż tak pozytywne.

W Dubaju wszystko jest największe, najwyższe, najdroższe i najlepsze

Port lotniczy w Dubaju (DXB, w mieście operuje jeszcze jeden) położony około piętnaście km na północ od niebotycznego wieżowca Burj Khalifa, szczyci się mianem jednego z najbardziej ruchliwych lotnisk na świecie. Tu parkują największe na Ziemi samoloty pasażerskie należące do floty Emirates, a wycieczki turystów pomiędzy trzema terminalami lotniska trwają nawet kilkadziesiąt minut. Z okiem klimatyzowanego autobusu obserwuję kolejne maszyny linii lotniczych z całego świata, których nazwy widzę na oczy po raz pierwszy w życiu. Chłodny nawiew po raz pierwszy i nie ostatni podczas blisko dziesięciogodzinnego pobytu uratuje mi zdrowie.

W połowie sierpnia w Dubaju na ulicach możemy zobaczyć tylko samochody i dostawców jedzenia na hulajnogach elektrycznych (wciąż nie mogę uwierzyć, że ich baterie nie wybuchają, gdy temperatura dochodzi do 50 stopni Celsjusza). Turyści, którzy zdecydowali się przylecieć tu poza oficjalnym sezonem (przypadającym na polskie miesiące zimowe), ukrywają się we wnętrzach nowoczesnych muzeów, których lista jest długa i imponująca. Jeżeli mamy do dyspozycji tylko jeden dzień, nie wszystkie będzie dane nam jednak zobaczyć.

W Dubaju spotykają się turyści lecący na Malediwy, Sri Lankę, Filipiny, do Indii, Omanu, Tajlandii, a także do Kenii czy Tanzanii. Wielu Polaków decyduje się wykorzystać swoją przesiadkę na „odhaczenie” kolejnego kraju, sprawdzenie „o co tyle szumu z tym Dubajem” lub przynajmniej pstryknięcie zdjęcia z najwyższym budynkiem świata w tle. Czy da się to zrobić w dwanaście godzin, a może wystarczy osiem? Czy jest sens ruszać się z lotniska, jeśli przesiadka trwa tylko cztery godziny i wreszcie: czy warto przyjechać tu na dłużej, czy to całkowita strata czasu?

Atrakcje mogą przyprawić o ból głowy

Od czego w ogóle zacząć? Tworząc listę atrakcji do zobaczenia Dubaju, wpadłam w wir kolejnych poradnikowych blogów i filmów na TikToku. W Dubaju wszystko jest największe, najwyższe, najdroższe i najlepsze. Ostatecznie przytłoczona bogactwem miejsc z listy „zobacz to koniecznie” dostałam bólu głowy i zdecydowałam się na działanie spontaniczne pt. „gdzie czas i nogi pozwolą”.

Lot z Warszawy do Emiratów odbywał się w nocy, nie miałam więc pojęcia, czy w razie opóźnienia zdążę na zaplanowane o poranku aktywności i czy w ogóle będę miała na nie siłę pomiędzy nocą spędzoną na pokładzie niskobudżetowej linii Fly Dubai a dalszą podróżą zaplanowaną na godzinę osiemnastą. Nieprzygotowanie dokładnego planu to pierwszy i największy błąd, jaki może zrobić turysta w Dubaju. Niestety zrozumiałam to dopiero kilka godzin później.

To, że Dubaj jest naprawdę ogromny, nie powinno być żadną niespodzianką. Mimo że przecież nastawiałam się na wizytę w gigantycznej metropolii, w głowie już odwiedzałam Dubai Mall, pustynię Ar-Rab al-Chali i historyczną dzielnicę Bur Dubai w dwie godziny, przy jednoczesnym założeniu, że starczy mi czasu na relaks na plaży i wspinaczkę po szybach Burj Khalify śladami Toma Cruise'a.

Dubai Mall

Puste plaże i ulice, bo jest za gorąco

Po pierwsze, na plaże w sierpniu nikt tu nie przychodzi, a przynajmniej nie o czternastej. Brak choć jednego skrawka cienia zmusza mnie do poszukiwania ochłody w wodzie o temperaturze zupy. Podczas zaledwie trzydziestominutowego spaceru przez opustoszałą dzielnicę Dubai Marina analizowałam losy turystów, którzy zginęli podczas upałów w Grecji. Wydawało mi się, że to kwestia kilku godzin błądzenia, które dzielą potencjalną ofiarę od śmierci z powodu przegrzania organizmu. W sierpniu w Dubaju zrozumiałam, że od niebezpieczeństwa dzieli mnie nawet kilka minut w pełnym słońcu. Ostatecznie rezygnuję więc z wyprawy na słynną palmę-wyspę z hotelem Atlantis, która na mapie znajduje się przecież tak blisko. W Dubaju nic nie jest „blisko”, a trasa z mariny na sam wierzchołek sztucznie usypanej wyspy to kolejne 11 kilometrów do pokonania.

Dubai Marina

Powiecie – pojechała na pustynie i się dziwi, że gorąco. Dubaj to inne „gorąco”. Gorąco to mi było latem na Cyprze, ewentualnie w Malezji. Wakacje w Dubaju w sierpniu to jak położenie ręki pod gorącą lampę lub przypalanie mrówki soczewką, kiedy to ty jesteś owadem. Problem stanowi nie tylko ekstremalna temperatura utrzymująca się w przedziale od 40 do 50 stopni Celsjusza w cieniu, ale także niespotykana intensywność słońca, które oślepia wszystkich i wszystko, co znajdzie się w zasięgu jego promieni. Okulary przeciwsłoneczne nie pomogą, bo parują z powodu wysokiej wilgotności, która zwiększa się, im bliżej do zmierzchu. Nie jestem też w stanie korzystać z telefonu czy aparatu, które wyciągnięte z torby nagrzewają się w ciągu kilku sekund.

Oczywiście, aklimatyzacja jest możliwa, ale nawet mieszkańcy w czasie emirackiego lata odpuszczają zbędne aktywności, organizując swoje życie „wewnątrz”. Jedzenie można przecież zamówić do domu, do pracy pojechać samochodem, spotkać się w centrum handlowym, a zamiast spaceru wybrać siłownię. Ktoś to jedzenie musi jednak przywieźć. Ktoś inny musi zbudować kolejne odcinki dróg i kolejne powstające jak grzyby po wymarzonym deszczu drapacze chmur. W dubajskim metrze na próżno szukać szejków w białych kandorach. Publicznym transportem jeżdżą imigranci z Indii czy Filipin i budżetowi turyści tacy jak ja, których nie stać na prywatnego kierowcę.

Pusta plaża

Dubaj zimą i latem

Plan oglądania Dubaju warto więc skroić pod konkretną porę roku. Jeśli przyjeżdżacie tu od maja do września, możecie być pewni, że wasze wyobrażenie o gorącu zmieni się na zawsze, nawet jeśli do tej pory uważaliście się za wielbicieli upałów. Odpuśćcie ambitne plany zwiedzania miasta i rajd po znajdującej się na przedmieściach pustyni, szczególnie jeśli odwiedzacie największe miasto ZEA jedynie podczas krótkiego przystanku w kierunku docelowego miejsca wakacji. W tych miesiącach warto skupić się na dwóch, maksymalnie trzech atrakcjach, nieoddalonych od siebie o pięćdziesiąt kilometrów, którymi możecie się cieszyć w klimatyzowanych pomieszczeniach.

W pozostałe miesiące nasze pole manewru zdecydowanie się poszerza. Do dyspozycji mamy kolejne miejsca nie z tej ziemi, które latem z powodu niebezpiecznych temperatur pozostają zamknięte. Już w listopadzie do pokaźnej listy atrakcji polecanych w przewodnikach dołączą ogrody kwiatowych rzeźb Miracle Garden i centrum handlowo-rozrywkowe Global Village, w którym znajdziemy pawilony stylizowane na kraje z całego świata. Podczas dubajskiej „zimy”, kiedy za oknami możemy spodziewać się przyjemnych 30 stopni, dużo łatwiej będzie wam zwiedzać starą część Dubaju: dzielnice Bur Dubai i Deira, gdzie, choć na chwile zapomnicie o klimacie rodem z filmów sci-fi.

4 godziny w tym mieście nie wystarczą

Transport publiczny robi co może, ale nie jest ratunkiem. Dubaj, podobnie jak Warszawa, posiada dwie linie metra i podobnie jak w stolicy – nie są one wystarczające. Krótkie zwiedzanie miasta możemy rozważyć, jeśli czas naszej przesiadki jest dłuższy niż cztery godziny, ale tylko pod warunkiem, że nasze loty odbywają się z terminala pierwszego lub terminala trzeciego. Oba terminale znajdują się na trasie czerwonej linii metra, którą w niecałe trzydzieści minut dostaniemy się na przystanek Burj Dubai/Dubai Mall, skąd czeka nas piętnastominutowy spacer przez słynne centrum handlowe z akwarium i pełnowymiarowym lodowiskiem pod grające fontanny i zawieszony nad nimi najwyższy budynek na ziemi.

Mając do dyspozycji 240 minut, jesteśmy w stanie przyjechać pod najsłynniejszy dubajski obiekt, zrobić zdjęcie i wrócić na lotnisko dwie godziny przed dalszym odlotem. Wyprawa może się jednak skomplikować, jeśli na lotnisku natkniemy się na kolejki do kontroli bagażu i paszportów. Cztery godziny nie wystarczą, jeśli w jakimkolwiek segmencie podróży korzystamy z terminala drugiego, do którego możemy dojechać tylko autobusem. Przesiadka z terminala drugiego na terminal pierwszy lub trzeci w przypadku braku planu zwiedzania miasta oznacza, że wraz z innymi pasażerami będziemy czekać w niewielkim pomieszczeniu na przyjazd autobusu, przepuszczając wszystkich podróżnych, których loty odbywają się wcześniej.

Fontanny i Burj Khalifa

Jeśli do dyspozycji mamy osiem godzin pomiędzy lotami (odejmując czas niezbędny na odprawę) możemy zastanowić się nad zwiedzaniem Dubai Mall (który na mnie nie zrobił tak imponującego wrażenia, jak oczekiwałam) lub wjazd windą na Burj (koszt od około 250 złotych od osoby dorosłej, jeśli zdecydujemy się na wizytę na niższych punktach widokowych ulokowanych na 124. i 125. piętrze, i nawet 450 złotych, jeśli Dubaj chcemy podziwiać z 148. piętra na 555 metrze. Dłuższe przesiadki umożliwiają skorzystanie z kolejnych atrakcji (takich jak m.in. Muzeum Przyszłości, Dubai Frame czy Etihad Museum) pod warunkiem, że dobrze zaplanujemy trasę publicznym transportem (obiekty położone są daleko od siebie). Nawet jeśli trafimy do nich metrem, musimy przygotować się na długi spacer ze stacji. Choć to wydaje się oczywiste, przygotowując plan zwiedzania, musimy pamiętać o godzinach otwarcia atrakcji. Odwiedzając Dubai Mall przed godziną 10 rano nie zobaczymy ani rekinów pływających w akwarium, ani kolorowego pokazu fontann, który odbywa się po południu i wieczorem.

Dubai Frame

Czy warto zostać tu na dłużej?

Dubaj jest... zaskakująco tani. O ile zdecydujemy się zrezygnować z najsłynniejszych (a zarazem najdroższych) atrakcji, pobyt nie będzie kosztował nas fortuny. Ceny hoteli zaczynają się od 100 złotych za noc za pobyt w pokoju dwuosobowym poza sezonem. Całodzienny transport (obejmujący metro, tramwaje i autobusy) to koszt 20 dirhamów, czyli około 21 złotych, za smaczną szwarmę zapłacimy zwykle nie więcej niż 15 dirhamów. Oczywiście jak wszędzie, można iść w ekstremum, robiąc zakupy w markowych sklepach, jedząc w restauracjach z gwiazdkami Michelin, rezerwując skok ze spadochronem czy wycieczkę helikopterem. Dubaj ma coś dla każdego, jednak najlepsza zabawa zarezerwowana jest dla bogatych. Ci o mniejszej zasobności portfela mogą obserwować ją z okien naziemnego metra (które swoją drogą, oferuje świetną trasę widokową). Planując dłuższy pobyt w Dubaju, musimy przygotować budżet na zwiedzanie płatnych muzeów, wyprawy pustynne, wycieczkę do aquaparku czy inne aktywności. Zwiedzanie tego miasta bez wydawania zwyczajnie nie ma sensu. Pieniądze i to, co możemy za nie kupić, są jego największą atrakcją.

– Czy mogę zadać Państwu kilka pytań dotyczących komfortu jazdy tramwajem, z którego Państwo wysiedli? – zagaduje młody mężczyzna na zadaszonym, klimatyzowanym przystanku tramwajowym. Jako turystka czuję się w tym mieście jak kawałek bardzo kruchej porcelany, który babcia trzyma na najwyżej półce komody. Nawet gdy tylko wyglądam, jakbym potrzebowała pomocy, zostaję otoczona profesjonalną opieką mieszkańców i pracowników dbających o komfort gości. Wszyscy perfekcyjnie znają angielski, wszyscy z precyzją co do metra wskazują kierunek drogi. Nie wyjeżdżam jednak poza ścisłe centrum, nie idę na lokalny targ ani nie korzystam z usług kierowców taksówek, którzy w przeszłości narazili polskie celebrytki na straty o wielkiej skali. W Dubaju wszystko wydaje się miłe, bezpieczne i kolorowe. Zupełnie jakby miasto starało się ukryć mroczną przeszłość budowy lasu wieżowców rękami imigrantów wykonujących niewolniczą pracę w upale i krwi.

Dubaj buduje się nadal, przez 24 godziny na dobę. Jadąc metrem, mijam puste ulice i długie na kilkanaście metrów billboardy, za którymi dzieją się niekończące się prace. Pozostają w ukryciu, bo mogą psuć estetykę miasta. Niech podsumowaniem mojej przygody z Dubajem będzie billboard, który prawie mnie nabrał. Piękna plaża przy klubie Barasti Beach okazała się tylko wydrukowanym zdjęciem. – Plaża jest nieczynna, proszę pani. Buduje się.

Billboard na plaży w DubajuCzytaj też:
Tak wygląda „polski Dubaj”. Znajdziemy tu wyjątkową plażę, morze i ekskluzywne hotele
Czytaj też:
Dolce vita bez tłumów turystów. Te kierunki są łatwo dostępne z Polski

Źródło: WPROST.pl