Youtuber przeszedł Polskę od granicy z Czechami do Gdańska. Miał ważny cel

Youtuber przeszedł Polskę od granicy z Czechami do Gdańska. Miał ważny cel

Dodano: 
Karol Zdęba i trasa przez Polskę
Karol Zdęba i trasa przez Polskę Źródło: Instagram / za zgodą Karola Zdęby/ Google Maps
Youtuberzy nie zamykają się tylko w internetowym świecie. Dowodem na to jest wędrówka Karola Zdęby, który przeszedł Polskę w linii prostej, poznając przy tym wiele osób. Nie obyło się bez challenge-y i zbiórki na cel charytatywny. Karol opowiedział „Wprost” o swoim przedsięwzięciu.

Wszystko zaczęło się 19 października 2024 roku. To właśnie wtedy Karol Zdęba, youtuber znany m.in. z kanału „100%” postanowił podjąć kolejne w swoim życiu wyzwanie. Na swoim koncie miał już m.in. podróże autostopem czy próbę przeżycia za 1 grosz w najdroższym kraju świata. Spędzał też noc na wieży obserwacyjnej w lesie, a także w najmniejszej miejscowości w kraju.

Przez Polskę na piechotę. 21 dni, 770 km

Tym razem chodziło o przejście całej Polski w linii prostej. Udało mu się to zrobić w 21 dni, pokonując łącznie około 770 km i odwiedzając łącznie cztery województwa – śląskie, łódzkie, kujawsko-pomorskie oraz pomorskie. Nie była to typowa akcja, bowiem przyświecał jej ważny cel charytatywny, czyli zebranie jak największej ilości pieniędzy dla osób, które nie chodzić nie mogą. Ostatecznie, dzięki wsparciu internautów na koncie Karola pojawiło się ponad 60 tys. zł.

– Nie spodziewałem się, że uda się zebrać aż tak dużej kwoty. Zanim rozpocząłem wyzwanie, miałem przerwę od nagrywania filmów na YouTube, bo przygotowywałem się do tej wędrówki. Myślałem, że gdy wrócę, mniej widzów zaangażuje się w oglądanie tego, co robię, a zostałem bardzo pozytywnie zaskoczony – wspomina Karol w rozmowie z „Wprost”.

Zdradził, że ostatecznie pieniądze zostały wpłacone na zbiórkę Erwina Kochańskiego, 14-latka, który jako rowerzysta ledwo uszedł z życiem po starciu z tirem. Teraz Erwin jeździ na wózku, czeka na rehabilitację i zakup protezy nogi.

– Chodziło mi o to, by wesprzeć kogoś, kto ma problemy z chodzeniem i prosiłem internautów o podsyłanie propozycji potrzebujących osób. Wybrałem akurat jego – wyjaśnia Karol.

Dopytywany o przygotowania do drogi przyznał, że były dość amatorskie. – Ważne było dla mnie solidne bieganie, które trenowałem wcześniej przez ponad rok. Myślę, że bardzo poprawiło kondycję. Czułem później, że spacery przychodziły mi lekko. – wspomina.

Start przy granicy z Czechami

Jako początek trasy Karol wyznaczył Zebrzydowice w woj. śląskim, które znajdują się tuż przy granicy z Czechami. Wędrówkę planował zakończyć na plaży w Gdańsku. Wiedział, że dotarcie nad morze w 5 dni, jak wskazywał Google Maps, nie będzie możliwe. Karol planował podejmować specjalne wyzwania na trasie. Celem youtubera było pokonanie co najmniej 30 km dziennie. Ostatecznie rzeczywistość wyglądała różnie – zdarzały się dni krótszych i dłuższych spacerów.

Pierwszy dzień trasy zakończył się w Jastrzębiu-Zdroju, następnego dnia Karol dotarł do Rybnika, a kolejnego do Gliwic. Łącznie odwiedził kilkadziesiąt różnych miast i miejscowości, w tym te większe, jak i mniejsze. Nie obyło się bez wizyty w Częstochowie, Łodzi, Kutnie, Lipnie, Włocławku, Wąbrzeźnie czy Malborku. „Pędzę jak rakieta” – m.in. takimi słowami opisywał swój wyczyn w filmach.

Zapytany przez „Wprost” o miejsca, które szczególnie zapadły mu w pamięć, trudno było mu wymienić jedno.

– W głowie mam miasteczko Dobrzyń. Pamiętam bardzo liczne przywitanie na miejscu. Mnóstwo miejsc zasługuje na szczególne wyróżnienie, nawet jeśli nie wymienię wszystkich. Podobały mi się zarówno Częstochowa, jak i Piotrków Trybunalski, Łódź i Ozorków. W każdym mieście doceniałem coś ładnego, chociaż małe elementy. Ubolewam trochę, że nie miałem czasu na zwiedzanie, ale podszedłem do tego głównie jako do wyzwania. Inaczej zajęłoby mi to o wiele więcej czasu. Najważniejszym elementem tego zawsze byli ludzie – mówi nam.

Kontakt z widzami okazał się dla Karola kluczowy i w trakcie wyprawy miał dla niego bardzo duże znaczenie.

instagram

Tak podróżował youtuber. Challenge to codzienność

Jako że mowa o podróży youtubera, który uwielbia nagrywać filmy, jego wyprawa nie wyglądała zwyczajnie. Na tempo wędrówki Karola wpływ miały m.in. wyzwania, które otrzymywał od widzów. O co dokładnie chodziło? Twórca internetowy postanowił streamować na żywo przebieg trasy – robił to niemal każdego dnia, minimum przez kilka godzin. W tym czasie widzowie mogli wpłacać tzw. donejty, czyli darowizny na rzecz wspomnianej wcześniej zbiórki.

Wpłaty mogły być dowolne, jednak w podziękowaniu za niektóre Karol zobowiązywał się wykonywać zadania. Stworzył w tym celu specjalny cennik. Ostatecznie za każde 50 zł wysyłał pozdrowienia na wizji, za 1 tys. zł szedł tyłem przez 1 km, za 2500 zł – cofał się o 1 km, za 5 tys. zł stał w miejscu przez godzinę, a przy kwocie 10 tys. i więcej zł – cofał się na trasie o 5 km.

Dziś wszystkie wspomniane transmisje live w formie powtórek wciąż można zobaczyć na kanale Karol Zdęba i przenieść się w czasie do tej niecodziennej wędrówki.

Imponujące wsparcie ludzi

W trakcie drogi szybko okazało się, że widzowie nie wspierali Karola wyłącznie w formie wpłacania darowizn na zbiórkę. Już pierwszego dnia na jego trasie pojawili się fani, którzy z chęcią towarzyszyli mu na wybranym odcinku, rozmawiając i dodając otuchy. Wiele osób przynosiło przekąski, ciepłe posiłki lub napoje. Tak było w trakcie całej wyprawy.

„Pewna mama z dziećmi przyjechała do mnie, pokonując samochodem ponad 110 km i aż mi się zrobiło ciepło na sercu. W towarzystwie dzień mijał bardzo sympatycznie, zwłaszcza gdy pogoda dopisywała” – komentował na swoim filmie.

Choć w większości przypadków youtuber nocował w pokojach hotelowych czy kwaterach prywatnych, zdarzały się sytuację, że ktoś zapraszał go do swojego mieszkania. Zwykle byli to widzowie, którzy śledzili poczynania mężczyzny na instagramowych relacjach lub transmisjach, dzięki czemu wiedzieli, gdzie mogą się go spodziewać. W takich chwilach Karol chętnie korzystał z zaproszeń i nie krył swojej wdzięczności.

Problemy nie stanowiły problemu

Jak w trakcie każdej podróży, nie mogło obyć się bez trudności. Karol narzekał m.in. na słaby zasięg, który czasem uniemożliwiał mu m.in. streamowanie. Czasem dokuczały mu pęcherze pojawiające się na stopach, bóle nóg, głowy czy ogólne zmęczenie. Ponadto niesprzyjające bywały niektóre drogi, pobocza bez oświetlenia czy warunki pogodowe. Na jednym z odcinków jak chociażby Ozorków – Kutno, mocno dały mu się we znaki deszcze i ochłodzenie.

„Byłem na to gotowy, miałem pokrowiec na plecach, parasol i kurtkę, ale i tak musiałem bardzo uważać, na sprzęt elektroniczny, dzięki któremu realizowałem transmisję. Gdy dotarłem, miałem całkowicie przemoczone skarpetki i buty, ale bywało gorzej, więc nie ma co narzekać” – opisywał swoją sytuację Karol na swoim filmie.

Wzruszające osiągnięcie celu

„Po 21 dniach wędrówki docierało do mnie, że zaraz koniec i że cała podróż może się za chwilę skończyć” – opisywał swoje emocje Karol tuż przed zakończeniem wyzwania. Wspominał jednocześnie o niewyobrażalnej euforii i radości, które mieszały się ze zmęczeniem.

„Nawet nie wiecie, jaką ulgę poczułem, gdy zobaczyłem już to morze. Gdy do niego wszedłem, to czułem, jakby spłynął ze mnie cały ciężar” – komentował, będąc w Gdańsku.

Nie obyło się bez łez wzruszenia i podziękowań dla wszystkich wspierających go w czasie trwania wyprawy. Ostatecznie Karol udowodnił, że choć osiąganie celów i marzeń bywa trudne, to jest możliwe. Pokazał też, jak ważne jest wsparcie innych – w tym przypadku przede wszystkim jego sympatyków.

Pytany przez „Wprost” o swoje wrażenie po wyprawie mówi: – To było marzenie. Polacy to naprawdę fajni i wspierający ludzie jeśli chodzi o pomoc czy czynienie dobra. Kiedy się zbierzemy we wspólnej inicjatywnie, potrafimy dużo zrobić i pokazujemy, że się da.

Po przejściu Polski nie dostrzegł u siebie poważniejszych kontuzji, a ogólny stan fizyczny był dobry. Wspominał, że po powrocie do domu wcale nie miał dość chodzenia.

– Czułem, że mnie nosi, ciężko mi się siedziało – wspomina. Jednocześnie zauważył, że dopadło go coś w stylu depresji sportowca. – Chodziło o to, że po dokonaniu czegoś bardziej wymagającego fizycznie, czułem, że nagle nie wiem, co ze sobą zrobić. Wcześniej odbierałem bardzo dużo bodźców, każdego dnia coś się działo, to był też ogromny wysiłek, przez co, gdy miałem wrócić do szarej rzeczowości, to miałem początkowo problem.

Teraz na szczęście funkcjonuję już normalnie. Tak czy inaczej, jestem z tego, co zrobiłem bardzo dumny – podsumowuje Karol.

Zbiórka charytatywna na rzecz Erwina Kochańskiego wciąż działa, a wpłata „Cała Polska Pieszo – Karol Zdęba” wpłynęła na jej konto 20 dni temu.

Czytaj też:
Jeszcze kilka miesięcy temu nie miała roweru. Polka objechała Sardynię w 20 dni
Czytaj też:
Zdobył Świętego Graala każdego miłośnika gór. Opowiada, jak przeszedł 502 km w 11 dni

instagram
Źródło: YuuTube/Karol Zdęba/WPROST