Ryzykują, by ratować innych. TOPR-owcy opowiedzieli nam, jak wygląda praca ratownika górskiego

Ryzykują, by ratować innych. TOPR-owcy opowiedzieli nam, jak wygląda praca ratownika górskiego

Dodano: 
Skoda wspiera TOPR od 20 lat
Skoda wspiera TOPR od 20 lat Źródło:Skoda
Pojechaliśmy do Zakopanego, by porozmawiać z ratownikami górskimi o ich zawodzie. Dowiedzieliśmy się, jak zostać TOPR-owcem, do jakich akcji jeżdżą najczęściej, jakim sprzętem dysponują oraz co jest najtrudniejsze w ich pracy.

Wiele osób myli TOPR z GOPR-em i na odwrót lub zakłada, że są to różne nazwy tej samej organizacji. Owszem, obie zatrudniają ratowników, którzy niosą pomoc ludziom w górach, ale w innych regionach kraju. Tak naprawdę TOPR był pierwszy i został założony w 1909 roku. Od początku zasięgiem obejmował najwyższe partie gór w Polsce. Po drugiej wojnie światowej, w latach 50., w Zakopanem założono GOPR, który zastąpił dotychczasową nazwę i z czasem zaczął tworzyć oddziały w innych pasmach górskich (Krynicki, Beskidzki i Sudecki). W 1991 roku drogi instytucjonalne GOPR i TOPR się rozeszły. TOPR obecnie obejmuje swoim zasięgiem Tatry i Pogórze Spisko-Gubałowskie, natomiast GOPR działa w siedmiu grupach terenowych: Bieszczadzkiej, Beskidzkiej, Jurajskiej, Karkonoskiej, Krynickiej, Podhalańskiej i Sudeckiej.

Fundacja TOPR

Ważna pomoc firm i osób prywatnych

Obydwa stowarzyszenia podlegają pod Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji, i choć współpracują ze sobą, są odrębnymi instytucjami. Działalność Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego finansowana jest przez MSWiA z dotacji celowych z budżetu państwa, ale może być też wspierana przez dotacje samorządowe. TOPR otrzymuje 15 proc. zysku z biletów wstępu do Tatrzańskiego Parki Narodowego. Istnieje jeszcze Fundacja Ratownictwa Tatrzańskiego TOPR, która ma status organizacji pożytku publicznego, na którą każdy nas może przeznaczyć 1,5 proc. podatku.

Ratownicy górscy TOPR

Za mało zarabiają

Zawodowi TOPR-owcy pracują 12 godzin na dobę przez 7 dni (godziny pracy zmieniają się od pory roku), kolejne 7 mają wolne. Większość z nich w dni wolne od pracy dorabia. Są kierowcami w pogotowiu ratunkowym, przewodnikami górskimi lub osobami prowadzącymi szkolenia związane z turystyką górską. Zamiast odpoczywać po ciężkim tygodniu, idą do drugiej pracy, jak mówią nie dla przyjemności, ale z konieczności. Narzekają na zbyt niskie zarobki w zawodzie ratownika górskiego.

Ratownicy górscy TOPR

Tatry odwiedza nawet 50 tys. turystów dziennie

Do Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego należą zarówno ratownicy ochotnicy, jak i ratownicy zawodowi. Jeszcze w 2000 roku w TOPR zatrudnionych było na etatach ok. 20 pracowników. Jednak ze względu na duży wzrost liczby turystów odwiedzających Tatry (w wakacje nawet 50 tys. osób dziennie) konieczne było zwiększenie zatrudnienia. Obecnie stowarzyszenie ma 44 ratowników zawodowych i, co ciekawe, liczba ta nie obejmuje pilotów TOPR (obecnie jest ich sześciu), którzy, choć wykonują zadania dla stowarzyszenia, zatrudnieni są w firmie zewnętrznej.

Bez ratowników ochotników nie daliby rady

Na dziennym dyżurze w TOPR jest tylko 12 etatowych ratowników. Dlatego bardzo cenią sobie pomoc ratowników ochotników. Ci z kolei pracują nieodpłatnie, jedynym ich bonusem jest sprzęt (m.in. ubrania, liny, plecaki), jaki otrzymują bezpłatnie od tatrzańskiego stowarzyszenia. Ratownicy ochotnicy stanowią cenną pomoc w akcjach, ale część z nich staje się także kandydatami na etatowych ratowników. Jak podkreślają nasi rozmówcy, w tym zawodzie nie ma znaczenia wykształcenie. Liczą się zaangażowanie, umiejętności i determinacja. Dlatego, jeśli pojawiają się wakaty, zawodowymi ratownikami zostają najlepsi, wybrani przez bardziej doświadczonych kolegów.

Ratownicy górscy TOPR

Niemal każdy z zawodowych pracowników TOPR ma dodatkową specjalizację. Oprócz funkcji ratownika są nurkami (np. w jaskiniach wypełnionych wodą), ratownikami medycznymi, ratownikami pokładowymi śmigłowca, specjalistami od szkoleń czy transportu. W zależności od umiejętności, doświadczenia i stażu zdobywają stopnie: ratownika kandydata, ratownika, starszego ratownika, instruktora aspiranta, instruktora i starszego instruktora.

Ratownicy górscy TOPR

Rocznie w Tatrach ginie nawet 20 osób

Zapytani, jak często wyjeżdżają do akcji, odpowiadają, że nie ma reguły. To, że jest akurat szczyt sezonu lub danego dnia są złe warunki pogodowe, wcale nie zawsze oznacza, że mają więcej pracy – rocznie w Tatrach jest ok. 1000 wypadków, w których ginie od 15 do 20 osób. Najwięcej interwencji związanych jest z urazami kończyn, ale są też takie, gdy turyści przeceniają swoje możliwości zarówno fizyczne, jak i psychicznie – zwyczajnie weszli za wysoko i boją się zejść. Zdarzają się także telefony wykonane pod numer alarmowy (601 100 300), kiedy turyści proszą o odszukanie plecaka, który im spadł lub zgubili się, schodząc ze szlaku, gdyż tak im kazała nawigacja w telefonie.

Turystom brakuje pokory i wyobraźni

Gdy zapytaliśmy ratowników o najczęściej popełniane przez turystów błędy, ci bez wahania wymienili trzy: nieświadomość, ignorancja i nieszanowanie ostrzeżeń. Mają coraz lepszy sprzęt, ale brakuje im pokory, rozwagi, i wyobraźni. – Turyści mają coraz lepszy sprzęt, ale idąc w wysokie góry, nie zdają sobie sprawy z zagrożeń. Zdarza się, że ryzykują, by popisać się przed znajomymi, kolegami z pracy – skomentował Andrzej Marasek, szef szkolenia i ratownik pokładowy TOPR.

Często nie zwracają też uwagi na pogodę. Tak było choćby w sierpniu 2019 r. pod Giewontem, kiedy przeszła burza i doszło do licznych wyładowań atmosferycznych. Zginęło wówczas 5 osób, a 157 zostało rannych. Ratownicy TOPR opisywali to zdarzenie jako rzeź. Widok był przerażający, mnóstwo turystów miało popalone ciała, wyrwane nosy, byli poranieni od odłamków skał. Zdarzenie na szczycie Giewontu było z pewnością tragiczne, ale ratownicy zapytani o trudne akcje, jakie zapamiętali, wymienili jednak dwie inne: kilkutygodniowe poszukiwania grotołazów w jaskini Wielka Śnieżna w 2019 roku oraz upadek 6-letniego dziecka z Kasprowego Wierchu w 2005 roku.

Ratownicy górscy TOPR

Nie tylko terenówki

TOPR-owcy są dobrze wyposażeni w sprzęt pomagający ratować życie. Dysponują ośmioma terenowymi Land Roverami Defender (jeden z pojazdów jest karetką). Są to jednak pojazdy dość wiekowe (wyprodukowane między 2000 a 2015 rokiem) i nieco wysłużone, choć utrzymane w pełnej sprawności technicznej. Niedawno do służby w TOPR trafił Ineos Grenadier, szwajcarska terenówka doskonale przygotowana do jazdy w trudnym terenie. Być może park maszynowy poszerzy drugi egzemplarz tego modelu. Poza nimi ratownicy do codziennego przemieszczania wykorzystują 4 modele Skody: dwa spalinowe Kodiaqi i dwa elektryczne Enyaqi (obydwa modele z napędem 4x4). – Elektryczne Skody ładujemy w bazie raz w tygodniu. W zależności od pory roku Enyaqi bez trudu przejeżdżają po górach ponad 300 km. Podczas zjazdów z długich wzniesień, same doładowują akumulatory. Zimą nie mają problemów z rozruchem, a ponadto ich wnętrza błyskawicznie się nagrzewają – powiedział Jan Gąsienica-Roj, szef transportu, ratownik pokładowy i kierownik akcji TOPR.

Ratownicy górscy TOPR

Drony znacznie ułatwiają pracę

Poza samochodami terenowymi i SUV-ami w parku maszynowym TOPR-u znajdują się: busy, quady (4- i 6-kołowe), pojazdy ATV (Traxtery) oraz kilka skuterów śnieżnych. W akcjach ratowniczych TOPR-owcy wykorzystują także drony wyposażone w kamery termowizyjne. Mają ich na stanie kilka o różnej wielkości, mocy i zasięgu. Te niewielkie statyki powietrzne pomagają nie tylko lokalizować zagubione osoby, ale także skutecznie potrafią skrócić czas akcji ratowniczej. Jeśli turysta się tylko zagubił i jest sprawny fizycznie, obserwując go z powietrza ratownicy, mogą przez telefon wskazać mu drogę powrotną na szlak.

Śmigłowiec TOPR

Wiekowy śmigłowiec na stanie

Ratownicy górscy z Zakopanego dysponują także helikopterem Sokół. Maszyna ta doskonale sprawdza się podczas akcji w trudnych warunkach pogodowych. Ma duży zapas mocy, chwalony jest za stabilność oraz parametry techniczne. To wiekowy, mocno wysłużony sprzęt, który trzeba co kilka lat remontować (statek ma wiele nowych podzespołów, m.in. dwa silniki), a każda kolejna naprawa główna jest coraz droższa. – Naprawa Sokoła może kosztować nawet 30 mln i starczy na najbliższe 5 lat, to kwota ta stanowi 1/4 wartości nowego helikoptera zagranicznej produkcji. Niedługo musi zapaść decyzja, czy go kolejny raz remontować, czy kupić nowy helikopter zagranicznej produkcji – dodaje Tomasz Gąsienica-Mikołajczyk, ratownik zawodowy, odpowiedzialny w TOPR za szkolenia śmigłowców.

Wypadki wśród ratowników górskich

Czy zęsto zdarzają się wypadki wśród samych ratowników? To ryzykowny zawód. Zdarza się, że podczas akcji wiszą na linie o długości do 180 m zamocowanej do śmigłowca w odległości kilku metrów od ściany. Jeden mocniejszy podmuch wiatru, błąd pilota lub awaria śmigłowca i po nich. Zaznaczają, że doświadczenie i wysoki poziom wyszkolenia sprawiają, że rzadko jednak do dochodzi do wypadków (w 1994 r. spadł helikopter, odbyło się kilka awaryjnych lądowań). – Miałem dwie groźne sytuacje, w których bałem się o swoje życie. Obie wydarzyły się podczas nurkowania w jaskiniach zalanych wodą. Popełniłem błędy, ale wyszedłem z opresji dzięki temu, że zachowałem zimną krew” – zdradza w rozmowie z WPROST.pl Staszek Krzeptowski-Sabała, ratownik zawodowy, ratownik medyczny i nurek TOPR.

Ratownicy górscy TOPR

Ratownik musi być twardy jak skała

Jak radzą sobie ze stresem oraz czy korzystają z pomocy psychologów? Ratownic odpowiadają, że każdy z nich ma własne sposoby na jego rozładowanie. Rzadko korzystają z pomocy psychologów, choćby dlatego, że każdy z nich jest samcem alfa, a takie jednostki rzadko przyznają się do własnych słabości.

Ratownicy górscy TOPR

Gdy zapytaliśmy TOPR-owców, czy bycie ratownikiem górskim to prestiż, odpowiedzieli, że po latach służby nie odbierają w ten sposób tego zawodu. Dodają, że turyści, którym próbują zwrócić uwagę na szlakach, nie tylko ich lekceważą, ale często odnoszą się do nich bez szacunku. Na pewno na uznanie mogą liczyć wśród zakopiańczyków, gdzie zawód ten często przekazywany jest z pokolenia na pokolenie. Co ciekawe niemal każdy z nich dodaje, że nie chcieliby, by ich dzieci go kontynuowały.

Czytaj też:
Tragedia w Tatrach. Młody mężczyzna spadł z około 200 metrów
Czytaj też:
Ta wycieczka mogła skończyć się tragicznie. Zamiast nad Morskie Oko, dotarł na Orlą Perć

Źródło: Janusz Borkowski (Auto WPROST.pl), TOPR