2 października w sortowni bagażu na lotnisku Chopina eksplodowała walizka. Jak się okazało, w transporcie doszło do rozszczelnienia pojemnika z suchym lodem, czyli zestalonym dwutlenkiem węgla. Substancja miała schładzać przewożone próbki biologiczne, w tym próbki z komórkami płuc chomika.
Wybuch walizki na lotnisku Chopina
Rzeczniczka prasowa lotniska Anna Dermont informowała, że bagaż należał do mężczyzny, który podróżował do Wiednia. W eksplozji nikt nie ucierpiał, uszkodzeniu uległ jedynie regał sortowni. Materiał biologiczny zebrali funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Gdyby jednak do wybuchu doszło dopiero w trakcie lotu, w najłagodniejszym przypadku doszłoby do lądowania awaryjnego.
Jak ustalono, właścicielem walizki był Omar S., egipski naukowiec. Mężczyzna po wszystkim wyjaśniał, że prowadzi działalność badawczą w Europie. Nie zadeklarował on jednak pracownikom lotniska przewożonych substancji, o czym poinformował Jacek Dobrzyński, rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych.
Egipski naukowiec usłyszał zarzuty
„Suchy lód w bagażu rejestrowanym wymaga zgody linii lotniczych i każda rzecz bagażu odprawionego musi być oznaczona DRY ICE lub CARBON DIOXIDE, SOLID z ilością netto suchego lodu lub oznaczeniem, że wewnątrz jest 2,5 kg lub mniej suchego lodu” – podkreślał Urząd Lotnictwa Cywilnego.
Omar S. usłyszał zarzut nieumyślnego sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu powietrznym. Grozi mu za to do trzech lat więzienia. Po przesłuchaniu został wypuszczony i poproszono go o opuszczenie Polski.
Czytaj też:
Potężny wulkan znów dał o sobie znać. Zamknięto lotnisko na wyspieCzytaj też:
Przełom ws. katastrofy smoleńskiej. Prokuratorzy stawiają 63 nowe zarzuty