Południowy Tyrol to włoski region znajdujący się tuż przy granicy z Austrią. Stolicą tej prowincji jest wyjątkowe Bolzano, które niestety nie ma swojego lotniska. Najbliższe znajdują się w Mediolanie, Wenecji czy Innsbrucku. Można tu jednak dojechać samochodem, a droga nie należy do najtrudniejszych. Warto jednak pamiętać o winietach, które należy kupić przed wjazdem do Czech, Austrii oraz Niemiec. Przed skorzystaniem z włoskich autostrad znajdują się bramki, które przypomną turystom o uiszczeniu opłaty.
Co takiego ma w sobie najmniej włoski z regionów Włoch? Dlaczego warto się tu wybrać nie tylko zimą na narty, ale przede wszystkim wiosną i latem, które dają dużo szersze spektrum możliwości? Spędziłam tu kilka dni w kwietniu, celowo w tzw. shoulder season (lub mid-season), a już mogłabym znów wrócić. Zobaczcie, czym zachwyciła mnie ojczyzna Dolomitów, alpejskich jezior, agroturystyk, pysznej kuchni i… języka niemieckiego.
Południowy Tyrol – jeziora, majestatyczne Dolomity i jeszcze raz jeziora
Duża część osób o nim nie słyszała, a druga kojarzy go z jazdą na nartach, feriami zimowy i królującymi nad wioskami Dolomitami. Tyrol Południowy oferuje jednak znacznie więcej, choć nie ukrywam, że majestatyczne szczyty i możliwość podziwiania ich z poziomu podnóża robią ogromne wrażenie.
Południowy Tyrol to historyczna część Tyrolu położona na południe od głównej grani Alp, zamieszkana przez ludność tyrolską, włoską i ladyńską. Cały rejon zamieszkuje ok. 500 tys. ludzi, co sprawia, że nie jest on zbyt gęsto zaludniony. Ma to przede wszystkim zalety w postaci odpoczynku od tłumów i zgiełku. Najważniejszym miastem, a zarazem stolicą prowincji, jest Bolzano. Drugim miastem, które wyróżnia się na tle regionu, jest położone nieco na zachód Merano. Uzdrowiskowa i sanatoryjna miejscowość zachwyca specyficznym klimatem i przyciąga fanów relaksu i odpoczynku z pięknymi widokami w tle.
Po prowincji najlepiej poruszać się autem lub – jeśli mamy doskonałą kondycję – rowerem. Warto bowiem dodać, że drogi pną się tu po zboczach gór, często są dość kręte i nachylone, a podjeżdżanie pod wzgórza może przyprawić o szybsze bicie serca i napięcie mięśni łydek. Odległości pomiędzy poszczególnymi atrakcjami może nie są zbyt duże, ale dojazd do nich zajmuje trochę czasu. Na takich zakrętach zbytnio nie przyspieszymy.
Co takiego zobaczyć w Tyrolu Południowym?
Atrakcje, które zobaczyłam w Południowym Tyrolu
Moja przygoda – pierwsza z Tyrolem Południowym, druga z Włochami ogólnie – rozpoczęła się od tego, że nie zdążyłam zrealizować pierwszego punktu, który sobie zaplanowałam. Podróż z Warszawy trwała tu ok. 13 godzin, więc dotarłabym do tego miejsca już po zachodzie słońca. Dlatego też Lago di Braies zostawiam sobie na kolejne odwiedziny, ale nie mogę nie odnotować go, jeśli piszę o najciekawszych i najpiękniejszych południowotyrolskich perełkach. Myślę, że nie bez powodu znajduje się ono w każdym przewodniku, artykule czy wpisie na blogu dotyczącym tego regionu.
Lago di Carezza
Agroturystyka, w której nocowałam – niezwykłe gospodarstwo Gschlunerhof, znalezione dzięki marce Roter Hahn zrzeszającej takie miejsca – leży pobliżu miejscowości S. Osvaldo. Stąd zaledwie 47 km (ok. 1 h drogi) dzieliło mnie od Lago di Carezza. To niewielkie alpejskie jezioro leży u podnóża Dolomitów i charakteryzuje się wyjątkowymi kolorami. W turkusowej wodzie odbija się iglasty las o soczystym zielonym kolorze. W pobliżu można zaparkować na płatnym parkingu, a wokół zbiornika wodnego da się przespacerować. Po drodze znajdziemy przynajmniej 3 ciekawe punkty widokowe, z których można ustrzelić wyjątkowe fotografie.
Do miejsca noclegowego wracaliśmy okrężną drogą, aby przejechać przed jedno z najpiękniejszych miast, jakie kiedykolwiek widzieliśmy. Mowa o Seim am Schlern, które leży ok. 26 km od naszego zakwaterowania.
Seis am Schlern
Kiedy wpiszecie sobie w wyszukiwarkę Google nazwę Seis am Schlern, a następnie przejdziecie do zakładki Grafika, wyświetlą się wam zdjęcia z iście idyllicznymi krajobrazami. Zielone doliny u stóp tak charakterystycznych Dolomitów, gdzieniegdzie rozsiane domki zapewniające właścicielom dużo prywatności i pośród tego niewielka miejscowość o dość austriackim charakterze z zabudowaniami, które można spotkać w Alpach w Austrii – czekają was takie widoki nie tylko na ekranie komputera, ale też w rzeczywistości, jeżeli wybierzecie się do Seis am Schlern.
Ta niewielka wioska zimą funkcjonuje jako ośrodek narciarski, z którego prowadzi kolejka górska na Seiser Alm, czyli największą wysokogórską halę w Europie. Latem jednak można stąd uskuteczniać piesze wędrówki, spacery, a także jazdę na rowerze górskim. To tu znajdziemy też malowniczy biały kościół z widokiem na znane szczyty. Obok można spotkać konie, które dodają całej scenerii uroku i elegancji.
Bolzano
Do stolicy regionu, czyli Bolzano, miałam ok. 30 km. Droga samochodem zajmowała jednak ok. 40 minut. Najpierw musieliśmy zjechać ze wzniesienia (800 m n.p.m.), na którym znajduje się agroturystyka, a następnie udać się autostradami w kierunku 100-tysięcznego miasta.
I choć Bolzano ma jak najbardziej alpejski charakter, można tu dobrze zjeść i pospacerować po popularnych placach i wąskich uliczkach, moim zdaniem Tyrol Południowy ma dużo więcej do zaoferowania niż zwiedzanie kolejnego miasta. Na tle ogromnych połaci zieleni, wszechobecnych sadów, winnic i braku ludzi, jest tu zdecydowanie za głośno i zbyt „miastowo”. Ten włoski region lepiej zwiedzać od strony gór, jezior, wyjątkowych dolin i małych spokojnych wiosek.
Dla wielu jednak Bolzano jest punktem obowiązkowym. Jeżeli znajdujecie się w tej grupie, koniecznie musicie odwiedzić Muzeum Archeologiczne Południowego Tyrolu, w którym można podziwiać ciało Ötzi’ego – najstarszego człowieka na świecie. Z szacunków wynika, że zmarł on ok. 3300 lat p.n.e., a jego ciało zamrożone w alpejskim lodowcu znalazło w 1991 roku dwoje niemieckich turystów. Obecnie ma on swoją „kwaterę” w muzeum, a warunki w niej przypominają te lodowcowe – jest tu -6 stopni Celsjusza i 99 proc. wilgotności.
Prócz muzeum w Bolzano warto pokręcić się po historycznym centrum, które pełne jest urokliwych kamieniczek, wyjątkowych miejskich placów takich jak Piazza Walther i Piazza Erbe. Zainteresowani obiektami sakralnymi powinni też poświęcić chwilę na odwiedzenie Duomo di Bolzano, czyli majestatycznej katedry, która łączy styl nordycki i renesansowy.
Lago di Resia
Kolejnego dnia postanowiłam udać się trochę dalej. Na mojej liście znalazła się popularna atrakcja regionu, czyli Lago di Resia. Jezioro zlokalizowane było ok. 130 km od miejsca noclegowego, zatem czekała mnie ponad 2-godzinna podróż.
Akwen z pozoru udaje kolejne alpejskie jezioro w Tyrolu Południowym. Wyróżnia się jednak wyjątkową historią i tym, co z niego… wystaje. Otóż z tafli wody wynurza się wieża kościoła w Graun in Vinschgau, co czyni je jednym z najbardziej rozpoznawalnych na całym świecie. Jak doszło do tego, że kościół jest zalany wodą?
Lago di Resia to zbiornik zaporowy w gminie Curon Venosta we Włoszech, powstały w latach 1948–1950 przez przegrodzenie zaporą źródłowego toku Adygi. Jego lustro wody leży na maksymalnej wysokości 1497 m n.p.m., a północny kraniec znajduje się ok. 2 km na południe od granicy włosko-austriackiej.
Pierwotnie w dolinie Val Venosta znajdowały się trzy jeziora naturalne: Lago di Resia, Lago di Curon oraz Lago di San Valentino alla Muta. W 1949 r., poprzez budowę zapory ziemnej, w miejscu jezior Resia i Mezzo uzyskano nowy zbiornik Resia. Jego utworzenie wymagało zalania 523 hektarów ziemi uprawnej (głównie sady owocowe), rozebrania 163 wysokiej klasy, zabytkowych domów tyrolskich w wioskach Graun im Vinschgau (Curon Venosta) i Reschen (Resia) oraz kościoła z XIV wieku w Graun in Vinschgau. Pozostawiona jako pamiątka z wód jeziora wyłania się XIV-wieczna dzwonnica kościoła św. Anny w starym centrum Graun im Vinschgau.
Tylko część mieszkańców zdecydowała się osiedlić na brzegu nowego jeziora – większość, pozbawiona ziemi i pracy, wyprowadziła się z tego regionu.
Okolica jeziora jest piękna i dobrze zagospodarowana turystycznie. Wzdłuż zbiornika biegnie dobra droga, tuż przy nim znajduje się parking, na którym można przystanąć, by zrobić zdjęcie.
Szczególnie okazale znad północnego brzegu jeziora, w jego osi na południu prezentuje się wysoki, pokryty śnieżno-lodową czapą szczyt Ortler (3905 m n.p.m.) – do 1919 r. najwyższy szczyt monarchii Habsburgów.
Merano
W drodze powrotnej w kierunku agroturystyki zamierzałam zahaczyć o Merano, które stanowiło punkt główny tego dnia wycieczki. Znajduje się ono w odległości 60 km (ok. 1 h drogi) od mojego noclegu. Dlaczego stało się gwoździem mojego programu? Podczas gdy w okolicy S. Osvaldo dominowała typowo alpejska roślinność charakterystyczna dla tutejszych gór, tak w Merano powitały mnie palmy, rosnące przy drodze kaktusy i drzewa oliwne mieszające się z jodłami i świerkami.
Merano nie bez powodu uznawane jest za popularne uzdrowisko o alpejsko-śródziemnomorskim klimacie. Choć wciąż możemy stąd obserwować malownicze góry, jest tu zdecydowanie bardziej wilgotno i nietypowo jak na Tyrol Południowy. Co ciekawe, w polskich przewodnikach znajdziemy niewiele informacji na temat tego kurortu. Za to na miejscu spotkamy mnóstwo kuracjuszy np. z Niemiec czy Austrii.
Miejscowość leży w dolinie na wysokości 325 m n.p.m., ale otaczają ją góry przekraczające nawet 3 tys. m n.p.m. Jeżeli miałabym polecić wam, jak spędzić czas w Merano, nie miałabym wątpliwości, że wyłącznie na spacerowaniu tutejszymi promenadami. W mieście jest ich mnóstwo, a każda pozwala na wędrowanie uliczkami pośród egzotycznej roślinności. Część biegnie wzdłuż tutejszej rwącej rzeki. To przy nich też odpoczywają turyści bądź kuracjusze z książką w ręku i kawą w filiżance.
W Merano spotkaliśmy Polkę, która zabrała tutaj na urlop swoją mamę. Kobieta na co dzień mieszka w Szwajcarii, ale jej mama w Polsce. Same zagaiły do nas, kiedy usłyszały, jak rozmawiam z kelnerem po angielsku, a z mężem po polsku. – Nie słyszy się tutaj zbyt często języka angielskiego w restauracjach – dominuje niemiecki – dlatego pozwoliłam sobie podsłuchać, w jakim języku ze sobą rozmawiacie (śmiech). Jak usłyszałam, że po polsku, postanowiłam się przywitać. Ale muszę powiedzieć, że niewielu jest tu Polaków, to wciąż mocno nieodkryty region przez naszych rodaków. A taki piękny – powiedziała kobieta.
Najsłynniejszą promenadą jest zdecydowanie Tappeinerweg. Jest kontynuacją innej promenady – Glif – i biegnie ze wschodu na zachód Merano, na wysokości 380 m n.p.m. Z drogi można obserwować wyjątkowe włoskie zabudowania na zboczach gór, a także zamek Zeno.
Przy Passeggiata Lungo Passirio znajduje się Kurhaus, czyli dom zdrojowy, uznawany za jeden z najpiękniejszych budynków w stylu secesyjnym w całym alpejskim regionie. Został wybudowany w XIX wieku, kiedy zjeżdżała się tu zachodnio-europejska arystokracja. Jednym z najpopularniejszych gości w tym miejscu była sama Sisi. Cesarzowa Austrii uwielbiała ten kurort. A pamięć o niej wciąż jest tutaj żywa – przejawia się w pomnikach czy nazwach ulic. Nie wspominając już o nazwach restauracji.
Jak możecie się domyślić, w Merano znajdują się także termy czy nawet… miejska plaża. Miejsce to jest przystosowane do gości pod każdym względem.
Co ciekawe, w Merano nie ma czegoś takiego jak sezon zimowy. Turyści przyjeżdżają tutaj od świąt wielkanocnych aż do października. Poza tym okresem udają się bardziej na wschód Tyrolu Południowego.
Co jeszcze można robić w Tyrolu Południowym
Jeżeli macie trochę więcej czasu na zwiedzanie Tyrolu Południowego, zdecydowanie polecamy wizytę w Pflegerhof, czyli znanej plantacji ziół, w której można zaopatrzyć się w świeże produkty. Prócz tego znajdziemy tu też winnice, a nawet… palarnię kawy. Z tej ostatniej wyszłam z dwiema paczkami kawy, która zdecydowanie stawia na nogi.
W agroturystykach w Tyrolu Południowym, których jest tu naprawdę mnóstwo, stawia się na ekologię i zrównoważony rozwój. Większość miejsc noclegowych jest tutaj oferowana przez rodziny. Nie stosuje się tu plastiku, wodę pije się prosto z kranu i bardzo dba się o tutejsze środowisko. W końcu to na tej ziemi hodowane są produkty, z których żyją farmerzy i rolnicy.
Wakacje w Południowym Tyrolu warto odbyć poza sezonem. Wówczas można uniknąć większej liczby ludzi i też przyczynić się do ochrony środowiska. Na miejsce można dojechać samochodem lub skorzystać z nieco bardziej skomplikowanego, ale wciąż dostępnego, transportu kolejowego.
Południowy Tyrol mocno stawia na zrównoważony rozwój i za priorytet uważa ochronę środowiska oraz tradycyjnej kultury. Promuje też ekologiczne praktyki. Region, poza oferowaniem certyfikowanych obiektów noclegowych, zachęca do głębokiego zanurzenia się w kulturę i przyrodę poprzez innowacyjne programy i aktywności. Dla tych, którzy pragną spędzić czas w sposób zrównoważony i bliski naturze, Południowy Tyrol oferuje szereg inicjatyw, takich jak warsztaty ziołowe, gdzie uczestnicy zyskują wiedzę o leczniczych właściwościach lokalnej flory, kąpiele leśne zapewniające głęboki relaks i medytację w cieniu alpejskich drzew, czy też sesje medytacji w otoczeniu majestatycznych gór, które pomagają w odnalezieniu wewnętrznej równowagi i spokoju.
Ciekawostki o regionie
Każda z nazw atrakcji turystycznych w Tyrolu Południowym podana przeze mnie została w języku włoskim. Posiadają one jednak odpowiedniki w języku niemieckim. Tutejsza społeczność posługuje się bowiem nimi dwoma. Wielu mieszkańców Tyrolu Południowego utożsamia się bowiem z Austrią, do której wcześniej należał rejon. Znajdziemy tu wiele wpływów austriackich, a także taką kulturę i sposób życia. Wciąż jednak mieszają się one z naleciałościami włoskimi. Np. w miastach i mniejszych miejscowościach funkcjonuje sjesta, która oznacza krótką przerwę w pracy (czasem nawet drzemkę) w godzinach obiadowych. W praktyce wiąże się z tym, że lokale usługowe typu restauracje są w środku dnia zamykane i ponownie otwierane wieczorem. Funkcjonują wówczas często do późnych godzin.
Czytaj też:
Odwiedziłem Południowy Tyrol. Region specka, wina i pustych stokówCzytaj też:
Chorwaci nazywają to miejsce „małą Polską”. Jest idealne na wakacje