Polka o sekretach życia na Bali. „Świętowanie tutaj się nie kończy”

Polka o sekretach życia na Bali. „Świętowanie tutaj się nie kończy”

Dodano: 
Paulina Wilkiewicz na Bali
Paulina Wilkiewicz na Bali Źródło: Archiwum prywatne / Paulina Wilkiewicz/Shutterstock
Czy obchodzenie świąt Bożego Narodzenia jest możliwe na wyspie zdominowanej przez hinduizm? Europejskie akcenty świąteczne docierają nawet tam, o czym opowiada Polka, która mieszka na Bali od ponad pięciu lat. Lecąc na miejsce w grudniu, wcale nie uciekniemy od znanych nam symboli.
Indonezyjska wyspa Bali zyskała tak dużą popularność wśród turystów, że musi nawet wprowadzać limity czy obostrzenia dotyczące odwiedzających. O wizycie na niej marzy wiele osób, a niektórym udaje się tam ułożyć życie. Tak było w przypadku Pauliny Wilkiewicz, w sieci znanej jako Pantinka. Od lat dzieli się swoimi vlogami z pobytu w ciekawych miejscach m.in. w Hongkongu, czy Singapurze, a azjatyckie kraje nie są jej obce. Niedawno w rozmowie z „Wprost” opowiedziała, dlaczego urzekło ją Bali, różnorodnych sposobach świętowania, zaskoczeniach i wyzwaniach.

Paulina Kopeć, „Wprost”: Pamiętasz moment, w którym podjęłaś decyzję, by żyć właśnie na Bali? Co cię do tego przekonało i co powoduje, że na razie wcale nie zamierzasz stamtąd uciec?

Paulina Wilkiewicz: To śmieszna historia, bo decyzja była totalnie spontaniczna. Przed przeprowadzką na Bali mieszkałam w Hongkongu. Miałam dwie prace i dodatkowo zaczęłam nagrywać filmy na YouTube. Do tego zero wolnego czasu. Mieszkałam w mikroskopijnym mieszkaniu bez okien o powierzchni 6 metrów kwadratowych – wliczając w to łazienkę. Funkcjonowałam tak sobie na autopilocie. Obudziłam się po ponad roku i któregoś dnia dotarło do mnie, że nie chcę żyć w taki sposób.

W mojej głowie pojawiła się myśl o przeprowadzce na Bali. Nie mam pojęcia, dlaczego akurat ta wyspa. Nigdy wcześniej na niej nie byłam. Zaufałam intuicji, wzięłam wolne w pracy i poleciałam zobaczyć, czy będzie mi się podobać. Od razu się zakochałam. Wrażenie robiły piękna pogoda, cudowni ludzie, tanie i pyszne jedzenie. Zauważyłam też, że tam będę miała zdecydowanie lepszy standard życia niż w Hongkongu i się przeprowadziłam.

Ważna jest dla mnie tutejsza pogoda – jest bardzo ciepło, co uwielbiam. Liczą się też ludzie czy psy, które można zobaczyć wszędzie i oczywiście plaża. Choć panuje pewnego rodzaju chaos, to on mi odpowiada, jest przyjazny i pozytywny. Co ciekawe, zawsze powtarzam wszystkim, że choć żyję tu już ponad 5 lat, to ciągle jestem zaskakiwana – nazywam to „What the fu*k moment” i nigdy nie jest nudno.

Co takiego ostatnio cię zaskoczyło?

Świadkiem dziwnej sytuacji byłam dziś rano. Wyjechałam na grę w padla i przede mną jechało dwóch chłopaków na skuterze. Jeden z nich trzymał rower i prowadził go ręką, będąc jednocześnie pasażerem tego skutera. Wszystko działo się na ruchliwej ulicy. Innego dnia przejeżdżałam obok budowy, jakiegoś domu. Wszędzie kurz, zawierucha, maszyny budowlane i nagle na samym środku widzę dwóch robotników. Jeden siedzi sobie wygodnie na krześle, a jego kolega rozjaśnia mu włosy rozjaśniaczem. W takich sytuacjach zawsze mam dużo pytań w głowie.

Super jest też to, że tutaj każdy ubiera się, jak chce. Nigdy nie czułam, by obowiązywały nas jakieś sztywne formy. Widuję dziewczyny w pełnym makijażu i z butami na obcasach, a obok nich kogoś bez butów z matą do jogi. Nigdy nie czułam się tutaj oceniana ze względu na to, jak wyglądam.

Uwielbiam tę wolność, ale ma ona też swoje minusy i ciemną stronę.

Jakie są słabe aspekty balijskiej wolności?

Artykuł został opublikowany w 52/2024 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Źródło: WPROST