Ruszyłam śladami św. Mikołaja. Tak trafiłam do Turcji

Ruszyłam śladami św. Mikołaja. Tak trafiłam do Turcji

Dodano: 
Wierni w kościele św. Mikołaja w Myrze
Wierni w kościele św. Mikołaja w Myrze Źródło:WPROST.pl / Klaudia Zawistowska
Święty Mikołaja to z pewnością jedna z najlepiej znanych postaci. Słyszało o niej każde dziecko. Większości z nas kojarzy się on z czerwonym brodaczem zamieszkującym Laponię, Grenlandię lub po prostu biegun północny. Prawdziwy Mikołaj zamieszkiwał jednak znacznie cieplejszy region świata.

Kiedy wybierałam się w podróż śladami św. Mikołaja, wszyscy znajomi żartobliwie pytali mnie, czy jadę do Laponii, a może na biegun północny. Kiedy uzupełniałam, że odwiedzę znacznie cieplejszą Turcję, nie kryli zdziwienia, że to właśnie tam żył i pomagał biskup Mikołaj. Nietrudno się dziwić. Europejczykom kojarzy on się głównie z Coca-Colą lub kościołem w Bari.

Legenda św. Mikołaja

Istnienie św. Mikołaja pozostaje kwestią dyskusyjną. Duchowny miał urodzić się ok. 270 r. n.e. w Patarze, ważnym mieście portowym na terenie dawnej Licji, współcześnie niezamieszkałego miasta na Riwierze Tureckiej. Jednak pierwsze wzmianki o nim pojawiły się dopiero w VI w. n.e. Zgodnie z obecnymi przekazami był on jedynym dzieckiem pary zamożnych kupców. Po śmierci rodziców rozdał cały swój majątek biednym.

Jedna z popularniejszych legend dotyczących świętego donosi, że uchronił on przed oddaniem do domu publicznego trzech córek nielubianego sąsiada. Mężczyzna miał popaść w długi i żeby się utrzymać, chciał sprzedać własne dzieci. Mikołaj pod osłoną nocy w wigilię Bożego Narodzenia włożył czarny płaszcz i wrzucił przez okno worek z pieniędzmi na posag dla najstarszej z córek. W kolejnym roku pieniądze miała otrzymać średnia córka, a w trzecim najmłodsza z dziewcząt. W ostatnim roku okno do pokoju było jednak zamknięte, dlatego biskup do jej domu miał wejść przez komin.

Legenda św. Mikołaja dała początek dzisiejszej komercyjnej wersji świętego. Stworzony na potrzeby komercyjnej kampanii Coca-Coli wizerunek Mikołaja mocno różni się od oryginału. Biskupie szaty i pastorał zostały zastąpione czerwonym wdziankiem. Święty nie mieszka już w ciepłej Myrze, a w śnieżnej Laponii lub na biegunie północnym. Ma również swój własny transport. W Turcji raczej trudno byłoby mu jeździć w saniach, nie mówiąc już o znalezieniu reniferów. Obu Mikołajów łączy jednak chęć obdarowywania tych, którzy na to zasługują.

Rzeźba św. Mikołaja w Myrze

Kult św. Mikołaja w Myrze

Św. Mikołaj był biskupem w starożytnym mieście Myra. Do dziś przetrwało niewiele z tego miejsca. Turyści nadal mogą oglądać zabytkowe grobowce wykute w skale, do których niegdyś prowadziły schody. Wiele z nich posiada płaskorzeźby z klątwami i karami, które czekały rabusiów. Tuż obok znajduje się również zabytkowy amfiteatr.

Grobowce wykute w skale

Starożytna Myra jest dziś częścią miasta Demre. To właśnie tutaj znajduje się kościół poświęcony biskupowi. Świątynia ta miała zostać wybudowana nad grobowcem św. Mikołaja odkrytym przez tureckich archeologów. Do dziś jest on widoczny w jednej z bocznych naw, jednak nie znajdziemy tam szczątków świętego. Te w XI wieku zostały wykradzione przez kupców i przewiezione do Włoch. Tam złożono je w grobowcu w świątyni w miejscowości Bari, stąd częste określenie św. Mikołaja z Bari.

Miejsce to jest bardzo popularne wśród turystów, którzy uwielbiają spędzać wakacje na Riwierze Tureckiej. Świątynię wierni często odwiedzają również w grudniu, a dokładnie 6 grudnia, ponieważ właśnie tego dnia ok. 345 lub 352 roku miał umrzeć święty, a także w okresie Bożego Narodzenia.

Wyjątkowa uroczystość w kościele św. Mikołaja w Turcji

Ja miałam przyjemność odwiedzić to miejsce 6 grudnia. W świątyni odbywało się wówczas nabożeństwo poświęcone świętemu Mikołajowi. Pośród zabytkowych murów, a także sufitów pokrytych niszczejącymi freskami zgromadził się tłum wiernych z całego świata.

Galeria:
Kościół św. Mikołaja w Myrze. To on był pierwowzorem dla Coca-Coli

Obok siebie modlili się Włosi, Serbowie, Grecy, Rosjanie, Ukraińcy, Bułgarzy, Rumuni i pewnie przedstawiciele jeszcze wielu innych krajów. Wyjątkowego uroku całej uroczystości dodawały tradycyjne świece, które są bardzo popularnym elementem obrzędów w kościele prawosławnym.

Wierni w kościele św. Mikołaja w Myrze

Momentem kulminacyjnym był jednak wspólny śpiew w końcowej części uroczystości. Wszyscy zgromadzeniu odśpiewali wówczas wspólnie jeden z utworów, a budynek wypełniła prawdziwa kakofonia głosów, ponieważ wiernych łączyła melodia, ale dzieliły słowa. Każdy śpiewał w swoim języku narodowym, co z jednej strony było chaosem, z drugiej pokazywało, że mimo dzielących nas różnic kulturowych, czy językowych, może łączyć nas wiara.

Czytaj też:
Pojechałam w grudniu do Turcji. Tego wyjazdu nie zapomnę na długo
Czytaj też:
Polak o świętach na Grenlandii. „Pierogi polali sosem z renifera”