12 godzin koszmaru Polaków w Bodrum. „Byliśmy pozostawieni sami sobie”

12 godzin koszmaru Polaków w Bodrum. „Byliśmy pozostawieni sami sobie”

Dodano: 
Turyści na lotnisku, zdjęcie ilustracyjne
Turyści na lotnisku, zdjęcie ilustracyjne Źródło:Fotolia / dima
Polscy turyści, którzy kupili wycieczkę z biurem podróży Itaka i mieli wracać do kraju z tureckiego Bodrum nie będą dobrze wspominać końca urlopu . Na lotnisku spędzili ponad 12 godzin.

„Fakt” opisuje feralny koniec wakacji Polaków, którzy wybrali się z biurem podróży Itaka do Turcji. Pan Krzysztof mówi, że razem z żoną zdecydował się na wycieczkę zorganizowaną przez to biuro i obsługiwaną przez PLL LOT, ponieważ to duże firmy działające od dawna i wzbudzały ich zaufanie.

Turyści mieli wylecieć z Bodrum do Warszawy 13 lipca o godz. 19.55 Dwie godziny wcześniej zostali przewiezieni z hotelu na lotnisko, gdzie odprawa odbyła się sprawnie. Wkrótce okazało się, że lot jest opóźniony o 5 godzin, a późniejsza godzina widnieje także na wydrukowanych biletach. Dwie godziny czekania wydłużyły się do siedmiu. Po 20 minutach na tablicy wyświetlił się komunikat, że czas opóźnienia, to nie pięć, a siedem godzin.

Opóźnienie samolotu z Turcji do Polski. „Nikt nie podszedł”

Turysta dodał, że na informację od rezydentek nie można było liczyć. Ok. 1 w nocy Polacy dostali informację SMS-em, że wylecą między 6 a 8 rano.

— Nikt do nas nie podszedł, nie poinformował nas oficjalnie, że z racji opóźnienia otrzymamy jakiś posiłek. Niektórzy mówili, że dostali, choć ja tego nie widziałem. Inni bali się brać, bo nie wiedzieli, co potem będzie z odszkodowaniem — dodał pan Krzysztof. — Zapłaciliśmy za wycieczkę z biurem podróży, żeby czuć się bezpiecznie, tymczasem byliśmy pozostawieni sami sobie. Nie było nikogo ani z Itaki, ani z LOTu — mówił.

Po 6,5 godzinach pracownik lotniska zaprosił grupę do hotelu znajdującego się o pół godziny drogi od lotniska, jednak pasażerowie oszacowali czas i uznali, że nie opłaca im się jechać do hotelu na 2 godziny. Ostatecznie zostali wpuszczeni na pokład samolotu po 6. rano. Z głośnika nadano niepokojący komunikat od kapitana.

– Kapitan przeprosił nas za opóźnienie i powiedział, że pierwszy samolot, który miał po nas przylecieć z Warszawy, miał usterkę, której nie udało się naprawić i awaryjnie lądował w Sofii. Wysłali więc drugi samolot, który też miał awarię i też lądował w Sofii. Trzeci, który wysłali z Wrocławia, musiał polecieć do Sofii, zabrać ludzi stamtąd do Turcji i wtedy mogli zabrać nas — mówił pan Krzysztof. Dodał, że sytuacja wzbudziła niesmak. – Najgorsza była ta niepewność i brak informacji, co mamy robić — podkreślił.

Czytaj też:
Piloci Ryanair znów strajkują. Dziesiątki lotów się nie odbędą, dotyczy to też Polski
Czytaj też:
Awaria systemu na europejskim lotnisku. Tysiące pasażerów bez bagażu