W tej europejskiej dzielnicy spodziewałam się zamaskowanych gangsterów. Wizyta była zaskoczeniem

W tej europejskiej dzielnicy spodziewałam się zamaskowanych gangsterów. Wizyta była zaskoczeniem

Dodano: 
Odwiedziłam Wolne Miasto Christiania w Kopenhadze
Odwiedziłam Wolne Miasto Christiania w Kopenhadze Źródło: WPROST.pl
Mieli być zamaskowani i uzbrojeni gangsterzy sprzedający narkotyki oraz unoszący się wszędzie zapach marihuany. Na miejscu zastałam rodziny z kilkuletnimi dziećmi, seniorów z psami, i rzeszę turystów ochoczo sięgających po pamiątki na straganach. Wszechobecne brud i zaniedbanie co prawda nie dodają Christianii uroku, jednak nie sprawiają, że staje się ona kopenhaską no-go area.

– Tylko żadnych zdjęć. Chowajcie komórki. Na różnych blogach podróżniczych czytałam, że inaczej może się to źle skończyć – mówię współtowarzyszom dzisiejszego spaceru do – podobno – jednego z najniebezpieczniejszych miejsc w Kopenhadze. Wysiadamy na stacji metra Christianshavn, w dzielnicy oddzielonej od reszty miasta przez wewnętrzny port, i kierujemy się do Wolnego Miasta Christiania (ang. Freetown Christiania).

Czytałam i słyszałam o nim naprawdę dużo. I to niezbyt dobrych rzeczy. Raczej odradzano wizyty tam. Brudno, niebezpiecznie, zamaskowani gangsterzy sprzedający narkotyki, sporo bezdomnych.

Wolne Miasto Christiania

Christiania – hippisowska komuna

Nie zawsze jednak tak było. Warto cofnąć się do 1971 roku. Wtedy to w stolicy Danii powstało swoiste państwo w państwie, niezależny byt, po prostu Christiania. Jej obywatele – około siedmiuset artystów i hippisów – nielegalnie zasiedlili opuszczone tereny po koszarach.

Stała za tym chęć stworzenia wspólnoty opartej na ideałach wolności, równości i samorządności. Od samego początku to swoisty eksperyment społeczny mający na celu wykreowanie alternatywnej przestrzeni.

Wolne Miasto Christiania

Choć armia początkowo starała się wysiedlić entuzjastów nieszablonowego życia, to z racji na nieuregulowany stan prawny obszaru, jej starania spełzły na niczym. W 1989 roku osiedle uzyskało swoje dzisiejsze prawa.

W Christianii istniała duża swoboda. W przeciwieństwie do tradycyjnych społeczności promowała otwartość i tolerancję wobec różnic kulturowych oraz osobistych.

Kluczową rolę od zawsze odgrywała i po dziś dzień odgrywa tam sztuka. Do dziś mieszkańcy wspierają różnorodne formy artystyczne, w tym street art, malarstwo, rzeźbę, muzykę, teatr. Christiania jest znana z żywej sceny kulturalnej przyciągającej zarówno lokalnych artystów, jak i międzynarodowych twórców.

Niebezpieczna Pusher Street

Freetown kojarzone jest z liberalnym podejściem do narkotyków. Głównym miejscem sprzedaży tych miękkich jest ulica znana jako Pusher Street. Od lat 70. była to centralna lokalizacja, gdzie oferowano haszysz i marihuanę. Mimo że handel tymi substancjami jest w Danii nielegalny, tam odbywał się względnie jawnie przez wiele lat.

Christiania zawsze starała się odróżniać miękkie narkotyki od twardych, jak heroina czy kokaina. Mieszkańcy zazwyczaj tolerowali sprzedaż tych pierwszych, sprzeciwiając się drugim.

W niektórych użytych przeze mnie zdaniach czas przeszły pojawia się nieprzypadkowo. Wesoła komuna zarządzana przez hippisów palących skręty i dbających o ekologię zaczęła psuć się na przełomie lat 80. i 90. Wtedy to rynek narkotykowy przynosił coraz większe dochody. Na wspomnianej Pusher Street rozgościły się gangi, drobni przestępcy, prostytutki. Dilerzy sprzedawali nie tylko marihuanę, ale również i twarde narkotyki. Nieobca im była przemoc.

To spowodowało spadek populacji do mniej niż tysiąca mieszkańców oraz coraz gorszą reputację Christianii. Dla przeciętnego Duńczyka stała się wtedy powodem do wstydu, choć początkowo wolnościowe i lewicowe ideę zostały w tym narodzie przyjęte z aprobatą.

Na początku obecnego stulecia rządy duńskich konserwatystów postanowiły zaprowadzić porządek we Freetown. Naloty i obławy miały skutecznie odstraszyć dilerów.

Spore zaskoczenie

Jak Christiania wygląda dziś, w lipcu 2024 roku?

Jeszcze przed wyjazdem do Kopenhagi ostrzega mnie paru znajomych. Stosując się do ich rad, jadę tam z dwiema innymi osobami w ciągu dnia, nie zamierzam wyciągać telefonu, robić zdjęć i biegać (tę ostatnią zasadę wprowadzono z racji obawy przed nalotami czy innym niebezpieczeństwem; biegacz = złodziej lub policjant).

Christiania zresztą od 1994 roku ma własny, nieoficjalny „kodeks”, do którego można zerknąć wcześniej. Oczywiście niezależny od prawa obowiązującego na innych obszarach Danii. Zabronione są w nim m.in. korzystanie z samochodów, kradzieże, używanie broni, noszenie kamizelek kuloodpornych czy ciężkie narkotyki.

Wolne Miasto Christiania jest pełne street artu

Mżawka nie przeszkodziła dotrzeć do Wolnego Miasta sporej grupie turystów. Są tutaj rodziny z kilkuletnimi dziećmi, starsze małżeństwa z małymi psami na smyczy oraz ludzie w przedziale wiekowym 25-45 lat. Odważnie przechodzą pod drewnianym szyldem z napisem Christiania. Nie wyglądają na ani trochę przerażonych.

Hippisowski Disneyland

W oczy rzucają się brudne, zniszczone budynki. Niektóre „zdobione” są przez obdrapane murale. Deszcz nie zabija nieprzyjemnego zapachu śmieci. Na szczęście czuć go tylko gdzieniegdzie. Mija mnie lokalny mieszkaniec. W ręku trzyma nowego smartfona. A skoro już jesteśmy przy telefonach… Obecni robią mnóstwo zdjęć. Z początku rozglądam się niepewnie, jednak za kilka minut również i ja postanawiam udokumentować wizytę.

Dilerów w kominiarkach brak, a jeśli nawet są – a miałam kilka typów – wyglądają zwyczajnie i nie zaczepiają tak, jak na berlińskim Kreuzbergu. Nie brakuje za to koszulek i bluz z logo Christianii, sklepików z CBD, bransoletek, srebrnej biżuterii w duchu vintage, lodów, szejków, knajp i barów. Nawet na straganie można zapłacić kartą.

Pamiątki w Christianii

„Gdzie ta hippisowska wolność?” – myślę sobie.

Zapach marihuany nie jest też tak wyczuwalny jak na wspomnianym Kreuzbergu. Unosi się raczej gdzieniegdzie.

Po około 40 minutach snucia się i uważnej obserwacji otoczenia, decydujemy się zakończyć wycieczkę. Dopiero przy innym wyjściu widzimy tablicę odpowiadającą na nurtujące mnie pytanie o zasadność straszenia Christianią.

„Przez lata obecność ekstremalnie brutalnych gangów wzrosła do takiego stopnia, że społeczność Wolnego Miasta zdecydowała się na zamknięcie Pusher Street. Cała okolica przejdzie w nadchodzącym czasie transformację. Marzymy o stworzeniu kulturalnej przestrzeni dla dzieci i dorosłych. Zbudujemy nowe place zabaw, skwerki, ustabilizujemy handel. Zaczniemy od wymiany kanalizacji oraz infrastruktury doprowadzającej wodę i prąd” – czytamy.

Tablica informująca o zmianach w Christianii

– Pusher Street musi umrzeć, aby Christiania mogła żyć – powiedziała Reutersowi burmistrz Kopenhagi Sophie Hæstorp Andersen 6 kwietnia tego roku. To właśnie wtedy ulica została zamknięta.

Pusher Street przejdzie gruntowny remont

– Kiedyś było tam naprawdę groźnie. Dochodziło do śmiertelnych strzelanin i gangsterskich porachunków – wspomina Edvin, jeden z kelnerów z restauracji w Kødbyen, inaczej zwanym Meatpacking District.

– Dziś to raczej hippisowski Disneyland, niewiele mający wspólnego z pierwotnymi założeniami twórców – puentuje naszą krótką rozmowę, wzruszając ramionami i wraca do serwowania nachosów.

Nie sposób się z nim nie zgodzić. Czy ten swoisty twór odrodzi się – zgodnie z zapowiedziami władz – na nowo? Będę mieć na to oko. Być może kolejna wizyta dostarczy moim nozdrzom innych niż ostatnio kompozycji zapachowych. A i murale staną się jakby mniej obdrapane. Christianio, trzymam kciuki. Held og lykke!

Czytaj też:
Europejskie miasto oferuje darmowy alkohol, jedzenie i wycieczki. Trzeba wykonać proste zadanie
Czytaj też:
Sekretna wyspa w Europie przyciąga turystów. To tu kręcono film o Jamesie Bondzie

Źródło: WPROST.pl