Nie chcesz spotkać dzików, nie jedź do Krynicy Morskiej. Tu widziałam ich najwięcej w życiu

Nie chcesz spotkać dzików, nie jedź do Krynicy Morskiej. Tu widziałam ich najwięcej w życiu

Dodano: 
Dziki w Krynicy Morskiej
Dziki w Krynicy Morskiej Źródło: Shutterstock / archiwum prywatne Paulina Kopeć
Krynica Morska to polska stolica dzików. Tak się składa, że dowiaduje się o tym, dopiero gdy jestem na miejscu. Tylko w przeciągu trzech dni spotkam je aż cztery razy. Za każdym kolejnym czuję większy niepokój. „Pani się nie boi” – słyszę od miejscowych.

Do tej pory nie myślałam o dzikach zbyt często, ale słyszałam, że coraz chętniej wychodzą na spacery do miast. Szczególnie głośno bywa o nich w sezonie letnim. Do sieci trafiają krótkie nagrania z popularnych plaż nad Bałtykiem m.in. w Międzyzdrojach, Gdyni czy Krynicy Morskiej. Ostatnie z wymienionych miast odwiedziłam w lipcu tego roku. Nigdy wcześniej tam nie byłam i mało o nim słyszałam. Wiedziałam, że jest polskim kurortem najdalej wysuniętym na wschód kraju, a za nim już tylko Rosja i jej Obwód Królewiecki. Ponadto byłam pewna, że mogę liczyć tam na piękny fragment ścieżki rowerowej R10.

Gdy zjawiam się w Krynicy Morskiej, dowiaduje się, że miejscowi darzą tam dziki szczególnym szacunkiem. Są do nich przyzwyczajeni i uznają je za jeden z najbardziej rozpoznawalnych elementów tego miasta – gdyby było ono Wrocławiem, zapewne wszędzie miałoby pochowane malutkie dziczki, zamiast krasnali. Choć takich minipomników tam nie ma, to są inne – dużo większe. Nawet gdy pierwszego dnia widzę te symbole, nie dają mi one zbyt wiele do myślenia. Przechodzę, robię zdjęcia i podążam wypocząć nad morze. Kolejnego dnia mój spokój zostaje jednak nieco zaburzony. Spoglądam na to miasto już nieco inaczej.

Krynica Morska

Dziki w Krynicy Morskiej

W Krynicy Morskiej nie spotkałam dzika pierwszy raz w życiu. Z tym stworzeniem nieco bliżej zapoznałam się już w Warszawie, spacerując kiedyś w okolicy słynnego jeziorka Czerniakowskiego. Nie polecam takich spotkań, bywają niepokojące. Wtedy była to locha z młodymi. Tamto doświadczenie siedziało z tyłu mojej głowy nieco zapomniane, dopiero w Krynicy Morskiej odżyło.

Moje pierwsze spotkanie z dzikiem w Krynicy Morskiej ma miejsce w najmniej spodziewanym momencie. Jadę rowerem ulicą Gdańską, tzw. drogą 501 – ta jest dość przyjemna i asfaltowa, jednak z każdej strony otoczona lasem. Codziennie dojeżdżam do centrum miasta z Przebrna – to około 6 km w jedną stronę. Dopiero po jakichś 10 minutach jazdy robi się bardziej miejsko, tłoczno i głośno. Na wcześniejszym odcinku można liczyć na ciszę, kilka samochodów przejeżdżających od czasu do czasu oraz drogi leśne, w które da się skręcić, by dotrzeć do plaży.

Gdy skręcam w jedną z takich dróg i znajduję się na jej początku, zauważam grubego wielkiego dzika. Zatrzymuję się gwałtownie i prędko zawracam do asfaltowej 501. Myślę wtedy: „Okej, mam już to za sobą. Ta sytuacja na pewno więcej się nie powtórzy”. Powtórzyła, tego samego dnia. Wtedy zrozumiałam, że o wiele bezpieczniej jest kierować się do plaży najczęściej uczęszczanymi i jak najmniej leśnymi ścieżkami. Pierwsza, którą polecam, znajduje się obok miejsca „Bar u Rybaka”. Ulicą Marynarzy można dojść do plaży razem z wieloma innymi turystami.

instagram

Dziki? „Pani się nie boi”

Gdy w godzinach wieczornych wracam z centrum do swojej bazy noclegowej, dowiaduje się, że nawet przy chodniku i w okolicy wspomnianego baru można spotkać dziki. Jechałam rowerem wzdłuż pobocza, a kilka z nich wyskoczyło nagle z zarośli tuż obok moich nóg. Udało mi się zboczyć na drugą stronę ulicy i uniknąć problemów. Kolejni dzicy goście zaskoczyli mnie na cichszym odcinku ulicy Gdańskiej. Jadąc, zauważyłam, jak z jednej strony ulicy na drugą przechodzi cała wataha zwierząt – kilka dużych oraz małe pasiaki. Czekam chwilę w niepokoju, aż schowają się w lesie, po czym ruszam dalej.

Tak to wygląda w Krynicy. W lipcowe popołudnie przekonuję się o tym bardzo dobrze. Pewnego dnia na płatnym parkingu przy lesie proszę pewnego pana, by polecił mi bezpieczniejszą drogę – od tej, na której się znajdowałam. Mówię, że spotykam dziki, a już nie chcę. – Pani się nie boi, one nie są groźne, wszyscy je tu znamy – słyszę z jego ust. Niepocieszona ruszam dalej, by następnego dnia natknąć się na kolejnego zwierzaka. Później przez dzika nie docieram na platformę widokową o nazwie Wielbłądzi Garb. Poddaję się na widok brązowego grubasa i zostaję w ścisłym centrum.

Czy to normalne? W tym mieście tak. Pozostaje pogodzić się z miejscową rzeczywistością. „Proszę zamykać drzwi do ogródka, bo dziki niszczą zieleń” – czytam przed wejściem do małego skwarku przy latarni morskiej. „Proszę nie dokarmiać dzików” – widzę inny napis przy wjeździe do miasta. Można mieć wrażenie, że zwierzęta poniekąd opanowały tamtejsze tereny i powoli podporządkowują sobie ludzi. Jeśli myślicie, że prawdziwe dziki, to wszystko, jesteście w błędzie. Gdybyście mieli potwornego „pecha” i żadnego żywego nie zobaczyli na własne oczy, czekają na was pomniki.

Pomniki dzików w mieście

Pomniki dzików w Krynicy Morskiej tylko przypominają o tym, jak bardzo duże znaczenie mają te zwierzęta dla mieszkańców. Jeden posąg znajduję w ścisłym centrum tuż przed wejściem na molo, straganami i punktem informacji. Nosi nazwę: „Rodzinka Dzików”. Trudno zrobić mu zdjęcie, bo tłumów ustawiających się przed tym punktem nie brakuje. Dzieci usiadają zwierzęta, a rodzice wykonują długie sesje zdjęciowe. Ostatecznie i mi się udaje.

Dziki w Krynicy Morskiej

Kolejny mniejszy pomnik znajduję w pobliżu promendy, w zatoce jachtowej nad Zalewem Wiślanym. To dostojny dzik bosman w czapce żeglarskiej. Obok niego widzę podpis: „Pirs Komandorów Jacht Klubu Krynica Morska”. Widnieją też daty 1971-2016. Nazwa odnosi się do miejscowej budowli morskiej i całego basenu portowego.

Dzik Bosman

Inne pomniki znajduję na Bulwarze Słonecznym – „Dzik Ratownik” i „Dzik Rowerzysta”. Z kolei przy ulicy Portowej dumnie czeka „Dzik Policjant”. Trzeba przyznać, że figurki te robią wrażenie i przypominają, że na miejscu z dzikami nie ma żartów.

instagram

Czy wrócę do miasta dzików? Nie miałabym nic przeciwko, pod warunkiem że przebywałabym wyłącznie w ścisłym centrum i to za dnia. Samo miejsce można uznać za urzekające, mocno oblegane i dość drogie. Spacerując tamtejszymi drogami i odpoczywając na plażach, pozostaje mieć nadzieję, że dzikie stworzenia – zgodnie z zapewnieniami – rzeczywiście nas nie zaatakują.

Warto pamiętać, że podczas spotkania z dzikiem, nie należy wykonywać gwałtownych ruchów. Nie wolno też zostawiać zwierzętom kanapek w lesie, ani innego pożywienia – to sprawia, że jeszcze chętniej i odważniej wychodzą do ludzi. Jeśli poruszacie się po lesie w pojedynkę, najlepiej włączyć w telefonie muzykę albo śpiewać i zrobić nieco hałasu. Gdy jesteśmy w grupie, wystarczy rozmawiać. Jeżeli jakiekolwiek dzik będzie w pobliżu, otrzyma od nas ostrzeżenie i się spłoszy. Najgorzej jeśli zaskoczmy dzika i wejdziemy na niego zupełnie niepodziewanie. Gdy jesteśmy głośniej, ma on możliwość oddalić się bezpieczne i z dużym wyprzedzeniem.

Czytaj też:
Odwiedziłam mało znaną wyspę Gdańska. Tu da się patrzeć na morze i rzekę jednocześnie
Czytaj też:
Przejechałam rowerem ze Świnoujścia do Gdyni. Było pięknie, ale momentami też niebezpiecznie

Źródło: Wprost